Odprysk - reaktywacja

Zaczęty przez Hapana Mtu, Luty 07, 2013, 18:46:15

Poprzedni wątek - Następny wątek

Która opcja na dworze tarykańskim spiskuje z Wajtulią / Karią / Gażachami?

Naukowcy z Nowej Tarykanii
4 (40%)
Czarownicy z Doliny Honkisz
4 (40%)
Skindrzy (nadzorcy niewolników)
3 (30%)
Armia
5 (50%)
Arystokraci, burżuazja, możnowładcy
5 (50%)
Otoczenie Królowej Wydny
3 (30%)
Otoczenie Księcia Piskura
3 (30%)
Nikt
1 (10%)

Głosów w sumie: 10

Głosowanie skończone: Kwiecień 08, 2014, 04:43:42

Hapana Mtu

#15
Kolejna porcja obrazków. Tym razem zrobione na szybko karykatury różnych specyficznych profesji obecnych w świecie odprysku.

Pruchn - tar. Прухн - handlarz niewolnikami. Ich cechą charakterystyczną jest wąsik i biały pas z klamrą przewieszony przez pierś. Zwykle noszą też peleryny i natłuszczają włosy. Nigdy nie rozstają się z bronią na wypadek, gdyby ich towar zechciał ich niemiło zaskoczyć. Często mają też szramy i blizny. W Pokolii mówi się o nich złośliwie, że nigdy nie myją rąk. Często bywają przedstawiani z białym kotem.
Samo niewolnictwo jest moim stosunkowo świeżym naddatkiem, początkowo miało go nie być w Odprysku. Z faktów historycznych: zwyczaj posiadania niewolników był obcy kulturze Pokosty, rozwinął się jednak w sąsiedniej Gluriście. Do Poko przytaszczyli go z sobą Wajtuły. Tyle że samych niewolników z sobą nie przytaszczyli (trudno, by udając się w niesławie na wygnanie brać jeszcze z sobą taki luksusowy towar, jakim byli niewolnicy), więc początkowo do tej mało wdzięcznej roli najmowali sobie przedstawicieli podbitych ludów Pokosty. Jak łatwo zgadnąć, nie przysporzyło im to zbytniej popularności, choć przysporzyło jej ich religii  - człowiek idący Drogą Płomienia nie mógł być niewolnikiem, stąd częste konwersje wśród podbitych ludów. Niewolnicy byli też częstym podarkiem dla boga Wachiego przy najróżniejszych okazjach (choć oczywiście nie tylko oni mieli przywilej bycia składanymi w ofierze). Dość, że zapas niewolników w Pokoście dość szybko się kończył, a że popyt generuje podaż, to pojawili się pruchni - osobnicy, którzy dostarczali niewolników najczęściej importując ich z Gluristy (tacy byli szczególnie cenieni przez Wajtułów), a czasem z innych źródeł. W tej profesji wyspecjalizowała się zwłaszcza wyspiarska Korsaria. Znajdujący się najbliżej Gluristy i mający tam dużo kontaktów Hiundajowie nigdy nie przepadali za niewolnictwem (ani za niczym, co przywodziło im na myśl znienawidzonych sąsiadów z Wajtulii), sami Wajtuły zaś nie mogli powrócić do Gluristy z wygnania.

Dworski skindr - tar. Чкіндр - skindrzy, czyli nadzorcy niewolników, wywodzą się z dawnej pałacowej służby. Ubierają się na niebiesko, który to kolor znaczy "służę królowi" (niebieska chatka nie przypadkowo ma właśnie ten kolor - królewski kat podlega bezpośrednio pod króla) i ma charakter nobilitujący. Nie wolno im zapuszczać bród ani wąsów, a że lubią fanaberie, to zwykle mają równo przycięte i trochę przydługie grzywki, a do tego farbują się na blond.
Grupa ta wywodzi się z niedobitków pałacowej służby. Rzecz w tym, że grubo po tym, jak niewolnictwo zawitało do Pokosty, również i elity tarykańskie zapragnęły mieć bezwolną służbę. Zaczęły ją więc importować z Wajtulii. W końcu niewolnicy zawitali też na królewski dwór. I o ile z początku nie robiło to wielkiej różnicy, że zamiast 10 sług dane skrzydło pałacu czyściło 8 sług i dwaj niewolnicy, to w którymś momencie niewolników zrobiło się tak dużo, że reszta służby zrzucała już na nich większość zadań. Z czasem ci wykazujący się najlepszymi zdolnościami w wydawaniu rozkazów otrzymali zaszczytny tytuł czkindra (dosł. "pilnujący dobrej pracy"), który współcześnie brzmi skindr.
Obecnie królewscy skindrzy zajmują się głównie knuciem intryg i walką o wpływy na dworze królewskim. Najchętniej zapomnieliby o swoim niskim pochodzeniu, ale ich przeciwnicy lubią im je wytykać.

Nopej - tar. Непеј wajt. Ноӑпеі - kapłan seumuchski. Zawsze mężczyzna. Nosi czerwone ciuszki, bo kojarzą się z ogniem. Goli się na łyso (nie zostawia nawet brwi), by święty ogień nie osmalał mu twarzy. Żeby wydawać się większymi i wzbudzać większy podziw nopeje często noszą wysokie buty. W Tarykanii widok niezwykle rzadki.

Naukowiec - tar. Малпај - nie wyróżnia się ubiorem. Wg stereotypu nigdy nie jest uczesany, siedzi tylko w swoich książkach i ekscytuje się znalezionymi tam bzdurami. Naukowcy są też.... bardzo przesądni. Największą organizacją naukową w Pokoście jest Królewska Akademia Nauk w Tarykanii. Była to ważna grupa w Tarykanii... jakieś tysiąc lat temu z wąsem. Złośliwie mówi się o nich zresztą, że od tysiąca lat nie wymyślili nic ważnego. 

Dworska czarownica - tar. Ліпсај - u tej grupy nie ma jednolitego ubioru. Chodzi o to, by było dziwnie, tajemniczo, osobliwie, by przyciągać wzrok i by robić wrażenie. Zwłaszcza by robić wrażenie. Czarownicy często mają długie brody i noszą naprawdę dziwne przyodziewki. Jak na tę grupę strój pani powyżej nie jest jeszcze nazbyt ekstrawagancki.
Grupa czarowników trafiła na dwór w Ćintrze z Doliny Honkisz. W samej Dolinie istnieje jakaś tam niewielka moc magiczna (cokolwiek by to nie oznaczało), która w Pokoście obrosła w legendy. Tyle że - no właśnie - moc istnieje w Dolinie, a nie w ludziach, więc trafiwszy na dwór tarykański czarownicy musieli sobie radzić bez magii. Trudne? Ależ skąd! W końcu ilu magików w *naszym* świecie żyje z robienia ludzi w konia? Dość, że obecnie czarownicy są bardzo ważnymi postaciami w Tarykanii, otoczonymi kultem, z daleko sięgającymi wpływami, silnymi zwłaszcza w armii.
º 'ʔ(1)|z(0) + -(y(2))| = º 'ʔ(1)|z(2)|
  •  

CookieMonster93

Te obrazki przypominają mi Generała Italię git produkcji :D
English C1/2 Nederlands B2/C1 中文 B1 Čeština A2/B1
  •  

Hapana Mtu

#17

Glurista jest jednym z pięciu regionów na kontynencie Woko, obejmującym jego południową i południowo-zachodnią część. Od wschodu sąsiaduje ona z Pokostą, a od północy z Keristą. Nie jest i zapewne nigdy nie będzie ona opisana przeze mnie tak dokładnie jak Pokosta, niemniej myślę, że warto poświęcić jej parę słów choćby ze względu na liczne wpływ, jaki przez wieki miała na Poko.

