No ja właśnie mam mieszane uczucia. Ale nie dlatego, że jestem zwolennikiem sowieckich toponimów - BROŃ BOŻE! Oczywiście, że taka akcja była potrzebna (tylko, że przeprowadzono ją zdecydowanie za późno - na to był czas zaraz po upadku ZSRR, kiedy się "czajono" zamiast zrobić raz a porządnie), ale niestety z wykonaniem już gorzej.
Fajnie, że przywrócono Bachmut, Kamieńskie czy Snowsk, ale z drugiej strony w wielu przypadkach (i to chyba nawet w statystycznej większości) zamiast powracać do nazw przedsowieckich powprowadzano nowe nowotworki (i to nierzadko "typu sowieckiego", bo trudno mi inaczej nazwać twory takie jak Czarnomorsk, Toreck [brzmi jak coś na Syberji] czy Mirnohrad - to są nazwy może i nieideologiczne [chociaż ten ostatni już trochę ideologją trąci], ale stworzone w 100% według sztucznych, sowieckich wzorców).
Największym absurdem tej reformy jest przemianowanie Kirowogradu. Chyba jedyne tak duże miasto, w której nawet zwykli mieszkańcy (nie tylko jakaś odrealniona inteligencja) dążyli do przywrócenia pierwotnej nazwy Elizawetgrad. Ale Wierchowna Rada powiedziała "NEIN", bo "kojarzy się z caratem" i zamiast tego jebnęli idjotyczną nazwę "Kropywnicki" (utworzoną wbrew jakimkolwiek prawidłom toponimji, zresztą również "na sposób sowiecki", bo to ZSRR wymyślił, że można nazwać miasto "Chmielnicki" czy "Czajkowski" - to nie są poprawne toponimy), która w badaniach społecznych zajęła CZWARTE miejsce. Nie drugie, nie trzecie, CZWARTE (na bodajże siedem). "Dniepro" zresztą też głupota - skoro Katerynosław ich tak kłóje, to już lepszy byłby (Nowy) Kodak, czy nawet nieszczęstny "Siczesław". O mniejszych miastach i innych miejscowościach już nawet nie wzpominam, bo szkoda strzępić ryj.
Podeźrzewam, że w wielu przypadkach winne jest konsultowanie takich rzeczy ze społeczeństwem - takich spraw nie powinno się ustalać "demokratycznie", bo to tylko droga do tego, by wszystko zostało po staremu lub zmieniło się w najgłupszy możliwy sposób.
Ogólnie uważam, że błędem jest podchodzenie do takich spraw z zamiarem "zmieniania". Powinno się raczej mówić o przywracaniu nazw historycznych. Takie zwykłe zmienianie nazw, które kojarzą się źle prowadzi do zastępowania jednego nowotworu drugim, niekoniecznie lepszym. Powinno się patrzeć przede wszystkiem na to, czy dana nazwa jest historyczna, jak długo obowiązuje, czy odzwierciedla historję miejscowości (czy jest po prostu nazewniczym "pustakiem", który mogła dostać jakakolwiek inna miejscowość), a dopiero w drugim rzędzie na to, czy jest ładna czy nieładna i kogo/co upamiętnia (czy "złego komucha", czy może jednak któregoś z tych "dobrych").
Że już nie wzpomnę o tem, że nawet pod względem dekomunizacyjnym ta reforma nie była kompletna. Zostały wszystkie Pierwomajski, Perszotrawieński, Czerwonograd w obw. lwowskim, nazwy związane ze Czkałowem czy P. Osypienko (co decydowało, czy postać była "spoko" czy "be"?) - Sława Bohu, że Berdjańskowi przywrócono właściwą nazwę jeszcze za Chruszczowa, bo teraz by tego nie zrobiono. Już nie wzpominam o (pozornie tylko) "patrjotycznych" nazwach typu Chmielnicki czy Iwano-Frankiwsk (które niezależnie od postaci, do których się odnoszą, są i tak tworami czysto sowieckimi - taka metoda "kija i marchewki" wobec Rusinów - tu wam walniemy Kirowa, tam Dzierżyńskiego, a tutaj Chmielnickiego i Franka), bo to pewnie na Małorusi kompletne tabu. Z takimi absurdami jak "Piwdennyj Buh" (zamiast jedynie poprawnego Bohu) też nikt nie kwapi się rozprawić, bo i po co.
Dlatego ja jestem wobec tej dekomunizacji mocno krytyczny i zastanawiam się, czy podzielasz ten punkt widzenia. Też zastanawiam się, jakie były nastroje społeczne wobec tych zmian na samej Małorusi, ale podeźrzewam, że krytykowali je głównie homines sovietici, broniący stati quo.