Ślimaki

Zaczęty przez Hapana Mtu, Maj 18, 2012, 23:34:01

Poprzedni wątek - Następny wątek

Hapana Mtu

Wisząca u okna metalowa jarzębina zaczęła dzwonić. Aeouaa odłożył na bok stelę z kodeksem i wypełzł z gliny. Powąchał szybko węgiel. "Już czas" pomyślał i bez słowa wczołgał się po kładce, aż dotarł na balkon. W jakiejś odległości nad sobą zobaczył uwisłą nieruchomo powietrzną purchawkę z korzonkami. W języku urzędowym to ustrojstwo nazywało się balonem. Naprężył się, wyciągnął, znów naprężył, aż udało mu się złapać w zęby najdłuższy z korzonków. Szarpnął trzykrotnie i zawołał "jestem już". Purchawka poruszyła się, a następnie wysunął się z niej podłużny pysk. "Ciii, nie krzycz tak głośno, czuję przecież twoje ruchy" zachichotała szeptem Sombrero. Aeouaa, starając się mówić możliwie cicho, wyrecytował w języku urzędowym zwyczajową formułkę "oficjalny urząd pocztowy numer jeden w Rowanii w ustach i w osobie starszej dżdżownicy Aeouaa w dniu dzisiejszym zaświadcza słowem oficjalnym i zgodnym z literami steli pocztowej, iż żadne przesyłki nie pozostają w obrębie jego jurysdykcji, kompetencji, subordynacji ani żadnej innej właściwości", w swoim języku zaś dodał "możecie już lecieć, Sombrero". "Czekaj, ja coś dziś dla was mam" zachichotała tamta i spuściła w jego kierunku korzonek - czy też, jak to się mówi po urzędniczemu, linę - do którego przymocowany był sporej wielkości biały liść. Aeouaa złapał za korzonek, wyplątał z niego liść, po czym spojrzał na jego wierzchnią stronę. Było tam napisane w języku urzędniczym DO ZIEMI ŚWITU I ZMIERZCHU DLA PAPROTKI, poniżej zaś widniały układające się w imię trzy znaki rowańskie i rysunek rtęci. Gdy Aeouaa podniósł wzrok, nie zobaczył już Sombrero. Powietrzny grzyb powoli wciągał w siebie liny. "No tak, chowają je, żeby ich Sobal nie poplątał" pomyślał Aeouaa i wykręcił się, chcąc zejść na dół. Zrobił to jednak na tyle niezgrabnie, że nagniótł się na własny ogon. "Literówka" zaklął w myślach. W końcu udało mu się wydostać z balkonu i spełznąć na dół. Balon musiał już się był oddalić, gdyż dzwonki pocztowe milczały.

----------------------
Objaśnienia
Imiona bohaterów uległy spolszczeniu. Fragmenty kursywą to kalki z mowy Dżdżownic. Język urzędniczy to używana do celów formalnych wynaturzona odmiana ji jeeme. W osobie Sombrero pojawiają się Cichce - istoty mówiące (a ściślej - chichoczące) cichem. Co do wąchania węgla - dżdżownice mają na tyle czuły węch, iż potrafią porozumiewać się z niamniamami, więc czemu nie miałyby dysponować zmysłem pozwalającym odczytać upływu czasu z rozpadu węgla 14C? Urząd pocztowy jest w Rowanii tylko jeden. Dla zasady co jakiś czas przylatują tam balony pocztowe, normą jest jednak, iż nie ma żadnych przesyłek do odebrania bądź dostarczenia. Rowanki nie mają nazwisk, stąd obok imienia używają dla identyfikacji swoich znaków zodiaku. Otwarcie przyznaję, iż nie wiem, na jakiej zasadzie dzwonki pocztowe vel metalowa jarzębina wykrywają bliskość balonu pocztowego.
º 'ʔ(1)|z(0) + -(y(2))| = º 'ʔ(1)|z(2)|
  •  

