Jak się uczyć języków?

Zaczęty przez Henryk Pruthenia, Czerwiec 23, 2015, 00:05:47

Poprzedni wątek - Następny wątek

Henryk Pruthenia

Здрасте!
Wiém, że wiele osób teraz zaskoczę, bowiem chcę napisać coś konstruktywnego i nie spamowego i nie sławiokonlangowego ani nie Przychodźka (tak przy okazji, okazała się być ukrofaszystką i teraz hejt!) tylko parę swojech przemyśleń, bo sesja.

Chciałbym zatém poruszyć temat nauki języka i przedstawić parę swojech przemyśleń pomysłów w nadziei, że i Wy coś swojego powiecie. Wszystko tu to moje zdanié, i gdy coś jest przedstawiane jako prawda, to jest to moje zdanié jéno.

Jak każdy chyba tu, uczę się języków. I nie są to bardziéj przydatne czasém języki, ale cóż, mogę to robię. Od roku stwierdziłem, że Arj z Arjów powinienem był więcéj czasu poświęcić nauce, a nie Majkraftowi (serjo) czy Łajkapedyji. Przez ten czas miałem mniéj lub bardziéj owocne okresy nauki z którech, jak się łatwo można domyśleć, nie wyszło nic. I to nie takie nic, że po prostu zaprzestałem nauki, ale nie pamiętam praktycznie już nic. Schade. I ostatnimi czasy wróciłem był do nauki, przy okazji poświęcając się rozwojowi bicków (strasznie odstresowuje). I spostrzegłem wiele błędów, które popełniałem w czasie nauki wcześniejszéj, na studjach, jak i nawét teraz. Więc przejdźmy do rzeczy.

Nauka słów każdemu kojarzy się z kuciém. I nie dziwię się, przyzwyczaiła nas do tego szkoła. Tak jesteśmy stworzeni, że wszystko prawie staramy się robić na ostatnię chwilę, co potém zostaje nam téż gdy uczymy się dla siebie. Uczymy się zazwyczaj poprzez schemat wykuj, że bat to nietopérz. Efektywna nauka słownictwa tém sposobém nauczy nas dużo-dużo mniéj, niż nauka na podstawie korpusów/textów. Należy pamiętać, że słowo nie stoi nigdy same, a w parze, tworząc różnego typu wyrażenia, nawét okazjonalne. Kiedy uczymy się takiego wyrażenia, a nie pojedynyczech słów jednocześnie aktywujemy słownictwo. Gdy uczymy się wyrażenia, zapamiętujemy dodatkowo dwa, lub więcéj słów, żywę tkankę języka natywów, gramatykę przy prawie tém samém czy nawét mniéjszém użyciu czasu i sił. Wéźmy za przykład zwrot ins Kino gehen. Powiedzmy, że osoba nowoucząca się języka niemieckiego, nie wié co to gehen czy ins znaczy. Sądzę, że raczéj spamięta ten zwrot szybciéj, gdyby miała się uczyć poszczególnech elementów z osobna. Uważam téż, że gdy uczymy się czasowników, należałoby się uczyć ich z rekcją. Zmusza to nas do aktywizacji słownictwa, bo kiedy ktoś uczyłby się аплодировать кому raczéj by pomyślałby o czémś i jakoś to użył. Człowiek bowiem bardzo nie lubi takowéj 'suchości', i stara się oswajać novum. Tak samo przymiotniki należałoby się uczyć od razu z jakiémś rzeczownikiém, nawét gdyby to miałyby być jakieś pierdoły o niesklejonych piérogach.
Alibo krócéj: słów nigdy się nie powinno uczyć pojedynczo; najlepsze są związki wyrazowe, przysłowia (podwójny plus), oraz praca na podstawie tekstu (polecam zalajkować jakąś stronę w języku docelowém i przepisać ze dziesięć jakiechś wyrażeń). Wbréw pozorom to nie jest wiele nauki.