Warunki naturalne Gluristy zadecydowały o tym, że przez wieki była najbogatszym regionem kontynentu. Klimat jest tu cieplejszy niż w Pokoście, stąd znacznie bogatsze są tutejsze fauna i flora. Nie brakuje tu też złóż różnych minerałów. Region ten był i jest najgęściej zaludnionym obszarem Woko, jest bardzo silnie zróżnicowany kulturowo, religijnie i etnicznie, a do tego długo przodował pod względem technologicznym, choć w tej dziedzinie z czasem przegoniła go Pokosta.

W dalszej części posta - aby uniknąć sytuacji, w której do każdej jednej nazwy dokładam jej piętnaście (wyssanych z palca...) wariantów w różnych językach regionu - będą się pojawiały nazwy w najpopularniejszym współcześnie języku Gluristy, czyli lachatyjskim (laxqatā), którego wymowę podaję poniżej:
"głoski"
t [t] k [k] q [ʔ]
n [n] ŋ [ŋ]
f [ɸ] v [β] c [θ] d [ð] s [s] z [z] ż [ʒ] x [χ] h [h]
l [l] ł [ɬ] gł [ɮ]
j [j] w [ɰ]

a [a] i [e] u [o]
ā [ɒ:] ī [i:] ū [u:]

Co ciekawe, język ten zatracił typowe dla języków Gluristy rozróżnienie tonów.
[Zamknij]

Gluristę dzieli na pół największa rzeka kontynentu nosząca jakże poetycką nazwę Ŋāsa. Właśnie nad tą rzeką, a ściślej w jej środkowym biegu, już w IV - III wieku przed stworzeniem świata (ach, ten kalendarz pokolijski...) narodziła się silna cywilizacja zwana dziś Nuz Taqūxtū (dosł. "Ród Tauchu", ja w spolszczeniu będę używać przymiotnika tauchtyjski). Nie była z pewnością pierwszą ani najstarszą cywilizacją kontynentu, jednak w odróżnieniu od swych dawno już zapomnianych poprzedniczek i rówieśniczek udało jej się na zawsze pozostawić ślad w pamięci mieszkańców Gluristy. Posługujący się językiem liniskim (linqīżu) Tauchci opracowali gdzieś w I wieku przed stworzeniem świata pierwsze na kontynencie pismo współcześnie znane jako łazi żlazī. W I poł. II wieku Tauchci podzielili się na dwa państwa, z których północne upadło jeszcze w II, a południowe w IV wieku.

Cywilizacja tauchtyjska pozostawiała po sobie trzy kanony pism: Sikafāxłita "Złote prawo", Kanikafła "Opowieść o królach" i Xuvā Sizałā "Czyny Sizy". Pismo tauchtyjskie dało początek wszystkim późniejszym pismom glurickim (a więc także pismu wajtulskiemu).

Miejsce Tauchtów nad Ŋāsą zajęli Kihkutowie (Kīqihkucija) oraz Tuwle (Nuz Tuvła), jedni i drudzy mówiący zresztą językami pokrewnymi liniskiemu. Tym drugim zdarzyła się wpadka z feralnego roku 753 (patrz: parę postów nazad) i to głównie od nich pochodzą współcześni Wajtuły. Ci pierwsi również są ważni dla historii Odprysku, gdyż to właśnie oni założyli największe dziś miasto na całym kontynencie: Głazi Sułīcu (drugie jest położone również nad Ŋāsą Głazi Zāvki, trzecie położone na wchodzie Gluristy Tazqaq Głuhūqu, a czwarta tarykańska Ćintra nad Gangreną), oni też są przodkami dzisiejszych Lachatyczyków.

Glurista od starożytności utrzymywała kontakty z Pokostą, przy czym zwykle to kupcy i posłowie z Pokosty fatygowali się do Gluristy, a nie odwrotnie. W starożytności Gluristę odwiedzali Krakirzy i Hiundajowie, potomkowie starożytnych Krakirów mieszkają tam zresztą do dziś. W Gluriście przyjęło się nazywać ziemie na wschodzie (a więc całą Pokostę) Krakirią (por. lachatyjskie Xałāxa). Żeby było zabawniej, nawet pismo hiundajskie jest znane w Gluriście jako "pismo krakirskie". Wraz z pojawieniem się Wajtułów nad Morzem Trzcin w Pokoście intensywność kontaktów między regionami spadła (sami Wajtuły jako wygnańcy nigdy nie zapuszczali się do Gluristy), później jednak znów odżyła, a to głównie za sprawą korsaryjskich pruchnów (patrz: post z karykaturami; samo słowo pruchn pochodzi z jednego z języków wschodniej Gluristy).



Cytat: CookieMonster93 w Kwiecień 24, 2013, 17:01:23
Te obrazki przypominają mi Generała Italię git produkcji :D
To przez ten wąsik. Mnie te postaci przypominają kolejno Hitlera git produkcji, niebieskiego Santaklausa, taelona, stereotypowego naukowca i Yanappu. Pani od plastyki powiedziała o mnie kiedyś, że nie potrafię ładnie rysować, ale za to rysuję pomysłowo.
º 'ʔ(1)|z(0) + -(y(2))| = º 'ʔ(1)|z(2)|
  •  

Hapana Mtu

#18
Historii ciąg dalszy
Nie wszyscy na dworze tarykańskim byli lojalni wobec swej ojczyzny. Znaleźli się tam spiskowcy, którym bliżej było do obcych potęg. Rządzący w Wajtulii eszon Otuchew (Ǒцухеав) przeszedł do historii jako Otuchew Przebiegły, dla swoich zwolenników był Otuchewem Wielkim, najzagorzalsi wrogowie nadali mu zaś tytuł Otuchewa Zdradzieckiego. To on wyczuł słabość państwa tarykańskiego i bezwzględnie ją wykorzystał. Poznawszy podziały na dworze tarykańskim pozyskał sobie niezależnie od siebie kilka opcji dworskich, w pozostałych zaś zainstalował swych ajentów.

