Mieszkanie w krainie, gdzie świt trwa dłużej niż dzień, ma sporo zalet, myślał sobie Aeouaa sunąc ścieżką wśród łąki. Jak każda dżdżownica bardzo lubił dotyk porannej rosy. I w ogóle wilgotną ziemię. Żałował tylko, że nie może zakopać się w ściółkę, ale wtedy zabrudził by liść, a to byłoby niedopuszczalne uchybienie. Z trawy obok ścieżka dobiegł go komunikat. "Jedzenie. Trawienie." mówił niamniam. Po chwili coś głośno gdaknęło i w jego bok z głośnym piskiem wbiło się jakieś stworzenie. "A, ratunku, potwór! Wielki potwór! Dopadł mnie! Chce mnie zjeść!" "Oaooa?" spytał ze zdziwieniem Aeouaa. Stworzenie na chwilę przestało się szamotać, odwróciło dziób w jego stronę. Bez wątpienia był to Doro Kokkoda "No tak, znowu ty..." rzekł Aeouaa "Co tutaj robisz?". "Goni mnie wielki stwór, co ja gdaczę, potwór, ale olbrzymi, olbrzymiasty jak pół znajnika! Jak drzewo!" Doro Kokkoda wymachiwał skrzydłami "Jadłem sobie właśnie roba... znaczy te, no, nasiona, o!, kiedy to stworzysko na mnie wyskoczło i zaczęło..." "Uspokój się" mruknął Aeouaa "to tylko niamniam." "Niamniam, niamniam! To nie mógł być niamniam! To było ogromne, i tak się na mnie rzuciło..." gdakał tamten coraz bardziej zaaferowany, podskakując i wiercąc się. "To był niamniam. I najwyraźniej właśnie zajada twoje gówno" stwierdził dżdżownica i wskazał cielskiem w stronę, skąd wcześniej wyczuł niamniama. Znajka obrócił wzrok we wskazane miejsce. "A, rzeczywiście, niamniam. Jaki malutki, hi hi..." Aeouaa naprężył się i zaczął mozolnie sunąć w dalszą drogę. Po chwili - zgodnie z jego przypuszczeniami - pierzasta kula na dwóch nogach dogoniła go i znów zaczęła terkotać. "Daroro Doda, nie zostawiaj mnie samego, zaczekaj na mnie! Dokąd tak pełzniesz?" "Mam list do doręczenia." "List? Ja mogę go doręczyć za ciebie, mi go daj! Jestem szybszy, szybko go zaniosę!" "Nie" odparł dżdżownica "ty nawet adresu własnego gniazda nie pamiętasz. Nie powierzę ci takiego odpowiedzialnego zadania." "Co? Ja nie pamiętam adresu własnego gniazda?! Pamiętam, po prostu nie chce mi się tam siedzieć! Nie jestem nieznajką!" "A czym niby?" "Niedoznajką!" "A zrobić ci test wiersza?" "A zrób!" Aeouaa cały czas sunął do przodu, a Doro Kokkoda biegł tuż obok. "W porządku" rzucił pierścienica i zaczął recytować:
dostał kwadrat nogi, ręki
poszedł w las
tam dopadły go stęk-kwęki
rychło w czas
połamały cztery boki
pej-jam-ciach
teraz kwadrat jest szeroki
tak jak BACH
"Teraz to powtórz." "A powtórzę!" gdaknął dumnie Doro Kokkoda. "Kwadrat złamał na stęk-męki... w lesie... i... teraz cienki... Ej, oszukujesz, specjalnie dałeś takie trudne słowa!" "Trudne? Toż to najzwyklejsza wyliczanka dla piskląt!" zaśmiał się dżdżownica "Jasne, wyliczanka! A skąd tam takie trudne słowa, jak trójkąt i inne nazwy liczb!?" "Nie trójkąt, tylko kwadrat. Poza tym ty chyba nigdy nie słyszałeś prawdziwego wiersza. Wiersz rozziewicy jest przynajmniej dwa razy dłuższy od niej samej!"
----------------------
Objaśnienia
Jak łatwo zauważyć, bohaterowie mają problem natury fonetycznej z wzajemnym wypowiadaniem swoich imion, stąd formy Oaooa i Daroro Doda. Fragment wyliczanki pej-jam-ciach to pokaleczone liczebniki ji jeeme. Taka swoista kalka za polskim ene-due od greckiego ένα δύο (chyba, że źle zgaduję etymologię).