Tryb pracy także mocno wpływa na naszą naukę. Jesteśmy leniuchami, taka prawda. Tu wiele zależy od osoby się uczącéj. Ja jestem skrajném leniém, i lubię nic nie robić większość czasu. Leżeć i tyle. Ale jak tu pracować, by coś osiągnąć. Gdybyśmy byli tylko leniami, nie byłoby tak źle. Ale chcemy téż dużech efektów w krótkiém czasie. Gdy bierzemy się za coś, zapalamy się i gaśniemy po paru dniach bo ja nic nie zrobiłem takiego, i co z tego, że się uczyłem wczoraj sześć godzin? i nie osiągamy nic mimo większech nakładów pracy własnéj. Gdyby się tak zebrać, i uczyć po te trzy godziny dziennie, to rzeczywiście przenieślibyśmy góry, ale w większości przypadków tak nie będzie. Fajnie jest robić sobie czasem sesyjki, to pomaga, ale lepiéj się uczyć codziennie a mało, nad rzadziéj, a dużo. Czemu tak, mówić nie będę, bo to dość jasne. Ale jak się uczyć, to ile i jak? Polecam wybierać stałą liczbę przyswojonech słów. Dlaczego? Kiedy uczymy się przez godzinę słowa za słowém bez jakiegoś celu, i wyuczymy się ich powiedzmy pięćdziesiąt, to jutro wyuczymy się trzydzieści, albo równie dobrze nic. To bardzo przeszkadza systematyczności. Dobrze jest wyznaczyć sobie małą granicę słów, choćby dziesięć na dzień (to kwadrans tylko). Codziennie staramy się tego wyuczyć, narzucamy to sobie, ale jeżeli już w to wejdziemy, to nasz umysł zapamięta taką codziennę krótkę sesję i przyjdzie to nam dość naturalnie potém. Ale materdyjo, nasermater, dziesięć słów na dzień to za mało, ja jestem pro i chcę jutro już mówić po sumeryjsku/khmersku!!!!!!11111 A chuj Ci w dupę, i tak się tego nie nauczysz. 10 słów X 365 dni daje nam 3560 słów rocznie. To już robi wrażenie, niż 50 słów X 15 sesyj podzielić na 2 (bo połowa słów wyparuje, wiém to sam po sobie, a z małech sesyjek zostaje na dłużéj, przynajmniéj u mnie). Naukę taką fajnie byłoby połączyć z jakąś stałą porą dnia i inną czynnością, najlepiéj fizyczną, bo organizm wtedy przyzwyczaja się do wysiłku, i sam go potrzebuje.

Język należy przyswajać jak natyw. Albo bejbok. Jedno-że i to-że samo. Bardzo smuci mię, że w szkołach uczy się języka od dupy strony, to jest od pisma, potém wymowa, a na końcu lexyka plus gramma. Dziecko przyswaja język inaczéj. Powtarza, robi błędy, przyswaja gramatykę na podstawie zasłyszanech wyrażeń. I to dobry po-mojemu sposób na naukę. Słuchamy coś, uczymy się, przyswajamy, dzięki czemu gramatyka nie jest wyuczoną tabliczką, którą sobie musimy przyswajać, tylko czémś całkowicie naturalném. Drugą bolączką jest wymowa. Najlepiéj jest mieć kogoś, kto nas poprawiać będzie, aż nie nauczymy się mówić i słyszeć natywnie, a wcześniéj będziemy popełniać błędy. Dzieci psecies tes mają z tym ploblemy.

Hmmm, z rzeczy ważnech, do mojech wypocin można dodać by jeszcze tylko to, że należy rewidować często to co już się nauczyliśmy, bo wcale nie musi to być poprawne.

No i czekam na hajty oraz spostrzeżenia innech.

Obcy

Ja dodam kilka własnych spostrzeżeń.

Przy nauce języka, szczególnie na bardziej zaawansowanym poziomie, jest systematyczny i niemal codzienny kontakt z językiem, żeby nie wyjść z wprawy, najlepiej 15 minut dziennie. Przy zaawansowanej nauce ważny jest jeszcze dobry dobór materiałów. Najlepiej szukać materiałów z różnych środowisk językowych,  ponieważ jak np. będziemy tylko słuchać wiadomości w obcym języku, czytać obcojęzyczną poezję czy słuchać podcastów, to możemy niemiło zaskoczyć się "na ulicy". Najlepiej słuchać czegoś "żywszego", np. filmów, seriali, programów młodzieżowych, wideo na YouTubie. Dobre by były na początku napisy, w tym samym obcym języku, którego się uczymy, aby móc spisać sobie nowe zwroty i wyrażenia (najlepiej wybierać sobie całe zdania), a poza tym nie każdy może być przyzwyczajony do szybkiej, niedokładnej, skrótowej wymowy czy używania dialektów danego języka. Jeśli język obcy ma odmienny system pisma, to wskazane jest też czytać dużo i systematycznie, a jeśli język ma dużo "egzotycznych" głosek, to dużo do siebie mówić (albo najlepiej pracować z lektorem).

