Tę niechęć podzielam, chociaż przyznam, że jest u mnie wywołana ona głównie względami ortograficznymi (to /ė/ strasznie mąci xD).
Szkoda, że Polański nic za bardzo nie pisał na temat swojego zmiennego stosunku do tego dźwięku, chyba że o czemś nie wiem.
To prawda, swoją drogą istnienie tego fonemu odrzuca też Olesch, a Polański w gramatyce ogranicza jego występowanie do grup ťė-, ďė-, x́ė-, jė- oraz -ėl, -ėr, -ėv i w tematach czasowników bėj- i lėj-, przy czym tłumaczy to słowami „Samogłoska ė rozwinęła się z pierwotnego ъ w położeniu po spółgłosce tylnojęzykowej a przed pierwotnie palatalną. “. Ubolewam nad tym, że Polański zmarł nie ukończywszy Gramatyki języka połabskiego, bo sądząc po dość licznych literówkach znana nam wersja jest (wbrew przedmowie) jeszcze nieukończona.
W każdym razie popieram tu Olescha, gdyż wydaje mi się, że zapisy <e> na to co Polański zapisuje /ė/ są równie rzadkie, co zapisy <e> na /i/, a sam fonem /ė/ ma podeźrzanie wązkie występowanie. Do tego nie wydaje mi się, że niemieckie ucho by słyszało to jako "i" a raczej jako "e".
Zakładałbym, że to dotyczyło też Dat Pl. Mam jednak zagwozdkę z Ins. Pl. i Dat/Ins Du. - mam wrażenie, że miękkotematowe -i, -ema miały się jeneralnie "gorzej" od swoich twardych odpowiedników - zastanawiam się, czy tutaj i-tematyzacja też miałaby sens. Poniekąd jest tu precedens w postaci polskiego końmi, ale nie wiem czy to dobry trop.
Swoją drogą że u-tematowa końcówka -au/-ĕ przeszła do miejscownika męzkich miękkotematowych (/no pǫťĕ, no våtåińĕ/), a przytem nie przeszła do nijakich miękkotematowych, gdzie trwała pierwotna końcówka (/no pülai, no mărai/) może być pewną wzkazówką, w końcu u-temata były męzkie, więc końcówka przenosiła się tylko do męzkiej deklinacji.
Oznaczałoby to tendencję odwrotną niż w pozostałych zachodniosłowiańskich, które przeniosły u-tematowe LSg -u do męzkich i nijakich.
Swoją drogą czeski i słowacki mają miejscowniki
koni, poli, przyczem o ile w czeskim to raczej wtórność (<koňu, poľu, z czeskiem 'u>'i), to czy w słowackim jest to archaizm?
Mojem zdaniem mimo wszystko warto się zastanowić nad kwestją celownika rzeczowników męzkich z -au/-ai w dopełniaczu. Czy jest jakiś przykład, gdzie mamy do czynienia z zaświadczonym celownikiem równym dopełniaczowi? Mnie ta (potencjalna) homofonja trochę zgrzyta osobiście (o wiele bardziej niż homofonja Dat.sing. i Nom.pl.), chociaż z drugiej strony tacy Czesi nie mają z nią problemu.
Hipoteza o tym, że -üvĕ przyjmują te rzeczowniki które mają w dopełniaczu -au/-ĕ jest niestety (według mojej wiedzy) nieweryfikowalna, chyba jedyne rzeczowniki poświadczone w dopełniaczu i celowniku to /vit bügo, büďau/ oraz /viz Våstrüvă, kå Våstrüvĕ/.
Inna sprawa, że ten celownik nie musiał brzmieć -üvĕ a mógł -üv'ĕ, bo -owiu chyba jest spólne dla dolnołużyckiego i słowińskiego, dobrze kojarzę? (choć spólny jest też zanik jerów w sufiksach -ek, -ec, a tego w połabszczyźnie nie ma absolutnie)
Wszystko byłoby dobrze, ale ten "używotniony" biernik w dwoinie przy obecnym jego braku w mnożynie mi zgrzyta, ze względu na fakt, że dopełniacz dwoiny wywodzi się z mnożyny. I w ten sposób powstaje taka dziwna asymetrja, gdzie w bierniku dwoiny mamy formę wywodzącą się z mnożyny, ale nie będącą biernikiem mnożyny... W sensie, dlaczego końcówka Gen.pl. miałaby zająć Acc.du., ale nie Acc.pl? Nie klei mi się to za cholerę (serjo, w łużyckich tak jest?). Wydaje mi się, że dual i plural powinny podlegać podobnym zasadom.
