Nazwy miejscowe na Ziemiach Odzyskanych

Zaczęty przez Towarzysz Mauzer, Styczeń 02, 2013, 20:53:48

Poprzedni wątek - Następny wątek

Dynozaur

#195
Ja nie mówię, że taka praca musi być z definicji gniotem (o ile jest napisana z sensem i bazuje na wartościowym materjale), ale umówmy się - to, co piszą te wszystkie studenciaki... wysokich lotów nie jest. I niczego nie wnosi - tysiąc pięćset prac o tym samym. Część teoretyczna, nie mająca żadnego związku z resztą pracy i wszędzie taka sama - jest tam tylko dlatego "bo trzeba". A potem praktyczna, z której można dowiedzieć się o upodobaniach piszącego jej magistranta... i w sumie niewiele poza tem. Taki jest wygląd ich - studentów lingwy/filologji. W większości.

A też i materjał badawczy, którzy wybierają sobie studenci jest... różnej jakości. Dla mnie badanie nad użyciem przekleństw w jakiejś kolejnej "Grze o Ziemniak" to żadne badanie. Co ono wnosi, poza papierkiem dla kolejnego kasiarza w Biedrze/Maku?
Ja wiem, że "czasy się zmieniły", że teraz do nauki podchodzi się inaczej... Teraz "spółczesny intelektualista" to wydziarany brodacz, prowadzący z towarzyszami znad kubka sojowego latte w Starbusiu dysputy na temat najnowszego programu Partji Razem... I takie prace (z różnych dziedzin, bo każdy kierunek ma swoje "klisze") są na ich poziomie. Ale dla mnie to zawsze będzie gównonauka. Może jestem dziwny, staromodny, może jestem pseudointelektualistą, snobem, bucem. Ale mnie to nigdy nie będzie zadowalało i już.

A co do doświadczenia - nie studjowałeś na UMCSie. Tutaj zawsze zalicza się twarde lądowanie w starciu z rzeczywistością. Myślisz, że nie wiem o indywidualnych seminarjach? Ja licencjata pisałem w trybie indywidualnym - też było inaczej, niż sobie wyobrażałem. Zupełnie nie tak, jak chciałem... No ale efekt końcowy wyszedł całkiem spoko, koniec końców. A na to seminarjum, na którem jestem teraz zapisałem się dlatego, że łudziłem się, że uda mi się przemycić jakieś "swoje" pomysły, jako że było szumnie nazwane "seminarjem z językoznawstwa". Ale co z tego, skoro promotor nie chciał słyszeć o jakiejkolwiek innej dziedzinie niż dydaktyka (no super językoznawstwo kuhwo), ewentualnie fonetyka angielska. Indywidualne? Okej, ale z kim? Na pewno z nikim z mojego wydziału. Na moim wydziale nie ma absolutnie nikogo, kto mógłby poprowadzić pracę na temat, który interesowałby mnie. Nikogo.

No i tak to tutaj wygląda. Naprawdę, możliwości są żadne. Student faktycznie interesujący się nauką, który wie czego chce na tym kierunku to jest tylko kłopot i skaranie bozkie. Na licencjacie ganiali mnie od promotora do promotora, bo nikomu nie odpowiadały tematy, które sobie wymyśliłem. W końcu i tak napisałem na taki, którego nie wymyśliłem. Traktowano mnie jak parcha, aż sam szef zakładu zdążył mnie znienawidzić ("nie może się zdecydować i jeszcze warunki stawia..."). I tak to wszystko wygląda. To studja dla przeciętniaków, którzy nie nadawali się nigdzie indziej - nie przyszłych naukowców. Podeźrzewam, że to problem wielu kierunków, bo ogólnie studja z czegoś dla elity, stały się czymś "dla każdego", co musi się równać z drastycznem równaniem w dół. I chyba właśnie padłem ofiarą tej jakże radosnej prawdy...

