Dodałbym do tego, że często dochodzi do gramatykalizacji zwykłych słów, które potem stają się partykułami samodzielnymi, albo występującymi w konstrukacjach (często są to czasoniki, np. mieć, umieć, chcieć, które tworzą TAMy odpowiadające przyszłości, przeszłości, dokonaności). Wiec bierze się to najczęściej z jakichś reanaliz - to jakie będą zakresy znaczeń zależy już głównie od ciebie. Ale najczęściej języki w takich kwestiach są dość zachowawcze. Konstrukcje tworzą się często, większe reanalizy czy przechodzenie od konstrukcji do aglutynacji już ślamazarniej (zdaje się, że wymaga to co najmniej 1000 lat; choć te, które znam zachodziły przynajmniej 2000). Zwykle po prostu reanalizuje się stare końcówki, formy gramatyczne. Zanik granicy między wyrazami jest dość utrudniony.
Swoją drogą - trudno oczekiwać, aby pierwsze języki miały rzeczywiscie rozwiniętą fleksję czy aglutynację, przynajmniej poza jakimiś podstawowymi wyrazami. Zatem można podejrzewać, że cały inwentarz przypadków czy trybów musiał powstać jakoś od form analitycznych. A jednak trudno o przykład podobnego rozwinięcia morfologii w przypadku języków poświadczonych. Ba, powszechne jest upraszczanie, zatem powstanie takiej fleksji jest tym dziwniejsze. Czy możemy podejrzewać, że było to jednak coś specyficznego dla języków pierwotnych? Że daje się stwierdzać stopień rozwinięcia języka? Jakoś określać stadium jego rozwoju i wiek?