Jedną z sił, które sprzymierzyły się z Wajtułami, byli dworscy skindrzy - ci nieliczni przedstawiciele dawnej pałacowej służby, którzy choć po pojawieniu się nad piękną modrą Gangreną niewolników utracili dotychnie zajęcia, to jednak zdołali zachować się na dworze, dawni lokaje i sprzątaczki, a dziś nadzorcy zniewolonych sług królewskich. Była to specyficzna kasta, niezbyt utytułowana, pragnąca czuć się ważniejszą, niż była w rzeczywistości, chcąca zapomnieć o swoim pochodzeniu, skłonna do intryg i łakoma na władzę. Łatwo dali się omamić wajtulskim agentom. Ich zadanie polegało na utrzymywaniu bałaganu na ćintryjskim dworze (co nie było trudne i czym i tak by się zajmowali), donoszeniu Wajtułom o sytuacji i czekaniu na właściwą porę do przeprowadzenia przewrotu. Ich nagrodą miała być władza.

Wajtułom udało się też przeciągnąć na swoją stronę część czarowników. Ludzie ci od dawna nie byli zresztą czarownikami, a raczej kapłanami specyficznej religii, rozpowszechnionej zwłaszcza w wojsku tarykańskim. Teraz dyszeli ze złości po stracie Doliny Honkisz - nie dlatego, że wciąż czuli się bardzo związani z tą ziemią, ale dla tego, że utrata Doliny symbolicznie godziła w ich prestiż. Oni również skusili się na obietnicę jeszcze większej władzy i jeszcze większych prestiży, zaczęli studiować wiarę seumuchską i szykować się do roli wysokich nopejów. Ich rola polegała na powolnym urabianiu gruntu dla nowej religii wśród mieszkańców kraju nad Gangreną, w szczególności zaś przygotowania wojska na wkroczenie śladem Proroka na świętą Drogę Płomienia.

Naukowcy z Królewskiej Akademii Nauk mający swoją główną bazę na wyspach Nowej Tarykanii od wieków byli marginalizowani na dworze przez wrogich im kapłanów. Ich największym problemem było to, że nie znali się na tajnikach polityki. Choć na mocy wcześniejszych postanowień królów tarykańskich wydanych w czasach świetności Akademii nie można było zmniejszyć przeznaczonej dla niej corocznych subwencji, to jednak kapłani robili, co mogli, by płacona ona była w złej monecie, a jej wysokość podnoszona możliwie rzadko. Słudzy nauki znaleźli więc sobie nowego sponsora w postaci Karii, która nie tylko interesowała się ich wynalazkami, ale też była bliżej wysp Akademii niż Tarykania i kontrolowała liczne szlaki morskie na Morzu Wodorostów. Życie na garnuszku jednocześnie Tarykanii i Karii było wygodne, ale wymagało politycznego sprytu i umiejętności lawirowania (zwłaszcza, że mieszkańcom wysp zależało, by ich sponsorzy nie naruszali ich autonomii), której naukowcom brakowało i której musieli się dopiero nauczyć. Kariowie okazali się w tej mierze doskonałymi nauczycielami. Naukowcy nauczyli się zachowywać pozory wierności wobec królów Tarykanii, jednocześnie wspierając swoją technologią Karię. Trzymali przy tym obie potęgi na odległość od swojej głównej bazy, skutecznie zapobiegając dowiedzeniu się przez świat zewnętrzny, o ile stuleci wyprzedzają resztę Pokosty, i wmawiając nawet Tarykańczykom, że większość ich badań prowadzona jest w gmachach i laboratoriach Akademii w Ćintrze, a tylko niewielka część królewskiej subwencji trafia na wyspy (co było poniekąd prawdą, bo wyspy w większości utrzymywała Karia). W końcu naukowcom zamarzyło się zaistnieć samodzielnie w polityce. I to z hukiem. Początkowo planowali dla osiągnięcia swoich celów posłużyć się Karią. Tarykanii nawet nie brali pod uwagę, dawno już przestali czuć się z nią związani. O swoich wyspach mówili po prostu "Nowe Wyspy", nie "Nowa Tarykania". Na swoje nieszczęście Karia w kluczowym momencie sprzymierzyła się z Wajtułami, co umożliwiło też nawiązanie kontaktu między Nowowyspiarzami a wyznawcami Niegasnącego Ognia. Ostatecznie naukowcy uznali, że dla realizacji ich celów religijni fanatycy będą najlepszym narzędziem, po czym przedstawili wajtulskiemu eszonowi propozycję nie do odrzucenia.

Ani skindrzy, ani magowie, ani nawet naukowcy nie wiedzieli, kogo jeszcze pozyskali sobie Wajtuły. Tym sposobem interesów Okopconej Bramy strzegły niezależnie trzy skłócone ze sobą opcje na dworze Tarykanii. Eszon Otuchew miał zaś pewność, że niezależnie od tego, kto zwycięży, zwycięży jego opcja.

Naukowcy wywiązali się z pierwszej części umowy. W roku 2801 uzbrojona w prymitywną broń palną (!) i dwa mechaniczne otłoje (czyli bardzo prymitywne... czołgi!) armia wajtulska wkroczyła do Jasyrii, rozbijając w pył tamtejsze wojska tarykańskie. Przez tamtejszą ludność Wajtuły byli witani jak bohaterowie i wyzwoliciele. Taka zmiana sytuacji zaskoczyła niemal wszystkich - nawet spiskujący z Wajtułami skindrzy i kapłani, ani sojusznicza Karia nie wiedzieli, jak wielka będzie przewaga armii Wajtułów. Najbardziej zaskoczona była zaś tarykańska królowa Wydna. Tę chwilę zaskoczenia wykorzystał jej bratanek Piskur, który oskarżając ją o nieudolne rządy i przyczynienie się do tej sytuacji sam zajął ćintryjski tron. Nowy władca liczył, że gdy zdoła odepchnąć najeźdźców, nikt już nie ośmieli się odebrać mu tronu. Niestety - jak mówi stare tarykańskie przysłowie - nie należy cieszyć się z zysków, dopóki targ nie został dobity. Gdy armia Wajtułów wkroczyła na ziemie etnicznie tarykańskie, w Tarykanii wybucha wojna domowa. Duża część wojsk królewskich przekabaconych przez kapłanów przechodzi na stronę wroga.

