polski (sic!) - muszę wspominać, że natywnie?
angielski - w chuj lat nauki w szkole, dogadam się, choć ostatnio nie mam za często okazji
czeski - staram się po czesku czytać, czasami coś tłumaczyć na polski, niby znam gramatykę, zdarza mi się z Czechami porozmawiać, ale zdecydowanie brakuje mi słownictwa
rosyjski - trzy lata udawanej nauki w liceum, rozumiem, potrafię cośtam powiedzieć, jakby od tego zależało moje życie, to bym się z Rosjanami po ichniemu dogadał
inne słowiańskie - w przypadku północnych (ruskie, lechickie, czesko-słow.) jestem w stanie udawać, że w nich mówię, w przypadku południowosłowiańskich gorzej, ale jak ktoś nie będzie mi walić dialektem i postara się używać bardziej ogólnosłowiańskich słów, to zrozumiem.
niemiecki - 6 lat szkolnej nauki, niby gramatykę znam, ale znam może z kilkaset słów, za mało, żeby móc faktycznie porozmawiać nawet na proste tematy - poza tym nad ułożeniem zdania muszę się zastanawić nad słowami, nad szykiem, nad formami... Więc szału nie ma, choć jakiś prosty tekst pisany zrozumiem.
W międzyczasie wdepnąłem jeszcze w:
staronordyjski - starałem się trochę poduczyć, pamiętam pojedyncze słowa, trochę gramatyki, umiem powiedzieć zdanie "Król nazywa się Olaf, ma miecz, je robaki".
irlandzki - starałem się nauczyć, i niby staram się dalej, znam trochę zwrotów, gorzej z gramatyką, ale przynajmniej umiem tekst pisany na głos przeczytać tak, żeby natyw zrozumiał co czytam (choć nie brzmię jak prawdziwy irlandczyk

)
japoński - kiedyś nauczyłem się hiragany i ją zapomniałem, potem nauczyłem się katakany i też ją zapomniałem... znam kilka słówek i to tyle
łacina - niby trzy lata nauki w liceum, ale polegałą ona jedynie na wkuwaniu tabelek i sentencji
To chyba wszystko...