Co jest podejściem z dupy, bo nie zgadza się ani z ruchomością tych końcówek, ani z akcentem, ani z tym, że te „końcówki” doczepiane są też do jest-.
Czemu poloniści muszą na siłę trzymać się terminów i kategorii ustalonych dawno dość bez sensu, zamiast to kwestionować, zrewidować, zmienić? Zupełnie nienaukowe podejście.
Bo najwyraźniej nauka i pseudonauka zamieniły się miejscami, i rzeczy które mogłyby rozszerzyć nasz pogląd na świat kosztem odwrócenia utartych dogmatów są zamiatane pod dywan, za to kołtun cieszy się estymą.
Eee, dla mnie to brzmi naturalnie. I czasem nawet tego używam. Brzmi może nieco pretensjonalnie, archaicznie, whatevah, ale wciąż jeszcze naturalnie. Gorzej natomiast z doczepianiem tego do słów zakończonych spółgłoską (o ile „ostatnio taką książkę-m przeczytał”, czy „ostatnio-m taką…” zdarza mi się powiedzieć
Co? toż to hipsterstwo kompletne, nawet ja, który lubię bawić się językiem i archaizować, w życiu bym tak nie powiedział...
Najlepsze jest traktowanie cząstki -by- w trybie przypuszczającym jako sufiksu...
Co do -m, -ś, -śmy, -ście w cz. przeszłym, występują następujące problemy z podanymi przez was argumentami za ich klitykowością:
— u wielu ludzi akcent jest regularny, paroksytoniczny (poza tym, w l.poj. akcent jest paroksytoniczny nawet wg normy, nie ma jakiegoś "pisałeś).
— klasyczne klityki powinny nie mieć ograniczeń wobec wyrazu-gospodarza. Tak zachowują się w polskim właściwe klityki, np. mu, się. Natomiast na obecnym etapie rozwoju języka polskiego trudno mówić o naturalności sformułowań typu Książkę-m przeczytał, Wczoraj-em przyszedł itp.
Hm, formy singularu paręset lat temu były jeszcze preparoksytoniczne, i biorąc pod uwagę ten fakt łącznie z zanikiem (nie licząc jednej osoby w Polsce...) form typu "książkem przeczytał", najwyraźniej polski jest na etapie przekształcenia sposobu tworzenia czasu przeszłego z analitycznego na fleksyjny.