Antykrólewskiej rebelii przewodzi czarownik-kapłan Dymd (Дымд), który oficjalnie przyjmuje wajtulskie imię Onukojchoka (Оӑнўкоіхока) oraz tytuł Najwyższego Nopeja Tarykanii, na pozycję głównego dowódcy wiernych królowi sił wysuwa się zaś jenerał Ydnyn (Ыднын). Nie trudno zgadnąć, na czyją stronę przechyliła się szala zwycięstwa. Gdy część zbuntowanych sił tarykańskich wraz z siłami wajtulskimi podchodzi pod stolicę, skindrzy dokonują przewrotu pałacowego, odprawiają księcia Piskura do trzech światów podziemi (albo - jak głosi ich nowa wiara - wprost we wieczny Szron) i umożliwiają szybkie zajęcie miasta. Dawni czarownicy z doliny Honkisz - wbrew swoim wajtulskim sojusznikom - wykorzystują sytuację i posyłają kontrolowane przez siebie wojska by splądrowały "siedzibę niewiernych", czyli ćintryjskie obiekty Akademii Nauk. Ku ich zaskoczeniu budynki Akademii okazują się opustoszałe, nie udaje się im też pojmać żadnych ważnych naukowców. Wtedy dopiero do kapłanów dociera, że naukowcy też byli w spisku i zdążyli już dawno ewakuować wszystko, co mieli w Ćintrze najcenniejszego.

Walki w królestwie jeszcze trwają, jednak ich wynik jest przesądzony. W końcu niedobitki sił broniących dawnego porządku uciekają do Puszczy Niwskiej, do Doliny Honkisz oraz w Góry Czerwone. Jenerał Ydnyn ze swymi oddziałami zostaje przyjęty przez władcę jednego z niwskich plemion, który za tę niefrasobliwą decyzję miał w przyszłości zapłacić Wajtułom swoim państwem. Dawna królowa Wyndy została pojmana i trafiła w charakterze zakładnika na akoteuski dwór, nie było jej jednak dane długo gościć w Okopconych Wrotach, gdyż rychło zmarła na tajemniczą chorobę.

Tarykania staje się podległa Wajtulii. Świecka administracja trafia w ręce skindrów (zarazem samo słowo "skinder" staje się tytułem honorowym), władzę duchową, która w tworzącej się na wzór wajtulski teokracji miała okazać się ważniejszą od świeckiej, przejmują nopeje wywodzący się z dawnych czarowników-kapłanów. Przerażona tak szybkim wzrostem potęgi Wajtułów Karia zmienia front i zawiera sojusz z tradycyjnie wrogimi Wajtułom Hiundajami. Za Karią tradycyjnie podążają inne państwa wyspiarskie.

Gdy sytuacja nieco się uspokaja, naukowcy z Nowych Wysp przechodzą do drugiego punktu realizacji swojego złowieszczego planu. Tereny Wajtulii wraz z nowo podbitymi obszarami nadgangreńskimi zostają pokryte sieciami dziwnych urządzeń - generatorami prądu elektrycznego, liniami telegraficznymi (nazwanymi jakże poetyckim mianem "drzewa słów"), megafonami ("usta boga"). Nowe urządzenia stają się narzędziem władzy wajtulskiej do kierowania ludem. A tym samym Nowowyspiarze - którzy jako jedyni znają tajniki działania tych urządzeń - zaczynają kontrolować wajtulskich kapłanów.

Dawna Tarykania zostaje przemianowana na Wajtulię Gangreńską (potocznie jest znana jako Kraj Gangreński lub Gangrenia) i staje się autonomiczną prowincją Wajtulii zarządzaną przez Najwyższego Nopeja Wajtulii Gangreńskiej, a podzieloną na zarządzane przez skindrów jednostki zwane skindreżami. Miasto Ćintra zostaje przemianowane na Hasom Aszosi (wajt. Һаѕоам Aѕоӑѕі, tar. Хашум бже Ыссаж lub РацКўет бже Ыссаж), czyli dosłownie "Twierdzę Aszos".

W roku 2803 rozpoczyna się ofensywa wajtulska przeciw Królestu Hiundajskiemu. Opór hiundajski okazał się znacznie silniejszy, niż tarykański, nie odmieniło to jednak losów wojny. Stołeczny Milen został zajęty po trzech miesiącach, a do roku 2804 Hiundajia została całkowicie podbita i włączona wprost do państwa wajtulskiego. W tym samym roku floty wajtulska, gangreńska i jasyrska wyruszyły na Mroję, ich siły morskie jednak zostały odparte wspólnymi siłami Mroi i Karii, przy cichym wsparciu jednostek korsaryjskich.

W tym momencie Karia wreszcie poszła po rozum do głowy i wysłała część swojej floty bojowej na północny-wschód, by zająć Nowe Wyspy i przejąć ich technologię, a przynajmniej uniemożliwić tamtejszym naukowcom dalsze wspieranie Wajtułów. Jako przewodnik wyprawy wojennej służył ksatyński żeglarz, który pływał wcześniej na statkach dostarczających surowce na wyspy. Zapłacił on głową na ręce rozwścieczonych marynarzy, gdy okazało się, że ani w miejscu, na którego współrzędne naprowadził statki, ani nigdzie nawokół nie było śladu wysp, choć Karyjczycy jeszcze przez parę dni opływali całą okolicę.

W następnym czasie Karyjczykom udało się przechwycić kilka okrętów kursujących na Nowe Wyspy i z nich, ale i tak nie wiedzieli, jak wykorzystać ich ładunek. Wajtuły darowali sobie podboje morskie i wyruszyli na północ przeciwko Niwom i Hojiom. Wreszcie w roku 2807 między Karią i Mroją a Wajtulią został zawarty pokój, Wajtuły zobowiązały się szanować niezależność wysp, a wyspiarze przestali zakłócać kursowanie statków między Nowymi Wyspami a kontynentalnymi portami.

W roku 2811 stworzona przez Gażachów federacja plemion rozpadła się na dwie części, północą i południową. Niedługo potem uniesamodzielniła się Dolina Honkisz. Nowo nawróceni nopeje z Gangrenii zobaczyli w tym szansę na odzyskanie kontroli nad doliną, ale ekspansji militarnej na tamte tereny sprzeciwiła się Okopcona Brama, ulegając w tej kwestii naciskom Nowowyspiarzy. Przesądni naukowcy pamiętali, że zajęcie Doliny Honkisz już raz przyniosło im pecha i nie chcieli powtarzać starych błędów.

Obecnie mamy rok 2815 i początki epoki teotechnokracji w Pokoście.

Dziękuję wszystkim, którzy wzięli udział w ankiecie-zgadywance.
º 'ʔ(1)|z(0) + -(y(2))| = º 'ʔ(1)|z(2)|
  •  

Hapana Mtu

Z cyklu Inspiracje światem rzeczywistym:
º 'ʔ(1)|z(0) + -(y(2))| = º 'ʔ(1)|z(2)|
  •  

Hapana Mtu

Na wiki pojawił się opis istot występujących w tradycyjnych wierzeniach Odprysku - włala! Nowością są glurickie koncepcje stworzeń mniejszych od ludzi i męskich bogów.
º 'ʔ(1)|z(0) + -(y(2))| = º 'ʔ(1)|z(2)|
  •  

Spiritus

Mam pytanko.