Dlatego też przyzwyczaiłem się do myśli, że moje badania toponimiczne pozostaną w sferze pseudonauki. I nawet mi się to bardziej podoba - można sobie na więcej pozwolić. Takie stwierdzenie, że "miejscowość X powinna się nazywać Y" w "poważnej" pracy naukowej nigdy by nie przeszła. A kasy i tak nigdy bym na tym nie zarobił.
Jaranie się starem forem to pedalstwo, a Kwadrat i Seiphel to ciota i chuj.

P*lsko, cóżeś uczyniła ze swoim chrztem?
  •  

Toivo

Kurde, no to wygląda na to, że to forum ma lepszy poziom lingwistyki niż studia. To słabo trochę. Z drugiej strony, może zaczniemy za 500 pochwaliszy przyznawać dyplomy magistra?

Cytat: Towarzysz Mauzer w Październik 27, 2016, 12:53:05
Poza tym generalnie istnieje możliwość wychodzenia sobie indywidualnego seminarium albo chociaż indywidualnego promotora magisterium, tylko trzeba o tym wiedzieć.
Jak to indywidualnego promotora, a to normalnie nie jest indywidualny? Wybacz, nie rżnę głupa, naprawdę nie rozumiem co to znaczy. U mnie promotorzy zawsze byli indywidualni i wybierani przez studenta, temat też zazwyczaj mile widziany jest własny, chociaż dla leniwych promotorzy proponują.

Cytat: Dynozaur w Październik 27, 2016, 14:13:15
Dlatego też przyzwyczaiłem się do myśli, że moje badania toponimiczne pozostaną w sferze pseudonauki. I nawet mi się to bardziej podoba - można sobie na więcej pozwolić. Takie stwierdzenie, że "miejscowość X powinna się nazywać Y" w "poważnej" pracy naukowej nigdy by nie przeszła. A kasy i tak nigdy bym na tym nie zarobił.
No to powywalaj te kilka normatywnych zdań, ale moim zdaniem reszta wygląda jak poważna praca naukowa. Na pewno mógłbyś to gdzieś opublikować - kto wie kiedy się przyda, szczególnie jak myślisz o doktoracie. Kurna, przecież w pracy naukowej o to chodzi, żeby robić coś, co cię interesuje, a nie odwalać jakieś pierdoły na narzucony temat, żeby na końcu ktoś przekartkował i stwierdził, że może być.
  •  

Towarzysz Mauzer

#197
CytatJak to indywidualnego promotora, a to normalnie nie jest indywidualny? Wybacz, nie rżnę głupa, naprawdę nie rozumiem co to znaczy. U mnie promotorzy zawsze byli indywidualni i wybierani przez studenta, temat też zazwyczaj mile widziany jest własny, chociaż dla leniwych promotorzy proponują.
Po difolcie promotorem jest prowadzący seminarium, seminariów na kierunku jest standardowo od dwóch do czterech, czasami zdarza się, że z dosyć mocno sprofilowanymi tematami.

CytatJa wiem, że "czasy się zmieniły", że teraz do nauki podchodzi się inaczej... Teraz "spółczesny intelektualista" to wydziarany brodacz, prowadzący z towarzyszami znad kubka sojowego latte w Starbusiu dysputy na temat najnowszego programu Partji Razem...
Te, ale bez takich projekcji swoich lęków. Ja bym wiele dał za to, żeby ludzie z filologii rozmawiali o naszym programie (i nie, nie mamy chyba żadnych wydziaranych brodaczy). Ale większość jest tak przeładowana gównoprzekazami informacyjnymi, że macha ręką na wyrabianie sobie jakichkolwiek poglądów. I sprawy mają się tak: studiuje obecnie ok. 70% pokolenia, z tego jakaś połowa w trybie dziennym, z tego jakieś 20% kierunki humanistyczne, z tego jakieś 2/3 filologie. W momencie gdy trzeba jakoś ogarnąć sobie życie, a nauka nie wygląda jak opcja dla każdego - to nie może dać dobrej pracy naukowej studentów. I pomijając już to, że wykładowcy mogą faktycznie mieć totalnie inne zainteresowania naukowe niż onomastyka, to nietrudno po prostu dostać im wyjebki na pracę studentów ze względu na ogólny poziom (a szkoda, bo tak z 30-50% uczących się dałoby się wycisnąć coś OK).

