Język himera*. Zainspirowane arbastyjskim.
Głoski
f [f]
v [v]
z [θ]
ż [z~dz]- tylko w wyr. obcych
s [s], interwokalicznie [z~dz]
ç [ɕ]
x [ts]
j [ʁ]
b [b], interwokalicznie [β]
d [d], interwokalicznie [δ]
g [g], interwokalicznie [ɣ], przed i, í [ɟ]
p [p] - tylko w wyr. obcych
t [t]
c [k], przed i, í [c]
q [q]
m [m]
n [n]
ñ [ɲ]
l [l]
ll [ʎ]
r [ɾ]
rr [r]
h - nieme
a [a]
o [ɔ]
u [ɯ], w sąsiedztwie innej samogłoski [w], po m, b, v, p [u]
i [i], w sąsiedztwie innej samogłoski [j]
á [a:]
ó [o:]
ú [uy]
í [ei]
Janko
0 cífir
1 cara
2 cun
3 abar
4 ián
5 vóx
6 iura
7 nava
8 firra
9 múd
10 god
Kolory
lozco - kolor
ajdar - zielony
uhañ - czerwony
arnac - niebieski
gúball - zółty
mallac - czarny
fóqtic - biały
Paulo Rábanopicanti
Paulo io qamu xo árva a tisúfis. Onda xo sinista, mada xo dissa a qóñzasqi, jogat cusan io farrufí a ripíto ámis, çagad a votis qud oñqi io dailó cimarú. Maqi laqi io dufa dailó cimo qamu xo nudaz a safara ámis. Maqi oparasiqa olda finita Paulo io rófujaqi bigosi xaci au buvós, oqi xoqi la múdar onda a guttús. Içi zabaviqi comcombi - içi bumioq raio ámat içi itrumaqi io zabavi anóví voiac gúlbi ci - folqi rófuja añgilaf, banqa físaq banditof ravis. Áña, úm color fóqtic gudif iobur ravis, cuqi la asmarraq çabli a fabis qud difiranti rabó, vimi cófinqi la obligasi dimivairif. Lugaiqiqa, lugai añgilaf, amilif follavó, uariqós arnac, banxidudila qi banidisiqi fau fatuaqi içi cara ravis. Maqi içi iscula lójudif io lójudaq bábur, oqi táraç lugai añgilaf bana zuhola iodillas. "Go ihilat ravida, Paulizor, faqad?" "Go io Júllita ban vorrifida" - mulauoq a bómas laiban xo jattír gabilif uariqós arnac ruña xo faxiqqi a daugas. Damiá içi basitiscula torcimai lójudaqif bábur la módo írrót bana zuhola iodillas. "Qi ipsicopat ri" iabai lójudaqif bábur a túdaqis. "Forgó lihau qud bóda ill? Qi lójud ri cossalám" uduraq a ripíto ámis. Dó ipsicopat múdarqós añgilaf a lihauis qud xa daiaqqi ciran. Içi iscula maqtáf faxiq a bida qud dainí. Ormonaq, cigarrillaq, indug irit lundivai qúflauaq bidu sócaq qulla io prociso atukulbai dóngizorif raça xo producto didirulaibos a lindás. Vannaqi múdar luglugó io fídanqi a vóuas, Paulo uodiqa quvato qinda a nídos ban zuhola iodilla. Maqi xo opla iurca xo mallai sai io mallai miscóda bana vírgis oqi Paulo xo fóqaq zanga a ruñas, gorbat iscolaf banbastaqi çat. Bigidó to talvimociqi io dicisi vámó içi níduqi uílva au aqbas: "com uvasta, com io qixqa xo aumariha igníbta". Qodam muamuaníra to rírígísqa çat markaża níduqi a ravis - to olvudai içi piblu, to ualcodai paviamantaqif xo qunza libiúrra, to corricsi ámai xo balló díno xaguó dimlaq fulqaq sai latirnaq sai bancaq parcif, to ludraqai palaqif dóda filosofíaf ordaqqi qillaq didiruf içi natura isotarico ("ia prostituta, dí com canafa, dí com ill zibarra cuday qiçtada" "dí com ioqqa isildi") sai trascindanti ("múll io mat prostituta xívorio?! prostituta fuaqi! didiruq ban imvaqid, to fuaqi búca capoçid! la-la-la-prostituta!"). Jogat didiruqa au iviullis iasqó, banilqaqi au obragas cuq xo Paulizor iñó xo johiria rablaca ritórno ámi, gilli dó - Paulizor súr içi mucamat a icsplica ámis ill - la módo dingusu, to dirbasó, to tuvó io itrumaqi uad Paulizor ioñaqa autodifansa ámra nilvarróga a girdovis, toqimilla la qimlaqi problimaq xo liganda onisto vómbida. La ñastoqilo içi prisi suabta ill ban raba. Paulo io didiru judaraf xo grupoq cun a divido ámis. Toqulbi cara folqi illugodaq ravis, illugodaqqa banditoq ballaiqiñaqa ravis, içi compañaqi ballai ordaqqi içi fóguio a sigunas. Qíviqi turocaq a ravis, uadú ondrigaq la zojdama vagó to sababaq duiqó, cullaqóli, dirbáz, dau ca dó to inocincia. Paulo iduaturqi, vannaqi içi uadnirraçuda la prisanciaqi ulbaug a ravis, to sabab a lihauis qud xoqi io furiaqi, io frustrasiqi óbiat. Buhat prisi má Paulo ballaigóbai xo basitiscula a ravis, to difiransia cara judara obla - aiiiiz - xo újvitai bana auziqi tá. Paulo la cara la gardaq a júllas, loxona xo passa la "buincomportamianto" dadígarid. "Go dungariahida, aidóq Pibluf" içiqi a báqias - xo agrisia ñoitá instinctif voiac dáhi ci - Paulizor iñó, múdarqós añgilaf foicu...