O ile się nie mylę Ćintra jest stolicą Tarykanii (jednego z najsilniejszych państw Odprysku.). Dlaczego więc jest taka mała (3-4 domy i zamek) :)?
  •  

Hapana Mtu

Bo nie umiem rysować milionowych miast.

W wewnątrzmojogłównej rzeczywistości Ćintra to czwarte największe miasto na kontynencie i największe w regionie, z historycznym centrum położonym na wzniesieniu (por. etymologia) nad wielką rzeką i otoczonym murami, z przedmieściami rozlewającymi się po okolicy, dziwnymi budowlami Akademii Nauk, posiadłościami arystokratów, nielicznymi świątyniami, nadrzecznym portem, wielkim mostem prowadzącym do południowej bramy i górującym nad wszystkim zamkiem, którego mieszkańcy suszą pranie na sznurkach wywieszonych między wieżami.
º 'ʔ(1)|z(0) + -(y(2))| = º 'ʔ(1)|z(2)|
  •  

Hapana Mtu

#23
W załączniku coś dla osób posiadających klasyczną grę Heroes III z dodatkiem WoG (mam nadzieję, że są tacy na forum) - zestaw herosowych map ze świata Odprysku. Mapy są oczywiście niekanoniczne, powstały tylko dla frajdy. Jest ich pięć: 4 duże mają z grubsza ten sam układ obiektów, a różnią się wyjściowym rozmieszczeniem graczy (i ich ilością), naśladując przy tym ostatnie zmiany na mapie politycznej Odprysku, ostatnia mapa zaś jest miniaturką.

miasta i gracze
Tarykańczycy - zamek (rycerze) - gracz niebieski
Hiundajowie - loch (harpie, minotaury) - gracz beżowy
Ludy pratyckie - bastion (krasnale, elfy) - gracz zielony (Niwowie), brak gracza (Aeriowie)
Gażachowie - fort (ogry) - gracz pomarańczowy
Ludy kuńskie -  wrota żywiołaków - gracz fioletowy (Karia), brak gracza (Korsaria, Mroja)
Wajtuły - inferno (diabłodajnia) - gracz jasnoniebieski
Ludy zaimkowe - nekropolis (nieumarli) - brak gracza
Ludy Aristy - forteca (bazyliszki, wywerny) - brak gracza
Stolemy - cytadela (gargulce, giganci) - brak gracza
[Zamknij]
º 'ʔ(1)|z(0) + -(y(2))| = º 'ʔ(1)|z(2)|
  •  

Spiritus

A swoją drogą drogą w jakim programie zrobiłeś te mapki. Bo wyglądają świetnie ^-^!
  •  

Hapana Mtu


Te? Kreator map do gry Warlords II.
º 'ʔ(1)|z(0) + -(y(2))| = º 'ʔ(1)|z(2)|
  •  

Toivo

Świetny jest ten świat, masz niezłą wyobraźnię, naprawdę. Tylko czekać, aż zaczniesz pisać osadzone w nim powieści.
  •  

Hapana Mtu

W artykule o wierzeniach pojawiła się sekcja o znakach zodiaku.
Poniżej przełożenie znaków zodiaku z Odprysku na ostatnie lata w naszym świecie, by każdy mógł sobie sprawdzić, spod jakiego znaku jest.
Datą graniczną jest pierwszy czwartek września. Np. osoba urodzona 30 listopada 1986 jest spod znaku Psa, a 12 kwietnia - Smoka.

Gąsienica - 77/78 89/90 01/02 13/14
Pisklę - 78/79 90/91 02/03 14/15
Mrówka - 79/80 91/92 03/04 15/16
Dżdżownica - 80/81 92/93 04/05 16/17
Sroka  - 81/82 93/94 05/06 17/18
Świnia - 82/83 94/95 06/07 18/19
Węgorz - 83/84 95/96 07/08 19/20
Flądra - 84/85 96/97 08/09 20/21
Smok - 85/86 97/98 09/10 21/22
Pies - 86/87 98/99 10/11 22/23
Foka - 87/88 99/00 11/12 23/24
Behemot - 88/89 00/01 12/13 24/25
º 'ʔ(1)|z(0) + -(y(2))| = º 'ʔ(1)|z(2)|
  •  

Hapana Mtu

Ciekawostka: kiedy w XXIII i XXIV wieku wśród elit tarykańskich zapanowała moda na wegetarianizm, przez co jedzenie mięsa zaczęło być źle postrzegane, zwolennicy diety mięsnej zaczęli forsować określenie "jedzenie tradycyjne" (МајрелЫму, gdzie człon Мајрел oznacza 'tradycję'; samo to słowo pochodzi od krakirskiego słowa magrile 'tradycja', a to od magru 'powtarzać') jako bardziej politkorektne określenie na 'mięsożerstwo'. Wiele masarni i rzeźni idąc z duchem czasu zmieniło szyld na "tradycja" albo "sklep z tradycją", które to określenia funkcjonują w języku do dziś.

Tak, inspirowała mnie polska rzeczywistość, ale nie tyle debata w sprawie uboju, co raczej poniższe znalezisko.
Dla ludzi o mocnych nerwach.

Jak te słowa lubią zmieniać znaczenie...
[Zamknij]
º 'ʔ(1)|z(0) + -(y(2))| = º 'ʔ(1)|z(2)|
  •  

Hapana Mtu

#29
Historii ciąg jeszcze dalszy
Nowy porządek religijno-polityczny krzepł przez następnych kilka dekad. Krzepnięcie oznaczało dalszą rozbudowę systemu władzy technologiczno-religijnej na obszarze wajtulskiego imperium, hodowlę całych pokoleń pełnych zapału, fanatycznych zwolenników nowej władzy, a także rozprzestrzenianie się wiary w Jedynego Boga Ognia na terytoriach nienależących do Wajtulii (w każdym razie jeszcze nie). Zarazem to, co na początku było nowe i niezwykłe, wszystkie te techniczne nowinki i cały ten religijny zapał nowicjuszy, wszystko to zaczęło powoli stawać się rutyną, a tu i ówdzie dawało się słyszeć głosy sceptyków (najczęściej zresztą szybko uciszanych). W łonie samej religii powstawały drobne pęknięcia i rozłamy, zaś sama jej doktryna ulegała systematycznej lulaszaizacji, tj. upodabniała się do religii Aeriów: w Gangrenii dopuszczono kapłaństwo kobiet, na nowo podbitych obszarach spotykało się nopejów z brwiami, włosami, a nawet z wąsami i brodą (zwykle zresztą poważnie osmolonymi), ofiary z ludzi jakoś nigdzie nie chciały się przyjąć, a niektórzy nowo nawróceni odbywali podróże do ziemi wygnania - Gluristy. Systematycznie rosła też liczba przeciwników nowego porządku czekających na dogodny moment, by ten porządek wywrócić.