Trochę niejasno się wyraziłem. W staropolskim byłoby
wilcy (NPl),
wilki (APl),
wilku (ADu). Tylko w staropolskim do ADu żywotnych została przeniesiony z GDu, który miał wciąż końcówkę -u. W łużyckich z kolei podobne zjawisko tyczy się wyłącznie męzkoosobowych i tam jest
mužojo (NPl),
mužow (APl=GPl),
mužow (ADu=GDu), jednak tu można zarzucić, że -ow było przeniesione nie z GDu do ADu, ale z APl do ADu. Scs. swoją drogą miał żywotność wyłącznie w jedninie, por. видѣ дъва братра.
Przemyślałem to chwilę i chyba bym w tej żywotności nie grzebał. Czyli bym zostawił ṕåso (GSg=ASg), ṕåso (NDu=ADu), pasai (NPl), ṕåsĕ (APl), bo to jest raczej najpierwotniejsza postać.
Jakkolwiek uznałbym to za aberrację i nie przyjmował za część języka literackiego, to jednak zaistnienie takiego błędu świadczy mojem zdaniem o tem, że skojarzenie tej u-tematowej końcówki z partytywem istniało, jakkolwiek o partytywie jako pełnoprawnym przypadku w połabszczyźnie mowy być nie może (co do partytywu jako przypadku szczątkowego precedens daje rosyjski [jakkolwiek niepowiązany] - i mojem zdaniem tutaj zasada była podobna, tylko oczywiście dużo częstsza i bardziej rozbudowana).
Słuszna obserwacja, trzeba dokładniej zbadać rozkład -au w dopełniaczu, być może to faktycznie kwestja partytywności, wtedy rozwiążemy problem rozkładu końcówek GSg.
Kurde no, miałem nadzieję, że będę w stanie pomóc w więcech kwestjach... Wybaczcie jeśli byłem mało pomocny (a wręcz chyba w paru przypadkach zasiałem ferment - no ale na tem polega burza mózgów xD), ale nadal "w razie czego" polecam się na przyszłość.
Zapraszam do przeźrzenia całych tabelek, które zalinkowałem, może tam więcej rzeczy znajdziesz jak choćby wciąż niejasna kwestja zaimków osobowych, może też coś do fleksji werbalnej, albo pomysł jak do stu fók odmieniać liczebniki trzy i cztery, bo nie mam pomysłu xD
Swoją drogą chętnie posłucham tu zdania Mauzera i Dynozaura, bo mam ciekawą myśl: poświadczone i niejasne /dåvoj/ i /tåroj/ można potraktować jako odpowiedniki polskich dwoje i troje (brak oczekiwanego -üj może być wpływem liczebnika dåvo, co się potem przeniosło na tåroj jak w staropolskim trzé>trzej na dwaj, bądź też jest efektem przeciwnym do djalektalnej zmiany typu *daji > doj ~ düj), natomiast reszta – citvărü, pątărü, sistărü, sidmărü, vismărü, devątărü, disątărü też jest nieco nieregularna, skoro z jednej strony mamy -ărü <*-oro (por. srb. četvoro, petoro, …), ale z drugiej sidm-, vism-, devąt-, disąt- są formami palatalizowanymi, co by świadczyło o przedniej samogłosce w -ărü albo też o wyrównaniu do liczebników porządkowych. Ciężko powiedzieć, te liczebniki rozwinęły się mocno nieregularnie, dlatego w szczegóły rekonstrukcyjne nie chciałbym się mieszać. W każdym razie formy /dåvoj, tåroj, våboj/ na pewno nie są żadnymi męzkoosobowymi i tylko przypadkowo przypominają polskie dwaj, trzej, obaj.