Feles

Rtęć jako znak zodiaku?
anarchokomunizm jedyną drogą do zbawienia ludzkości
  •  

Hapana Mtu

º 'ʔ(1)|z(0) + -(y(2))| = º 'ʔ(1)|z(2)|
  •  

Feles

Ładnie. :-)

Przy okazji spytam - język kwęków jest jeszcze do wzięcia?
anarchokomunizm jedyną drogą do zbawienia ludzkości
  •  

Hapana Mtu

Cytat: Fēlēs w Czerwiec 17, 2012, 14:18:10
Ładnie. :-)

Przy okazji spytam - język kwęków jest jeszcze do wzięcia?
Tak, jak najbardziej.
º 'ʔ(1)|z(0) + -(y(2))| = º 'ʔ(1)|z(2)|
  •  

Hapana Mtu

Mieszkanie w krainie, gdzie świt trwa dłużej niż dzień, ma sporo zalet, myślał sobie Aeouaa sunąc ścieżką wśród łąki. Jak każda dżdżownica bardzo lubił dotyk porannej rosy. I w ogóle wilgotną ziemię. Żałował tylko, że nie może zakopać się w ściółkę, ale wtedy zabrudził by liść, a to byłoby niedopuszczalne uchybienie. Z trawy obok ścieżka dobiegł go komunikat. "Jedzenie. Trawienie." mówił niamniam. Po chwili coś głośno gdaknęło i w jego bok z głośnym piskiem wbiło się jakieś stworzenie. "A, ratunku, potwór! Wielki potwór! Dopadł mnie! Chce mnie zjeść!" "Oaooa?" spytał ze zdziwieniem Aeouaa. Stworzenie na chwilę przestało się szamotać, odwróciło dziób w jego stronę. Bez wątpienia był to Doro Kokkoda "No tak, znowu ty..." rzekł Aeouaa "Co tutaj robisz?". "Goni mnie wielki stwór, co ja gdaczę, potwór, ale olbrzymi, olbrzymiasty jak pół znajnika! Jak drzewo!" Doro Kokkoda wymachiwał skrzydłami "Jadłem sobie właśnie roba... znaczy te, no, nasiona, o!, kiedy to stworzysko na mnie wyskoczło i zaczęło..." "Uspokój się" mruknął Aeouaa "to tylko niamniam." "Niamniam, niamniam! To nie mógł być niamniam! To było ogromne, i tak się na mnie rzuciło..." gdakał tamten coraz bardziej zaaferowany, podskakując i wiercąc się. "To był niamniam. I najwyraźniej właśnie zajada twoje gówno" stwierdził dżdżownica i wskazał cielskiem w stronę, skąd wcześniej wyczuł niamniama. Znajka obrócił wzrok we wskazane miejsce. "A, rzeczywiście, niamniam. Jaki malutki, hi hi..." Aeouaa naprężył się i zaczął mozolnie sunąć w dalszą drogę. Po chwili - zgodnie z jego przypuszczeniami - pierzasta kula na dwóch nogach dogoniła go i znów zaczęła terkotać. "Daroro Doda, nie zostawiaj mnie samego, zaczekaj na mnie! Dokąd tak pełzniesz?" "Mam list do doręczenia." "List? Ja mogę go doręczyć za ciebie, mi go daj! Jestem szybszy, szybko go zaniosę!" "Nie" odparł dżdżownica "ty nawet adresu własnego gniazda nie pamiętasz. Nie powierzę ci takiego odpowiedzialnego zadania." "Co? Ja nie pamiętam adresu własnego gniazda?! Pamiętam, po prostu nie chce mi się tam siedzieć! Nie jestem nieznajką!" "A czym niby?" "Niedoznajką!" "A zrobić ci test wiersza?" "A zrób!" Aeouaa cały czas sunął do przodu, a Doro Kokkoda biegł tuż obok. "W porządku" rzucił pierścienica i zaczął recytować:
dostał kwadrat nogi, ręki
poszedł w las
tam dopadły go stęk-kwęki
rychło w czas
połamały cztery boki
pej-jam-ciach
teraz kwadrat jest szeroki
tak jak BACH