Pablo Rábano Picante
Pablo włożył paluch do nosa. Przekręcił go w lewo, potem w prawo, czynność powtórzył parę razy, aż w końcu udało mu się wydostać stamtąd gila. Wtedy palec powędrował do ucha, by wyciągnąć z niego wosk. Skończywszy tę operację Pablo podrapał się po swoim gęsto owłosionym tyłku, wcierając w niego to wszystko, co wcześniej zebrał z twarzy. W swoim największym mniemaniu - jeśli w pustce, jaka panowała w jego głowie, można dopatrzyć się jakiegokolwiek mniemania - miał wciąż buźkę aniołka, a nie gębę złoczyńcy. Ba, był dumny z białego koloru skóry, który pozwał mu odróżnić się od murzyńskich brudasów i jako taki zwalniał go z obowiązku mycia się. Ta jego uroda, uroda aniołka, maluśkiego, błękitnookiego, niewinniutkiego blondynka była jego błogosławieństwem i przekleństwem w jednym. Gdy w przedszkolu dokuczał innym dzieciom, to dzięki urodzie aniołka zawsze uchodziło mu to na sucho. "Poprawisz się, Pablino, prawda? Nie będziesz już szturchał Juliety" pytały przedszkolanki i nie czekając na odpowiedź błękitnookiego malca wracały do swoich zajęć. Również w podstawówce dręczenie innych dzieci jakoś tak dziwnie uchodziło mu na sucho. "To psychopata!" krzyczeli rodzice innych dzieci. "Jak można tak mówić?! Przecież to jeszcze dziecko!" odpowiadali nauczyciele. A psychopata o buźce aniołka mógł dalej znęcać się nad swoimi ofiarami. W gimnazjum sprawy zaczęły się psuć. Hormony, papierosy, odżywki na porost mięśni wspólnymi siłami rozpoczęły proces przekształcania ślicznego kaczątka w wyjątkowo odrażający wyrób człowiekopodobny. Ale choć śliczna buźka straciła swoją moc, Pablo wciąż żył w przekonaniu, że wszystko i zawsze ujdzie mu na sucho. Nie zdawszy do następnej klasy kilkakroć z rzędu albo pod rząd Pablo doczekał pięknych dni, gdy przestał uciskać go obowiązek szkolny. Zachwycony swoją pełnoletnością podjął pierwszą w swoim życiu dorosłą, męską decyzję: "pierdolę, rzucam tą budę w cholerę". Od tamtego czasu zajmował się już tylko i wyłącznie tym, co już wcześniej stanowiło sedno jego życia - przechadzaniem się po mieście, przyozdabianiem chodników plamami ze śliny, poprawianiem zbyt prosto stojących znaków drogowych, latarni czy ławek parkowych, odbywaniem z kolegami głębokich, filozoficznych rozmów poświęconych człowieczym potrzebom natury ezoterycznej ("o kurwa, o ja pitolę, ale mi się chce lać", "ale bym se zajarał", "a tą to bym wyruchał normalnie") i transcendentnej ("kto wygra kurwa mecz?! kurwa my! ludzie, nie spać po nocach, tylko kibicować z nami! la-la-lalala-kurwa!"). Aż w końcu na rutynowym włamie przyplątał się ten stary człowiek, który nie dość, że w nieuprzejmy i agresywny sposób kazał małemu Pabliniowi o twarzy aniołka oddać zrabowane kosztowności i opuścić jego dom, to jeszcze - jak tłumaczył potem Pablino w sądzie - bezczelnie, celowo i złośliwie podłożył głowę pod łom, którym Pablo wymachiwał w obronie własnej, by móc przysporzyć uczciwemu złodziejowi kłopotów swoją śmiercią. Na szczęście w więzieniu okazało się nie być tak źle. Ludzi tutaj Pablo podzielił na dwie grupy. Z jednej strony miał tu równiachów, którzy byli równie obleśnymi bandziorami jak on sam, czuł się więc w ich towarzystwie tak samo dobrze, jak ze swoimi kumplami na wolności. Obok nich były jeszcze patałachy, czyli przypadkowi więźniowie powsadzani za najróżniejsze błahostki, jakieś długi, wypadki, a czasem nawet za niewinność. Pablo gardził nimi, ale podświadomie cieszył się z ich obecności, gdyż na nich mógł spokojnie wyładowywać swój gniew i swoją frustrację. Poniekąd więzienie było dla Pabla jak powrót do podstawówki, tyle że tutaj nikt nie zmuszał go już do - brrr! - nauki. Od jednego ze strażników Pablo wiedział, że niedługo dostanie warunkową przepustkę za "dobre sprawowanie". "Drżyjcie mieszkańcy Pueblo" myślał w duchu - jeśli czystą, instynktowną agresję można nazwać myśleniem - mały Pablino, chłopiec o twarzy aniołka...
*tzn. hiszpańskoidalna mera.