Przypuszczam, że w połabskim one zostały podane jako zwykłe liczebniki (i poza tym nie użyte poza dziwnym wyrażeniem /måi jismĕ storĕ tåroj ľotü/), bo musiały mieć dość szerokie użycie, w odróżnieniu od np. spółczesnego polskiego, gdzie w zasadzie zanikają, poza może
dwojgiem i
trojgiem. W staropolskim, oprócz spółczesnych literackich funkcyj (grupy obojga płci oraz) były szeroko używane z rzeczownikami zbiorowymi (dziesięcioro przykazań, dwoja czeladź), zamiast t.zw. liczebników wielorakich, a także w przypadkach, gdzie liczebnik występował w postaci dopełnienia (stąd: na dwoje babka wróżyła, dzielić włos na czworo) i twierdzę, że to ostatnie użycie musiało być powszechne w połabskim, skoro jeden z informatorów podał liczebniki zbiorowe będąc pytanym po prostu o liczby.
Pozostaje problem ich odmiany, zarówno przez rodzaje jak i przypadki, choć /tåroj ľotü/ pokazuje, że przynajmniej odmiana przez rodzaje mogła zaniknąć. Z drugiej strony forma /våboj/ 'zweiteilig = dwuczęściowy?' i /våbüjĕx/ 'beiderlei = obojaki' sugeruje odmianę przez przypadki, skoro zamiast /våbüx/ jak /dåvüx/ mamy /våbüjĕx/ (więc nie jest to 'obu' tylko 'obojga'), ale przy tym /no vibe stărne/, /så vibemă rǫkomă/. To pokazuje, że nie tylko należy rozdzielić 'oba, obie' i 'oboje', ale też chyba sugeruje inne funkcje – /*våbo, vibe/ 'oba, obie' to zwykły liczebnik, kiedy /våboj/ 'oboje' (a w przypadkach zależnych /våbüjĕx, ?våbüjaimă/) to liczebnik zbiorowy, dlatego ten pierwszy zastosowano przy obu stronach i obu rękach, a ten drugi przy formach, w których liczebnik nie stanowił określenia do jakiegoś rzeczownika, czyli tak jak wywnioskowałem w poprzednim akapicie.
Co sądzita o powyższem? Nawet to
troje lato może mieć pewien sens, jeśli się dobrze zastanowić.
Ech, dużo jeszcze jest do zrobienia, ale podziwiam, jak wiele da się wywnioskować z tak skąpego materjału. Aż mam czasami wrażenie, że jego jest dokładnie tyle, żeby wystarczył do odbudowy języka i ani słówka więcej xD
--
EDIT: Mauzerze (bo Dynowi już się chwaliłem), chyba odkryłem tryb przypuszczający w połabskim. Tworzył go imperfekt (chyba nie aoryst?) od czasownika chcieć połączony z bezokolicznikiem, czyli /tex, tes, …, texǫ/ + inf.. Jest on poświadczony dwukrotnie, ale z powodu swojej nietypowości umknął Polańskiemu i poprzednikom, którzy jak dotąd twierdzili, że jest tryb przypuszczający jest niepoświadczony. Są to:
/zaidĕ lümą cornă drenĕ, texǫ büsćă virďăt/ 'Żydzi łamią czarne ciernie, chłostaliby Boga' (chłostaliby=żeby chłostać, bezokolicznik zbliża obie formy)
/joz menăm, joz tex tibĕ rådo met/ 'Myślę, że (polubiłbym) cię'
Moje argumenta:
1. Poza tem wyjątkowem /tex/ u Paruma Schultzego pojawia się tylko aoryst /sek/ i imperfekt /bėjăs/.
2. O ile w pierwszym zdaniu tłumaczenie trybem przypuszczającym niewiele zmienia, to wydaje mi się, że drugiemu nadaje o wiele więcej sensu.
3. Taki tryb przypuszczający kalkował by średnio-dolno-niemiecki tryb łączący, który był tworzony poprzez præteritum czasownika
willen 'chcieć' z bezokolicznikiem. Zwróćmy uwagę, że to niejedyna konstrukcja składniowa skalkowana ze średnio-dolno-niemieckiego, mamy przecież też czas przyszły tworzony czasownikami posiłkowymi mieć i chcieć, co dokładnie odpowiada śdn.
hebben i
willen w tej samej funkcji. Możliwe też, że podobne zjawisko istniało w górnoniemieckim tego okresu, stąd w tłumaczeniu używane są formy
wollte, wollten zamiast spodziewanego trybu łączącego
würde, würden.