Mnie się bardzo podoba oznaczanie nosowości za pomocą ñ albo ŋ. Ładne są samogłoski umlautowane na wzór duńsko-norweski - y, ø, æ, można też za ich pomocą oznaczać zmiękczenie. Oraz ÿ na [ju] lub [y], jeśli prosty igrek ma być wykorzystany w innej funkcji. Na szwę ə - te dziwaczne litery dodają językowi kolorytu. Nie lubię oznaczania długości makronem, wolę digrafami, chociaż akurat ii, yy, uu wyglądają paskudnie w tekście, ewentualnie cyrkumfleksem na wzór walijski.
Jeżeli język ma zbitki trzy-, czterospółgłoskowe, to wieloznaki lepiej zastąpić jakimś diakrytykiem, żeby nie było, że dwie sylaby zapisuje się piętnastoma literami, a proste zdanie zajmuje trzy linijki. Dobrze mieć alternatywę w przypadku braku dostępnych znaków, np. ş - sz.