No ale mniejsza już z nimi, porządną pracę naukową robić warto, bo zawsze można przysłużyć się dorobkowi ludzkości i przy okazji odłożyć w czasie konfrontację z realnym życiem :D.

PS.
CytatNo to powywalaj te kilka normatywnych zdań, ale moim zdaniem reszta wygląda jak poważna praca naukowa. Na pewno mógłbyś to gdzieś opublikować - kto wie kiedy się przyda, szczególnie jak myślisz o doktoracie. Kurna, przecież w pracy naukowej o to chodzi, żeby robić coś, co cię interesuje, a nie odwalać jakieś pierdoły na narzucony temat, żeby na końcu ktoś przekartkował i stwierdził, że może być.
Total. Ogarnij np. jeden powiat w formie artykułu, znajdź kogoś zajmującego się toponomastyką na uczelni i namów go osobiście (widziałem np., że macie jakiegoś człowieka od toponimów ściany wschodniej, Podlasia itp., powinno wystarczyć) na napisanie recki do zeszytów studenckich (w marcu np. powinien być calll for papers do UJ-owskich). Bógwico to nie jest, ale na dobry początek czemu nie?
Skrzydła miłości, mocy, o wielki, Twardy Jerze,
Rozpostrzyj ponad nami, ogrzej i przyjmij nas. -Mrkalj, Palinodia o twardym jerze
***
VIVAT CAROLVS GVSTAVVS REX POLONIÆ
  •  

Silmethúlë

CytatPo difolcie promotorem jest prowadzący seminarium, seminariów na kierunku jest standardowo od dwóch do czterech, czasami zdarza się, że z dosyć mocno sprofilowanymi tematami.

:O

U mnie na polibudzie na każdym stopniu, na każdym kierunku (czy specjalności) było jedno seminarium (znaczy, jedna seria zajęć) z jednym wspólnym prowadzącym, ale każdy promotora miał własnego – zazwyczaj się semestr przed zaczęciem pisania pracy latało po wykładowcach i pytało, czy mają jakiś ciekawy temat i byliby skłonni cię przyjąć na inżynierkę/magisterkę...
  •  

Todsmer

U mnie było podobnie, z tym że lista tematów (coś koło setki) była dostępna w internecie, a potem sobie wybieraliśmy, oczywiście pytając wcześniej, czy jest jeszcze wolny.

Ale ja też byłem na polibudzie.
  •  

Silmethúlë

Fakt, była lista difoltowych tematów, ale nie było problemu, by je modyfikować lub wybrać własny, jeśli promotor się zgodził, a AFAIK raczej nie robili problemów. Inżynierkę robiłem z listy, ale magisterkę miałem jakoś po oficjalnym terminie zgłaszania tematów na zasadzie:

– Ma pan prof. może jeszcze jakiś wolny temat dla magistranta?
– A co pana interesuje? Coś wymyślimy.
  •  

Widsið

U mnie z kolei na poznańskiej neofilologii UAM była pełna dowolność, a na gosp. przestrzennej, ta sama uczelnia, była lista ogólnych, dosyć szerokich kategorii tematycznych, na których akurat znali się promotorzy, i tutaj dalej dowolność, byle się w miarę w tym zmieścić.