Kolejna porada: warto mówić do siebie samego (albo z korygującym błędy nativem, jeśli jest taka możliwośc). Wtedy kształtujemy umiejętność samodzielnego i spontanicznego budowania wypowiedzi, a poza tym stanowi to test myślenia w obcym języku i powtórkę umiejętności językowych. Niestety nie zawsze zwraca się na to uwagę, w końcu nie zależy nam tylko na rozumieniu, pewnie również na tworzeniu własnych wypowiedzi. Poza tym dzięki takiemu mówieniu będzie można w przyszłości łatwiej "przełączać się" między językami. Zachęcam również do wymyślania własnych historyjek czy nawet opowiadań lub wierszy, zwłaszcza w połączeniu z nowo poznanym słownictwem. Jeszcze lepiej, aby później ktoś skorygował popełnione przez nas błędy, zwłaszcza gramatyczne, aby wiedzieć, jakie elementy jeszcze sprawiają nam problemy i które warto poćwiczyć. Podobnie z pracą z lektorem lub nativem, jednak on nie powinien poprawiać nas za każdym razem, tylko po skończonej wypowiedzi podsumować, które błędy zakłócają komunikację, ale nie wyszczególniać nawet najdrobniejszego błędu, zwłaszcza na początku nauki.

Ważną rzeczą jest również ograniczyć wpływy języka ojczystego przy poznawaniu nowego słownictwa, gdyż rodzimy język będzie na pewno przeszkadzał nam w płynnym wyrażaniu myśli w języku obcym. Najlepiej założyć sobie słowniczek, do tego dobierać zdania tak, aby wynikało z kontekstu znaczenie (jeśli to możliwe). Rysunki się przydadzą przede wszystkim przy takich pojęciach jak rośliny i zwierzęta. Naukę warto uzupełnić słownikiem obcojęzyczno-obcojęzycznym. Nie dość, że aktywizuje to naukę języka obcego, to jeszcze w takich "naturalnych" słownikach prawdopodobnie znajdziemy więcej znaczeń, kolokacji i idiomów niż w polskich słownikach. Możemy też dokupić zaawansowany słownik obrazkowy, ale nie alfabetyczny, tylko kategoryczny.

Ciekawa rzecz: przy początkach nauki powinniśmy na początku... słuchać języka, zanim w ogóle przystąpimy do nauki - tak jak dziecko. Rzecz ta wcale nie jest bezużyteczna, tylko pomaga zrozumieć szybkość mówienia, intonację oraz mniej więcej system fonetyczny i fonologiczny danego języka. Będzie to stanowić dobry start, ponieważ pozwoli nam to zredukować rodzime wpływy przy mówieniu.

Poruszę jeszcze kwestię: lepiej uczyć się samodzielnie czy płacić za kurs językowy? To zależy przede wszystkim od naszej motywacji i dostępu do materiałów. Jeśli podołamy systematyczności w nauce, to czemu nie. Będzie tylko problem z kształtowaniem wymowy i korygowaniem błędów. Jeśli nie będzie dostępu do lektora, native'a czy osoby świetnie znającej język, to tylko mogę poradzić nagrywanie siebie i rzetelną samokontrolę, najlepiej po upływie kilku dni. Dostęp do materiałów będzie sprawiał nam bolączkę przy rzadszych językach, wtedy warto pytać o jakieś dobre materiały do nauki, np. przez internet. Niestety będzie czasami wymagana znajomość angielskiego, bo nie zawsze znajdzie się polska pozycja. Mniej zdeterminowanym i bardziej zamożnym polecam kurs, ale tu też warto dowiadywać się o szczegółach, abyśmy nie musieli przepłacać, bo kursy są względnie drogie.
  •  

Ghoster

#2
[...........]
  •  

CookieMonster93

#3
Zgadzam się bardzo z Wami.
#1 Ostatnio – ponieważ sesja – krążą mi po głowie podobne myśli. Mus uczenia się na historię i kulturoznawstwo poskutkował tym, że nie miałem czasu na język przez cały trzeci rok... Była tylko nauka na kolokwia, ale wiadomo - wtedy 50% wyparowuje, a drugie 50% jest nie do końca nauczone, bo umiem listy słów, a żadnych kolokacyj z nimi.