Seumuchstwo rozprzestrzeniało się w dwóch kierunkach: coraz więcej wyznawców zdobywało na państewkach wyspiarskich, zwłaszcza wśród korsaryjskich pruchnów, którym odpowiadało ono jako religia sankcjonująca niewolnictwo (to m. in. oni za nic mieli obowiązujący wyznawców seumuchy zakaz udawania się do Gluristy), rozprzestrzeniało się też na północy, gdzie chętnie przyjmowano je w bardziej liberalnej wersji aeriańskiej, by w ten sposób zabezpieczyć się przed zbrojnym narzuceniem jej z południa (wszyscy mieli w pamięci los tej części Niwów i Hojiów, którzy spotkali się z ultranowoczesną armią wajtulską). Temu drugiemu procesowi towarzyszyło sporo konfliktów między zwolennikami seumuchsrwa w wersji lulaszańskiej, stronnikami jego wersji wajtulskiej i obrońcami tradycji i niezależności. Nie obyło się więc bez przepychanek u władzy, wojen i wojenek, rodowych utarczek, wszelkiej maści zamachów stanu i przyjacielskich interwencji u sąsiadów. W całym tym zamieszaniu rosła pozycja Aeriów.

W roku 2857 urząd najwyższego nopeja Wajtulii Gangreńskiej obejmuje Hutjuwopmucha (Һўдіувоӑпмўха, dosł. Płomień Wiary), wśród rodaków znany jako Bżerchi (БжерХі, dosł. Ogień Wiary). Jego główne cele polityczne to odbudowa silnej władzy centralnej w coraz bardziej zdecentralizowanej i targanej licznymi zatargami Gangrenii, odbudowa dawnego prestiżu państwa, a w ostateczności uniezależnienie się od zwierzchnictwa Okopconej Bramy. Najlepszym sposobem na uciszenie wewnętrznej opozycji i podniesienie pozycji swojej własnej wydało mu się przeprowadzenie zwycięskiej wojny.

Rok później, w 2858 eszonem Wajtulii zostaje Kauekikew (Каҩе Гикеӑв, "Łaska Roztropności"). On również marzy o rozprawieniu się z wewnętrzną opozycją (co w jego przypadku oznacza przede wszystkim ambitnego Hutjuwopmuchę) i podniesieniu swojego prestiżu, a w dalszej perspektywie o uzależnieniu się od "boskich techników" (które to miano przylgnęło do Nowowyspiarzy), którzy mając wyłączny dostęp do technologii, na której opierała się siła i spójność imperium, od lat już trzymali władzę religijną zaplątaną w niewidzialną pajęczynę. Kauekikew miał przy tym dość rozumu, by podejrzewać, że Nowowyspiarze nie wyciągnęli jeszcze wszystkich asów z rękawa. Rozumiał też, że do realizacji tych celów będzie potrzebował czegoś większej niż wygranej wojny.

W roku 2860 kwestia uderzenia na kolejne państwo była w zasadzie przesądzona - nie jest dobrze trzymać na miejscu zbyt wielu fanatyków religijnych, zwłaszcza, jeśli nie daje się im wroga, żeby ich czymś zająć. W ostatnich dekadach siły wajtulskie parokrotnie interweniowały w konfliktach na północy, stoczyły kilka przygranicznych potyczek z siłami honkiskimi i zdławiły kilka lokalnych powstań, ale to było zdecydowanie za mało. Otwartą pozostała kwestia tego, na kogo uderzyć. Solą w oku dla nopejów gangreńskich była wciąż niepodbita Dolina Honkisz, którą wielu z nich nadal uważało za swoją: za swoja ojczyznę, za swoją ziemię obiecaną, za należną sobie ojcowiznę, dość, że za coś elementarnie swojego. Rzecz jasna tłumacząc swoje racje używali argumentów innych niż "bo nam się należy". O napadzie na Dolinę nie chcieli słyszeć "boscy technicy", uważający to miejsce za feralne i tradycyjnie nielubiący nadgangreńskich nopejów. Argumentowali oni, że to pozbawiony znaczenia strategicznego kawał jałowej ziemi gdzieś w górach, owszem można traktować ją jako bramę do dalszych podbojów, jak ujął to mój przedmówca, ale powiedzmy sobie szczerze, komu zależy na jakiejś zapomnianej przez bogów i ludzi... wybaczcie przejęzyczenie, zacni panowie, zapomnianej przez Boga i ludzi zatoczce, której jedynym skarbem są muszle na eksport i owszem panie magu, Dolina jest znana z pięknych krajobrazów i legend o magii i skarbach, ale skarby zostały już dawno zrabowane, a magia, ale niech mi pan nie przerywa, ja panu nie przerywałem, magia Doliny działa tylko w Dolinie. Zamiast Doliny proponowali więc uderzenie na bogate państwa wyspiarskie, zapewniając przy tym, że doskonale zdają sobie sprawę z przewagi nieprzyjaciela, ale już ich w tym głowa, by tym razem flota niewiernych nie zwyciężyła. Tej opcji sprzeciwiała się jednak Okopcona Brama, tłumacząc to nienaturalnością morskich wypraw i odwieczną wolą Boga, która stanowi, by człowiek miał grunt pod nogami, a pływanie na statkach pozostawia tym przeklętym szedolom[1] w ludzkich skórach (tak eszon miał w zwyczaju nazywać innowierców w ich nieobecności). Innymi słowy, nie zaatakujemy, bo eszon boi się morza - pomyśleli wszyscy. Boi się, że woda zgasi ogień, ale nie chce tego powiedzieć. Innymi słowy, nie zaatakujemy, bo ci przeklęci maszyniarze mają interes w zaatakowaniu - pomyślał eszon. Poza tym mam inny plan.

Hutjuwopmucha z ulgą przyjął telegraf (a ściślej "drzewosłów") o tym, że w rezultacie narady Okopcona Brama zgodziła się uderzyć na Dolinę Honkisz. Bezzwłocznie rozpoczął też rekrutację ochotników, zgodnie z osobistym poleceniem eszona Kauekikewa.

Tego samego dnia przybył drugi drzewosłów od eszona. Zaadresowany był do przebywającego w Hasom Aszosi nopeja-misjonarza Melejamety (Меӑлҩе Йҩҩеӑмӗдеӑ, "Posłuszny Najgorętszemu").

Dwa miesiące później, gdy główne siły wajtulskie minąwszy miasto Irbabil maszerowały na północny-zachód kierując się na Hasom Aszosi, by tam połączyć się z oddziałami nadgangreńskimi, a mieszkańcy Doliny Honkisz szykowali się na odparcie ataku, po całym kraju (za wyjątkiem okolic Ketuenetu (КетУенет), gdzie akurat myszy przegryzły kable) rozeszło się pilne drzewosłowo, a w świątyniach, kaplicach, na placach i w tysiącach innych miejsc na terenie całego imperium odezwały się usta boga. Wiadomość stwierdzała, że zdradzieccy heretycy Aeriowie czciciele szedoli zamordowali wysłanego z pokojową misją dyplomatyczną misjonarza Melejametę wraz z całą świtą (chwała męczennikom!), a teraz planują zdradziecko wbić nóż w plecy bezbronnej Wajtulii, gdy posłuszna Bogu armia będzie zajęta szerzeniem seumuchy na zachodzie, przeto Wajtulia ustami Boga i ręką eszona (ktoś musiał podpisać właściwy papier) wypowiada Aeriom wojnę uprzedzającą.