"Teraz to powtórz." "A powtórzę!" gdaknął dumnie Doro Kokkoda. "Kwadrat złamał na stęk-męki... w lesie... i... teraz cienki... Ej, oszukujesz, specjalnie dałeś takie trudne słowa!" "Trudne? Toż to najzwyklejsza wyliczanka dla piskląt!" zaśmiał się dżdżownica "Jasne, wyliczanka! A skąd tam takie trudne słowa, jak trójkąt i inne nazwy liczb!?" "Nie trójkąt, tylko kwadrat. Poza tym ty chyba nigdy nie słyszałeś prawdziwego wiersza. Wiersz rozziewicy jest przynajmniej dwa razy dłuższy od niej samej!"

----------------------
Objaśnienia
Jak łatwo zauważyć, bohaterowie mają problem natury fonetycznej z wzajemnym wypowiadaniem swoich imion, stąd formy Oaooa i Daroro Doda. Fragment wyliczanki pej-jam-ciach to pokaleczone liczebniki ji jeeme. Taka swoista kalka za polskim ene-due od greckiego ένα δύο (chyba, że źle zgaduję etymologię).
º 'ʔ(1)|z(0) + -(y(2))| = º 'ʔ(1)|z(2)|
  •  

Mônsterior

Ja się nie chcę mądrzyć, ale "Studenci" duuużo lepsi :)
  •  

Noqa

At him he yelled and yelped, tackling with taunting and dauntings; he tied and tacked him tightly and tautly, and killed him and quelled him and quenched him.
  •  

Mônsterior

"Studenci" to postmodernistyczne dzieło popisów literackich i jako takie może zachwycać, ot co!
  •  

Hapana Mtu

 Ciemność ustąpiła znade mnie. Żyję. Znów. Jak zwykle leżałem w pozycji embrionalnej, zwinięty, nagi, tym razem jednak czułem nawokół siebie coś... coś, co obejmowało mnie sobą jakoś tak inaczej... spróbowałem tego dotknąć... liść. Rany boskie, to jest liść ka-pus-ty! Taki sam jak wtedy na początku! A więc w tym świecie kapusta odradza się... mając liście!
Odruchowo spróbowałem poruszyć rękami, wyczuć je wszystkie... dwie. Teraz kończyny dolne... jedna, druga, trzecia... nie, to już z powrotem ręka... czyli nogi też mam dwie. Skrzydła... ogon...  nie, nie mam. Czułki... macki... nic, ciało nie odpowiada. Szybki ruch ręką na podbrzusze. Tak, wyczuwam, jest tam. Tylko jeden!
Otwarłem oczy, dopiero po chwili uderzyły mój umysł dwie fale impulsów: najpierw dźwięki, potem obrazy. Nade mną na tle szarawego nieba pochylały się dwie istoty. Przypominały ludzi. Czy tak wyglądają tutaj ludzie? Czy ja też tak wyglądam?
"Czy jest tu Herbert?" spytałem.
Zauważyłem, że ci nade mną mieli rogi. I wąsy. Czy ja też mam poroże?
Rozmawiali w jakimś niepojętym dla mnie języku. Brzmiało to jak hęhęhę-ręręrę-rąrąrą. Najwyraźniej nie zrozumieli mojego pytania. Zmusiłem się, żeby spojrzeć na swoje ręce. Ludzkie. To znaczy takie, jak na początku, w pierwszym świecie. Czyli tamci nie są ludźmi. Ich skóra ma inny kolor.
"Jestem Józef" przedstawiłem się. "Józef" rzekłem jeszcze raz, mając nadzieję, że teraz zrozumieją przynajmniej to, że "Józef" to dla mnie bardzo ważne słowo. Moje imię! Jedyny majątek, jaki wolno mi wziąć z sobą w podróż do kolejnych światów. "Józef" wyszeptałem znów.
º 'ʔ(1)|z(0) + -(y(2))| = º 'ʔ(1)|z(2)|
  •