#2 Studia to chuj, ponieważ zamiast uczyć się najpierw rzeczy ważnych, potem mniej ważnych, a na końcu rzadkich, uczymy się z tych trzech kolumn po trochu. Skutkuje to tym, że na III roku, będąc na poziomie B2 (ponoć, choć nie dowierzam) znam słowa jak "feudalizm", "kacerz" itp. Nie umiem jednak powiedzieć "chleb razowy", "jajecznica", "jajko na twardo" albo "łyżka do zupy" czy "batonik".

#3 Mam w planach zrobienie takiego słownika, gdzie byłby polski - wyrazy podzielone na znaczenia, do znaczeń kolokacje + rekcja czasownika + przyimki z jakimi się to łączy + jakieś utarte zwroty/przysłowia. Podzieliłbym to sobie na 5-6 poziomów, każdy by zawierał pewnie ~1500-2000 słów + towarzyszące im językowe ciekawostki wymienione przed chwilą. No i na podstawie tego, tłumaczyłbym wszystko na drugi język na tej samej zasadzie, zwroty bez dokładnych odpowiedników zastępowałbym jakimiś bliskimi w L2. Uczyłbym się dzięki temu sam wyszukiwać, co się z czym i jak łączy. Wiem, że to z jednej strony nie jest nauka tak dobra jak teksty, no ale z doświadczenia wiem, że w tekstach nie znajdę całego słownictwa, jakiego potrzebuję. Założeniem projektu będzie też uczenie się najpierw słów "codziennego użytku + emergency words*" (* czyli jak sobie poradzić wyjeżdżając do kraju - kupić bilet, spytać o drogę etc.), potem tych "mniej używanych, ale jednak", żeby móc poprowadzić luźną konwersację będąc już na B1/B2, a słówka typu feudalizm, kacerz czy glukometr zostawiłbym sobie na szary koniec. Na pewno podzielę się polską częścią, może się komuś tutaj przyda, kto wie.
Oczywiście słownik byłby dopełnieniem, a nie zastępstwem. ;)

Szkoda, że uczą nas ładnie pisać prace, recenzje i inne pierdoły, a zaniedbują inne "ważności". No i teksty o aborcji i eutanazji może i są elementem kultury Niderlandów, ale darowałbym je sobie w podręcznikach na A2/B1. :P

EDIT: PS. Tak baaaardzo zgadzam się z tym 10 słówek na dzień! :D Ja mam w planach od przyszłego roku uczyć się po 10/dziennie, ale tylko pn-pt, a w weekendy przypominać sobie słówka z danego tygodnia. Ważne jest, by pamiętać, że większość słówek zapomnisz co najmniej raz. Wszystko trzeba z czasem odświeżać.
English C1/2 Nederlands B2/C1 中文 B1 Čeština A2/B1
  •  

Henryk Pruthenia

Do tematu wracając...
Otóż przez pewien czas starałem się uczyć tych 10 słów na dzień, i wiecie co? Wszystko wyleciało. Naprawdę, trzeba używać leksyki, bo rzadko kiedy ją można zakuć jak trzeba. Ostatnio eksperymentuję z metodami nauki, bardziej metodą prób i błędów i opisywania błędów i sukcesów.

Tak oto, doszedłem do wniosku, że najbardziej brakuje mi kontekstu słowa. Po prostu, słowo zawieszane jest w pustce, skąd szybko potrafi wyparować. Co innego, gdy nauczę się słowa w ten sposób:
Mam jakąś czytanku, powiedzmy po hiszpańsku. Uczę się słowa "el techo" - sufit i multa innych słów w tymże tekście zawartych. Cały tekst po 'jako-takim' obuczeniu słów czytam głośno na głos. Potem tłumaczę to słownie na polski. Następnie znowu tłumaczę, ale na papier. Potem polskie tłumaczenie na polski tłumaczę na hiszpański. Niektóre słowa oczywiście i tak wypadają, ale pamiętam, że na tym przykładzie, parę słów, które przedtem za nic w świecie do głowy mi nie chciały wejść weszło 'ot tak'.