W dużej mierze zależało wszystko od inicjatywy, można było pójść na tematy rodem z prezentacji maturalnej ("Norweski język reklamy") czy z raportu na geografię ("Rolnictwo a postępująca urbanizacja"), a i można było się też wykazać. Na wykazywanie się patrzono raczej przychylnie, ci ludzie też są znudzeni wtórnością prac, które prowadzą.
  •  

spitygniew

Cytat: Toivo w Październik 27, 2016, 21:00:50
Kurde, no to wygląda na to, że to forum ma lepszy poziom lingwistyki niż studia.
Dzięki ci, Kapitanie Oczywisty.
P.S. To prawda.
  •  

Dynozaur

No i z bólem rozstałem się z dziełami K. Szcześniak - "Teką Toruńską Marcina Giersza" (taaak, wbrew pozorom autorem tej pozycji nie jest Marcin Giersz xD) Siema mode. oraz "Nazwami miejscowymi powiatu oleckiego i gołdapskiego". A to dlatego, że zbliżał się już termin ich oddania.

Co zyskałem na znajomości z tymi pozycjami? Sfotografowałem materjał źródłowy "Teki" oraz zeskanowałem spis nazw (który jest bardzo wygodny - cały materjał zebrany "w kupę"). Jeśli chodzi o opisy materjału Szcześniakowej - jakieś szalenie odkrywcze to one nie były (kontemplowanie nad formami nazw i porównanie z innymi źródłami [głównie Leydingiem] - nie były to rzeczy, na które nie mógłbym wpaść sam), ale wypisałem z nich trochę notatek, z rzeczy, które uznałem, że nie były oczywistościami i mogą mi się przydać w projekcie. Jeśli chodzi o drugą pozycję - Nazwy Miejscowe w Olecku/Gołdapi - tutaj ograniczyłem się do notatek. Mam nadzieję, że te, które zgromadziłem będą wystarczające, a jeżeli kończąc pracę nad tymi powiatami odczuję jakichś niedobór danych, to chyba nikt mi nie zabroni sięgnąć po te pozycje raz jeszcze - w końcu nic nie przetrzymałem, nie zniszczyłem, wszystko "na legalu" było (no poza skanem, ale tego nikt nie musi wiedzieć xD).

Nawiasem mówiąc, jestem zdruzgotany tem, jak nieopłacalny jest (przynajmniej tu, w Lublinie) skan w stosunku do ksera. To jest kurwa nielogiczne - w końcu skan nie zużywa papieru, a poza tem strasznie antyekologiczne - przecież skan NIE ZUŻYWA PAPIERU, kurwa mać, a ksero owszem. Ech, Polska Rzeczpospolita...
Jaranie się starem forem to pedalstwo, a Kwadrat i Seiphel to ciota i chuj.

P*lsko, cóżeś uczyniła ze swoim chrztem?
  •  

Dynozaur

Jako swoistą nagrodę za to, że udało mi się zrobić cokolwiek związanego z drugim rozdziałem mojej magisterki (przejechałem się przynajmniej na rubikoniu p.t. "wreszcie to kurwa zacząć" xDDDD), postanowiłem zamówić sobie z mojej uczelnianej bibljoteki książkę związaną z toponimją Prus.

Jutro już powinienem ją mieć. Chodzi o książkę "U podstaw struktury i rozwoju języka" L. Zabrockiego, gdzie znajduje się jego artykuł pod wdzięcznym tytułem "Nazewnictwo na Warmji i Mazurach".

Tym razem nie jest to pozycja monograficzna ani słownikowa, lecz zwykły artykuł. Nie wiem, czego się po nim spodziewać, na pewno nie będzie to pozycja, która zrewolucjonizuje moje badania, gdyż (z tego co udało mi się wywiedzieć), ma raptem ok. 10 stron... Ale pewnie kilka rzeczy się z niej dowiem. Na pewno nie zamierzam z tą książką obcować nie wiadomo jak długo - przeczytam artykuł, wypiszę z niego co wartościowsze rzeczy, przeźrzę też co innego (poza toponimją) ma owa książka do zaoferowania, a następnie ją oddam.