Ta iskra wznieciła pożar.

Swoistą trudność natury teologicznej było uzasadnienie heretyckości wierzeń Aeriów. Misjonarz Lula Sza działał na polecenie Okopconej Bramy i miał jej pełne poparcie, potwierdzało to zbyt wiele źródeł w samej Wajtulii, żeby dało się temu zaprzeczyć. Właściwie należało to do wiedzy ogólnej. Na pewne istniejące różnice w obrzędowości Lula Sza również uzyskał dyspensę (był pierwszym i do niedawna jedynym skutecznym misjonarzem seumuchy, ówczesny eszon nie mógł zrezygnować z pozyskania nowych wyznawców tylko dlatego, że ci nie do końca rozumieli, jaki typ ofiary jest najmilszy Bogu), więc trudno było je wykorzystać. Tym bardziej, że podobne obrzędowe dyspensy obowiązywały dziś w wielu innych miejscach. Oskarżenie ich o oddawanie czci pogańskim bogom miało sens, dopóki nie okazało się, że w skład misternej koalicji, którą po cichu zbudował Kauekikew weszli tkwiący w pogaństwie, ale też nielubiący Aeriów mieszkańcy wyżyny Lureńskiej. Ostatecznie lista zarzutów ukształtowała się tak: oddawanie czci szedolom (standardowe oskarżenie), nieposłuszeństwo wobec eszona (w rzeczywistości Aeriowie zawsze uznawali eszona, ale nigdy się nim zbytnio nie przejmowali, więc w tej kwestii stosunki na linii Muczajjon - Akoteu nie zmieniły się jakoś szczególnie), nadmierny kult proroka Luly Szy (poniekąd prawda) i uznawanie go za równego Bogu (prawda, ale tylko w przypadku jakichś 5% zainteresowanych, głównie mieszkańców głuszy, do której nigdy nie dotarł nopej, żeby wyjaśnić im te kwestie), twierdzenie, że ogień nie jest dosłowną, a jedynie symboliczną reprezentacją Boga (tę kwestię eszon wymyślił sam i był z siebie bardzo dumny, bo brzmiała jak prawdziwy zarzut wobec heretyka) i oczywiście morderstwo i spisek (później niektórzy heretycy spróbują wmawiać prawdziwie wierzącym, że to nie oni, i jeszcze że wszystkie ślady wskazują na należącego do delegacji nopeja-nowicjusza jako na zabójcę, ale że biedak nie mógł tego potwierdzić, ktoś zdekapitulował go w lesie, nim znaleźli go aeriańscy policjanci, ale biada temu, kto uwierzy w kłamstwa heretyków).

Armia wajtulska uderzyła na północ. (Ponieważ eszon nie był głupi, kilka oddziałów odesłano na zachód dla wzmocnienia straży w rejonie granicy, żeby mieszkańcy Doliny Honkisz nie postanowili skorzystać z dogodnej okazji do ataku uprzedzającego.) Nagle okazało się, że Aeriowie nie mają wśród sąsiadów przyjaciół i nikt w Puszczy Niwskiej nigdy nie przechodził na ich heretycką wiarę. Lokalni władcy w większości bardzo chętnie zgadzali się na przemarsz wojsk przez ich ziemię, a nawet z własnej woli postanawiali wesprzeć Wajtuł swoimi oddziałami. I oczywiście z radością uznawali zwierzchnictwo Akoteu. Mniejszość, która stawiała warunki, nie wychodziła na tym za dobrze. Czasem wręcz nie wychodziła wcale.

Armia wajtulska wkroczyła na tereny heretyckiej Aerii od południowego wchodu, a od południowego zachodu nastąpiło drugie uderzenie w wykonaniu Lurenów i Karanów.

Gdy na północy Pokosty zwycięska armia obracała w gruz Muczajjon, przelewała krew, brała jeńców w niewolę i ogólnie dawała upust swoim uczuciom, na południu ktoś inny uznał ten moment za właściwy. W myśl zasady, że najwłaściwszy moment na coś takiego przypada wtedy, gdy główne siły wroga znajdą się możliwie daleko, Hiundajowie rozpoczęli powstanie.

Powstańcy byli zdeterminowani (nikt nie nie cierpi Wajtułów bardziej od Hiundajów), czas był właściwy, udało im się zaskoczyć wroga (zeszłym razem to wróg ich zaskoczył, przede wszystkim przewagą technologiczną), a przy tym mieli jawne wsparcie władz Korsarii i ciche wsparcie Karii, którym zależało na osłabieniu Wajtulii. Nic więc dziwnego, że w miarę szybko udało im się opanować dużą część Półwyspu Hiundajskiego. Po wyzwoleniu części dawnej stolicy zebrani w gmachu stołecznej opery (zamek królewski wciąż pozostawał pod kontrolą okupanta) powstańcy ogłosili powstanie Królestwa Hiundajskiego, mianując regentem hr. Hathara (Гөћър). Samo miasto przemianowali z powrotem na Milen, ogłaszając je stolicą odrodzonego państwa. Przy okazji znieśli też wprowadzone przez Wajtuł niewolnictwo i wydali odezwę, w której wzywali do walki "Wszystkich wrogów wajtulskiego plugastwa".

Kiedy jedna zwycięska armia na północy zawracała z powrotem, bogata w jeńców i łupy, druga armia złożona z powstańców walczyła o każdy kawałek ziemi, a tłumy niszczyły symbole wrogiej okupacji, przerywając druty telegrafów i podpalając junateny [2]. Po całej Pokoście krążyły sprzeczne wieści. Gdzieniegdzie wybuchały lokalne powstania, zamieszki i bunty niewolników, ale przeważnie szybko upadały.

Eszon Kauekikew osiągnął to, co sobie zaplanował - odniósł militarne zwycięstwo, zapewniając sobie kontrolę nad północno-wschodnią Pokostą,  pokazał wrogom, że muszą się z nim liczyć, upokorzył i ośmieszył najwyższego nopeja Gangrenii pozwalając mu wierzyć w atak na Dolinę Honkisz (którą, przez nawias, też trzeba będzie kiedyś podbić), zlikwidował jedyny ośrodek seumuchski niekontrolowany przez niego, zapewniając sobie tym niepodzielną władzę i brak konkurencji, zaspokoił też głód krwi u ludu, a co najważniejsze znalazł stałego wroga. Heretyka. Takiego wroga, który nie rzuca się w oczy, zawsze jest w pobliżu, zawsze spiskuje. Takiego, że w każdej chwili można na niego zrzucić winę za wszystko, zrobić z niego ofiarę. Wroga, którego w razie potrzeby można odnaleźć w każdym. Na przykład w przeklętych, pogańskich naukowcach, którzy będą za bardzo mieszać się w wewnętrzne sprawy Okopconej Bramy. Rodzi się jedno pytanie - skoro wszystkie cele na obecną chwilę zostały już osiągnięte, to do czego można by jeszcze wykorzystać to powstanie Hiundajów? Bo zdławienie go jest kwestią czasu...

