Nie, w świecie było tak: jest sobie dość hermetyczne plemię Arabastian, które dość późno obiera pierwszego króla w obliczu zagrożenia utraty ziem na rzecz Hiszpanii. Jest to w roku 1331.
Plemię to, może już nawet naród, posługuje się w miarę jednolitym językiem arbastyjskim, który jednak jest bardzo nietypowy - używa własnego pisma, ma jakieś dziwne konstrukcje itd. itp.
Ponadto Arabastianie mają własna religię i kalendarz.
Aż tu nagle bach! Wkracza na scenę chrześcijaństwo, do Arabastii przybywają budowniczowie, artyści, poselstwa innych krain i arbastyjski zaczyna być spychany do roli języka wsi, jednocześnie dużo zapożyczając. Szlachta (arb. chorcolmenuod) mówi po francusku, hiszpańsku, oficjalnym językiem dokumentów królewskich jest łacina i w XIX w. dochodzi do tego, że nowy król nie jest w stanie z nikim porozumieć się po arbastyjsku, bo tylko on pochodzi z rodziny, która tym językiem się posługiwała, a to i tak sfrancużonym i zhiszpańszczonym.
I wtedy rozpoczynają się starania odbudowy języka; po wsiach jeżdżą językoznawcy i zbierają materiały do rekonstrukcji, a tu klops - arbastyjski nawet na wsiach jest tak zanieczyszczony romańskimi, że trzeba właściwie wymyślać wszystko od nowa.
I się wymyśla i zapożycza! Niekonsekwentnie, byleby było.
Później dzięki wsparciu królewskiemu język zaczyna być nauczany wśród ludu, szlachta też zaczyna się uczyć i tadaaaam! Mamy arbastyjski

Czyli, odnosząc to do 'w'. W oryginale brzmiało ono, dajmy na to, 'khy' i z powodu trudności w wymowie łatwo ustąpiło łacińskiemu 'in', mając też swój 'niefizyczny' odpowiednik 'im', który później wyparł 'in' i zniekształcił się do 'em'.