Możliwe też, że będzie to jedno wielkie nic - sądząc po mocno ogólnikowym tytule, istnieje możliwość, że artykuł ten potraktuje sprawę mocno holistycznie, a więc nie będzie tam niczego, czego bym nie wiedział.

No ale się zobaczy. To tak na początek. Kiedy już prace nad moją magisterką będą bardziej zaawansowane i będę mógł pozwolić sobie na odrobinę luzu, wypożyczę parę innych, większych rzeczy (również takich, które częściowo znam). Pewnego dnia (aczkolwiek już raczej nie w tym semestrze), chciałbym też się udać do czytelni na dłuższe posiedzenie z nie posiadanymi przeze mnie tomami "Nazw Miejscowych Polski" (tego niestety nie można wypożyczać, więc będę musiał się do tego wypadu dobrze przygotować i rozplanować to logistycznie).
Jaranie się starem forem to pedalstwo, a Kwadrat i Seiphel to ciota i chuj.

P*lsko, cóżeś uczyniła ze swoim chrztem?
  •  

Silmethúlë

CytatKiedy już prace nad moją magisterką będą bardziej zaawansowane i będę mógł pozwolić sobie na odrobinę luzu
Doświadczenie moje i znajomych sugeruje, że to tak nie działa. Im dalej w las, tym mniej luzu, więcej deadline'ów i próśb do dziekanatu o przedłużenie terminów.

Ale powodzenia. ;-)
  •  

Towarzysz Mauzer

A propos Arnošta Muki i jego artykułów w starych czasopismach na internecie, Dynozaurze i reszto, znacie to:
http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/publication?id=83497&from=&dirids=1&tab=1&lp=2&QI= (Heft 7, S. 51- [?])
???

Na wypadek gdyby ktokolwiek dotarł w swoich poszukiwaniach do ziemi lubuskiej alias Nowej Marchii.
Skrzydła miłości, mocy, o wielki, Twardy Jerze,
Rozpostrzyj ponad nami, ogrzej i przyjmij nas. -Mrkalj, Palinodia o twardym jerze
***
VIVAT CAROLVS GVSTAVVS REX POLONIÆ
  •  

Dynozaur

Nono, fajnie znalezisko. Nie znałem, dzięki.

Przeźrzałem tak pobieżnie, no widzę, że sporo etymologij jest fantazyjnych i ocierających się o turbosłowiaństwo (czy on wywiódł Sternberg, t.j. obecny Torzym od słowa "stromy"? xDDDDD), ale zdecydowanie wniesie to sporo do badań nad nazewnictwem Nowej Marchji, które jest mocno niedostudjowane...
Jaranie się starem forem to pedalstwo, a Kwadrat i Seiphel to ciota i chuj.

P*lsko, cóżeś uczyniła ze swoim chrztem?
  •  

Towarzysz Mauzer

Nie no, wiadomo, że nawet objaśnienia wyraźnie słowiańskich nazw należy brać u Muki z pewnym przymrużeniem oka, ale jest to całkiem cenne źródło zapisów historycznych i adresów bibliograficznych. Dorzucam więcej materiałów o Nowej Marchii:
- teksty E. Rymara, np. Metryka i nazwy miejscowości
dawnego powiatu gorzowskiego w
granicach z lat 1945–1950