Szkoda, że w tym temacie jest tak mała aktywność. Chętnie dowiedziałbym się czy macie jakieś własne sposoby nauki języka.

zabojad

Osobiście korzystam z Anki z programem takim: 7 nowych słówek i 50 powtórek. Kontekst zapisuje rzadko, jeżeli już naprawdę zawieszam się na słowie. Uczę się tylko aktywnie(nawet rzadkie słówka wpisuje do fiszek w ten sposób), staram się w wolnym czasie układać zdania z nowymi słówkami, ale nigdzie ich nie zapisuje - tylko czasami trafiają do fiszek 'pijawek'. Progres jest znaczący, słówek używam podświadomie(ostatnie kartkówki z angielskiego to najlepszy przykład - na 25 słówek nie pamiętałem max 2). Problem pojawia się przy synonimach i (prawie) homofonach - te trzeba tłuc świadomie.
Minusem jest to, że często znam słówko, a nie jestem go pewien, przy czym w 98% jest to słówko prawidłowe.
Z fiszkami uczę się angielskiego i niemieckiego, kiedyś leciałem tak z łaciną i słowackim(tu jednak wziąłem opcje 20 nowych kart i wszystkie powtórki, co nie było mądre i zajmowało ok. 0,5h, i potwornie męczyło). Nauka całości zajmuje mi średnio ±15 min(czyli nieco ponad 7 min na 57 kart)
Feles [*]
Requiem aeternam dona eis, Domine, et lux perpetua luceat eis. Requiescant in pace. Amen.
  •  

Noqa

Swoją drogą, polecam Babadum.
Jest już dużo języków i chociaż nie ma wyboru poziomu trudności i trzeba się uczyć wszystkich 1500 słów, które tam są (i które często są nie według klucza największej przydatności) to forma bardzo ułatwia. I myślę, że poświęcenie temu 20 minut dziennie przez parę tygodni naprawdę może znacząco wzmocnić leksykę.
At him he yelled and yelped, tackling with taunting and dauntings; he tied and tacked him tightly and tautly, and killed him and quelled him and quenched him.
  •  

Henryk Pruthenia

Dziękuję bardzo!  Znacie jakieś inne strony tego typu?
Alibo macie własne inne sposoby nauki? Zależy mi na burzy mózgów,  by się jakoś do przodu pchnąć!

Silmethúlë

Do zapamiętywania prostych zdań w iluśtam językach jest Duolingo. Samo cię, oczywiście, żadnego języka nie nauczy, ale u siebie progres w irlandzkim zobaczyłem ogromny po dwóch miesiącach regularnego korzystania (po min. 3 powtórki dziennie + co kilka dni zrobienie jednego, dwóch skilli, zależnie od ich rozmiaru; i co jakiś rzadszy czas dzień takiego naprawdę mocniejszego męczenia Duolingo).
  •  

Henryk Pruthenia

Coraz bardziej staram się zagłębić w temat. I mam następne swoje przemyślenia.

Otóż, jak dla mnie, nauka języka powinna jak najbardziej się da przypominać tę naturalną, z lat dziecinnych: czyli kontakt z mową, rozmowy, oraz brak ingerencji drugiego języka w tym procesie (doceniam teraz te podręczniki, gdzie wszystko było w języku obcym...). I tak się zastanawiam, jak podobne warunki osiągnąć w domu. Bo, oczywista, możemy chodzić no konwersacje, nie ma problemu, ale to jest pieniądz. A jadąc autobusem przez skajpaja rozmawiać nie będziem także.

I tak sobie pomyślałem, że może tłumaczenie piosenek to jest jednak to? Zawsze jakaś leksyka, przy okazji nuta zapada w ucho (zapamiętujemy rytm, melodię i leksykę), mamy kontakt z materiałem co jakiś czas (choćby przypadkiem), powtarzamy słowa (a więc, chyba najważniejsze, aktywizacja leksyki!) no i wygląda to dość przyjemnie.
I to był na pierwszy Augenblick. A po drugie: czy ktoś z was zna jakieś książki od problematyki (samo)nauczania obczyzn?

Siemoród

Niejaki Barry Farber napisał książkę ,,How to Learn Any Language: Quickly, Easily, Inexpensively, Enjoyably and on Your Own". Co prawda nie wszystkie metody w niej zawarte bym polecał (mam tu na myśli dziwne mnemotechniki), ale jeśli ktoś nie wie jak się zabrać za naukę języka to warto przeczytać (krytycznie, rzecz jasna).