Gdzieniegdzie wybuchały lokalne powstania, zamieszki i bunty niewolników, ale przeważnie szybko upadały. Nie inaczej było na Korsarii, gdzie na krótko wybuchł bunt niewolników. Na wyspie, której główny składnik PKB stanowi handel niewolnikami (tak przynajmniej twierdzą złośliwcy) bunt towaru nie jest czymś nieoczekiwanym i zapewne cała sprawa zostałaby zapomniana, gdyby nie kolejny bunt, który został wywołany tym pierwszym. Bo czy rozsądnym jest, aby państwo, którego wielu mieszkańców to bogobojni czciciele Wachiego (tyle że nawróceni stosunkowo niedawno i nie widzący problemu w wyjazdach do Gluristy), które utrzymuje się z handlu niewolnikami i dla którego Wajtulia od wieków jest głównym partnerem handlowym, otwarcie wspierało antywajtulskie, antyseumuchskie i antypruchnicze[3] powstanie? Tak więc tym razem buntem zagrozili pruchnowie. Po gruntownym przemyśleniu i przekalkulowaniu kilku spraw sułtanka Kalaniesze (Чаланєше) doznała religijnego objawienia, przechodząc na Swumuchę i wycofując swoje wsparcie dla hiundajskich powstańców. Doprowadziło to do drugiego w historii największego ochłodzenia stosunków między Korsarią a Karią [4].

Pozbawienie wsparcia Korsarii trochę zachwiało morale Hiundajów. Tym bardziej, że Karia również wycofała swoje wsparcie, uznawszy, że nie jest bezpiecznie być tym jedynym państwem, które podskakuje olbrzymowi o imieniu Wajtulia. Przez całe wieki polityka zagraniczna Karii kręciła się wokół dwóch rzeczy: pilnowania sojuszy, ażeby nigdy nie być tym jedynym państwem i pilnowania równowagi w regionie, żeby nigdy nie musieć ścierać się z olbrzymem. W polityce zagranicznej Karii była jeszcze trzecia rola: Kariowie chętnie bawili się w mediatorów. Z braku innej opcji zaoferowali zwaśnionym stroną tę.

Tymczasem Eszon Kauekikew stwierdził, że nie ma zamiaru czekać na powrót głównej armii i do tłumienia powstania na półwyspie wysłał jednostki stacjonujące akurat w pobliżu Akoteu. Pięć mechanicznych otłoi powinno załatwić sprawę.

Gdy rozpoczęły się negocjacje, powstańcy kontrolowali dużą część Beucji i kilka kawałków Galaicji. Razem dawało im to 1/4 terytoriów etnicznie hiundajskich. Oddziały Wajtulii miały wciąż jeszcze 3/5 początkowej ilości czołgów. Milen znów funkcjonował jako Angojhutjuwopi, a chwilową stolicą Królestwa Hiundajskiego było Tusbin. Żołnierze wracający z północy już dawno minęli Irbabil.

Hiundajowie uparli się przy niepodległości, Wajtuły uparli się, że o żadnej niepodległości nie ma mowy, chyba że gdzieś z dala od Wajtulii. Kariowie zgłaszali wiele propozycji. Czas płynął. W końcu armia Wajtulska odbiła Półwysep Hiundajski, więc negocjacje musiały się zakończyć. Z wielu propozycji Kariów Wajtuły wybrały jedną i postanowiły wprowadzić ją w życie. Kariowie znaleźli się w dość niewygodniej sytuacji, bo propozycja była wysunięta czysto teoretycznie. Zgodzili się jednak pomóc, licząc, że może przynajmniej na jakiś czas zostaną wykreśleni z wajtulskiej listy "następny do podbicia".

W wyniku negocjacji Hiundajowie otrzymali autonomię w ramach państwa Wajtulskiego. Granice tej autonomii pokrywały się z granicami tej części spustoszonego państwa Aeriów, którą Wajtulia uznała za swoją. Każdy, kto chciał, mógł tam popłynąć. Karia zobowiązała się podstawić statki.



[1] Dla przypomnienia: szedole (ѕедол, dosł. gasiciele gwiazd) to wg wierzeń wajtulskich złe istoty grasujące nocą, przestawiane jako uskrzydlone postaci ludzkie lub zwierzęce; z nimi wyznawcy seumuchstwa utożsamiają często bogów innych religii
[2] Seumuchskie kościoły.
[3] Czyli wymierzone przeciw pruchnom, nie przeciw próchnicy.
[4] Największym ochłodzeniem był tzw. kryzys ogrodowy. Zaczęło się od tego, że w roku 1945 z inicjatywy ówczesnej sułtanki Korsarii otworzono pierwszy w Pokoście ogród zwierząt, w którym zamieszkały żywe zwierzęta pochodzące z wielu odległych miejsc. Ogród ten był częścią ogrodów sułtańskich i stanowił obowiązkowy punkt odwiedzin ważnych zagranicznych gości. Ponad pół wieku później z okazji obchodów millennium Karowie otworzyli swój własny ogród zwierząt, czyniąc go w dodatku dostępnym dla wszystkich chętnych (po uiszczeniu opłaty wejściowej). Jakby tego było mało, sprowadzili do parku najprawdziwszego behemota aż ze środkowego kontynentu (wielu ludzi myślało, że to bestia mityczna, tak jak pies albo świnia). Tego Korsaryjczycy nie mogli im darować. Sąsiednie kraje dąsały się na siebie aż do roku 2042, kiedy ówczesny król Tarykanii wpadł na świetny pomysł, że też może urządzić sobie taki ogród. Wtedy Korsaria i Karia pogodziły się, by móc solidarnie dąsać się na Tarykanię za podkradnięcie ich patentu przez kolejne sto lat. Ówczesny eszon Wajtulii uznał całą sytuację za zabawną, twierdząc, że głupi poganie walczą o głupie ogrody zwierząt, a on u siebie takiej głupoty nigdy mieć nie będzie. Gdy w roku 2046 otwarto w Akoteu pierwszy w Pokoście ogród kwiatów, eszon był bardzo zawiedziony, że nikt z pogan nie oprotestowuje go z zazdrości.
º 'ʔ(1)|z(0) + -(y(2))| = º 'ʔ(1)|z(2)|
  •