- taki przypis z Codicis dipomatici Poloniae Maioris z 1879:
CytatKonigisberg, Königsberg N. M. Morin, Mohrin. Berinwalde, Bärwalde. Custrin, Kościerzyn. Lantzperg, Landsberg n. W. Bernaw, Berneuchen. Fredeberg, Friedeberg. Tankow, Tankow. Drisen, Drzeń. Schowenvlit, Schönfliess. Soldin, jest podług Baltische Studien XV, Heft 1, p. 184 dawne Mizlibori; cnfr. Nr. 216, Soldin. Lippene, dawne Lipiagora. Woldenberg, dawniéj Dobiegniewo. Arnswalde, Retz, dziś tak samo. Nurenberg, Nörenberg. Nigenberlin, Berlinchen. Bernstein, Calis, dziś tak samo. Drawenburg, Dramburg. Zantoch, Santok. Wedil, Wedel. Clantzk, Clanzig. Guntershagen, dziś tak samo. Tempelborg, Czaplinek. Die Crone, Wałcz. Valkenburg, dziś tak samo. Der Thutz, Tuczno. Hochczeit, Schivelbein, Granser, dziś tak samo. Sloppe, Człopa. Kuretow, Kürtow, dawniéj Korytowo. Frigenwalde, Freienwalde. Melne, Mellen. Welsickenburg, Welschenburg, niegdyś zamek p. m. Dramburg. Sunnenburg, Sonnenburg. Kunigiswalde, Königswalde. Riczerow, Rietzig. Russow, Rützow. Cersseburg, Carsbaum. Goren, Göhren. Methelin, nie odgadnione. Craszig, Cratznik. Drossen, dawniéj Ośno. Zcullentzk, dawniéj Sulęcin, dziś Zielenzig. Rippin, Reppen. Lagow, Rampitz, Drenzig, Sandow, dziś tak samo. Oderburg, Oderberg. Następne miejscowości leżą na lewym brzegu rz. Odra.
- idąc dalej w sprawie Myśliborza za adresem bibliograficzym Baltische Studien z 1853 identyfikujące Soldin i źródłowe Mezilbori chyba po raz pierwszy
- znowu E. Rymar, tym razem o Landsbergu nad Wartą i Gorzowie, który dociera do utożsamienia nazw z 1838; zastanawia się, czy w wywodzie praw polskich do Pomorza z 1771 Łojki nie ma już tego utożsamienia - dziś wywód mamy zdigitalizowany i wiemy, że nie ma, choć parę raczej szerzej niż wężej znanych polskich nazw większych miejscowości tam jest
Skrzydła miłości, mocy, o wielki, Twardy Jerze,
Rozpostrzyj ponad nami, ogrzej i przyjmij nas. -Mrkalj, Palinodia o twardym jerze
***
VIVAT CAROLVS GVSTAVVS REX POLONIÆ
  •  

Dynozaur

#209
Spóźniony (o cały tydzień) prezent walentynkowy - powiat szczycieński.

Co można o tym powiecie powiedzieć... Z jednej strony fajny, bo typowo "mazurski", z dużą liczbą tradycyjnych nazw. Z drugiej strony - nudny, bo niewiele zmian. Większość sytuacyj jest tu dość jednoznacznych, chociaż również tutaj natknąłem się na jeden z największych dylematów w historji tego projektu, a mianowicie chodzi o miejscowość Możdżenie w gm. Rozogi, z którą za cholerę nie wiem, co począć... Brak jej w NMP (miejscowości niesołeckich zwykle tam brakuje), a w internetach trudno znaleźć na jej temat jakiekolwiek informacje (co mnie trochę dziwi, bo z tego, co udało mi się ustalić, był tam jakiś zameczek, a przecież wszyscy lubią zamki), więc bazuję jedynie na mocno cząstkowych informacjach i moich wniosków, z nichże wyciągniętych. Parę innych ciekawych casusów też się znajdzie (bardzo fajny jest Kurwik xDDD a także kwestja Pup/Spychowa, aczkolwiek to dość znana sprawa).

Również polecam hasło "Małga", które umieściłem z przyczyn edukacyjno-misyjnych. Może dla niektórych będzie to czymś nowym, a na pewno wartościowym.

Enjoy.
Jaranie się starem forem to pedalstwo, a Kwadrat i Seiphel to ciota i chuj.

P*lsko, cóżeś uczyniła ze swoim chrztem?
  •