Moja nauka jest oparta zasadniczo na trzech rzeczach:
- Anki - do każdego języka mam talję bierną i czynną - do biernéj dodaję synonimy i część słów, których bym nie wychwycił. Do czynnej natomiast te, które (twierdzę, że) mogą być dla mnie w jakikolwiek sposób przydatne. Co ważne - nie używam żadnych gotowych list - dodaję słowa, które pojawiły się na lekcyi w podręczniku czy też podczas czytania gazety, słuchania czegoś, rozmowy itp.. Oczywiście nie jest to bezmyślne dodawanie, bo po co dodawać słowa, których nie używam w języku ojczystym? Oprócz słów dodaję też niektóre zwroty i przedrostki. W ustawieniach mam ograniczenie 12 nowych słów dziennie (które dodaję hurtem raz na jakiś czas) i 100 słów do powtórzenia (nigdy tego limitu nie przekroczyłem), choć zwykle jest to około 25-50 słów.
- Podręcznik do języka - staram się robić planowo jedną lekcyę tygodniowo, ale różnie to wychodzi. Najważniejsze, żeby nie zamęczyć się dużą ilością materjału.
- Gazety, filmy, nagrania, rozmowy, pisanie et cetera - chyba najważniejsza część nauki. Ważne jest zarówno osłuchanie się, jak i oczytanie, bo większość reguł gramatycznych się wchłania podświadomie! Dlatego zamiast ślęczeć nad szesnastoma deklinacyami w jakimś języku dużo lepiéj jest ten sam czas poświęcić na  przeczytanie kilku artykułów obcojęzycznéj gazety, bo schemat odmiany prędzéj czy późniéj sam wejdzie do głowy i będzie z tego lepszy pożytek, niż z kucia deklinacyj. Gazety i telewizyję oczywiście można łatwo znaleźć z użyciem gógla. Prócz tego trzeba języka używać, o czém wiele osób zapomina - tu polecam rozmowę z rodzimomówcami lub pisanie tekstów na Lang-8 (gdzie także sprawdzają je rodzimomówcy). Tych dwu ostatnich rzeczy nie da się niczém zastąpić.
Niech żyje Wolny Syjam!
  •  

Wercyngetoryks

Nabyłem słownik polsko-rumuński. Plan jest taki, że będę się codziennie uczył jedną kartkę słownika – 72 słowa – na pamięć. 17 000 słów ÷ 72 słowa = 236 dni. Pod koniec września powinienem już znać wszystkie te słowa, i wtedy w ciągu 1-2 dni przyswoję sobie podstawy gramatyki. A potem będę czytał dużo rumuńskich tekstów w Internecie i prawie na pewno uda mi się również pojechać na jakiś czas do Rumunii i Mołdawii, gdzie będę praktykował rumuńską mowę. Uczę się już od jakiegoś czasu i niemal wszystkie wyrywkowo wybrane słowa pamiętam.

Jest to średnio korzystny sposób na naukę, bo:

  • słowa bez kontekstu o wiele łatwiej się zapomina;
  • nie ma kontaktu z żywym językiem,

ale


  • jest łatwy;
  • nie ma polskojęzycznych samouczków do rumuńskiego;
  • nie umiem obsługiwać Anki.
ChWDChRL
  •  

Todsmer

Cytat: Spodnie w Luty 09, 2016, 16:55:53
Nabyłem słownik polsko-rumuński. Plan jest taki, że będę się codziennie uczył jedną kartkę słownika – 72 słowa – na pamięć. 17 000 słów ÷ 72 słowa = 236 dni. Pod koniec września powinienem już znać wszystkie te słowa, i wtedy w ciągu 1-2 dni przyswoję sobie podstawy gramatyki.
Żartujesz, prawda? ;)
  •  

Wercyngetoryks

Znając życie, pewnie bym się nie nauczył, ale teraz mię sprowokowałeś.
ChWDChRL
  •  

Towarzysz Mauzer

Nie rób tego, serio. Preparuj lepiej słowniczki tematyczne. Jeden mój znajomy przez wakacje przepisał mały słownik rosyjsko-polski w całości. Miałem z niego ogromną bekę, bo skutki dla znajomości rosyjskiego były dość marne.
Skrzydła miłości, mocy, o wielki, Twardy Jerze,
Rozpostrzyj ponad nami, ogrzej i przyjmij nas. -Mrkalj, Palinodia o twardym jerze
***
VIVAT CAROLVS GVSTAVVS REX POLONIÆ
  •