To po kolei.
Raczej mi wstępnie pasuje, ale mógłbyś pokrótce opisać, jak wyobrażasz sobie historię całego twojego regionu? Bo widzę, że cywilizacja qińska mocno jednak wybiega poza granice dzisiejszego Siedmiomieścia, a do tego ma swoich poprzedników (Zhok-Ha).
Myślałem nad takim małym modelem à la japonaise w Murii; to znaczy, żeby pewne wzorce kulturowe zostały przyjęte od bardziej rozwiniętego sąsiada (który jednak nie był w stanie podporządkować sobie archipelagu ze względów geograficznych), które nie do końca by się okazały pasować, co ostatecznie doprowadziłoby do własnych, syntetycznych rozwiązań (politycznych i kulturowych).
Od tego też uzależniam, w jakie realia historyczne wepchnę upadek murskiej monarchii i powstanie republiki - kiedy myślę sobie nad historią Szuru, mogę sobie robić, co chcę, ale w przypadku Murii wszystko musi być zgodne z pomysłami całej reszty czeladki z naszego kawałka kyońskiego placka.
Zhok-Ha nie są przodkami Qin, żyli przez dłuższy czas równolegle do Qin na terenach, które są obecnie w mojej strefie interesów, ale nie zajmuje ich żadne państwo: na zachód od Azenii i pozostałych trzech.
Jeśli chodzi o historię mojego regionu, to jest to przede wszystkim historia Qin, jako ludu, który jako pierwszy wkroczył tam na ścieżkę postępu i zdążył wszystkich sobie podporządkować, kiedy nie patrzyli. Cesarstwa Qin miały oczywiście swoje wzloty i upadki, w tym ten spektakularny, o którym jest ten artykuł, który trzeba będzie ewidentnie tu i tam dookreślić, ale generalnie żyło, miało się dobrze i było cywilizacyjnym kagankiem na tych dzikich ziemiach. Konkurencja ze Zhok-Ha - drugą cywilizacją, której udało się coś tam osiągnąć, przez długi czas była motorem rozwoju Qin. Potem interesy Qin przeniosły się na morza - małe Morze Słone i duży ocean, i tak, przypuszczam, wraz z zachodnim wiatrem pewne wzorce kulturowo-organizacyjne mogłyby dotrzeć do Murii. Państwo Qin miało być w stylu chińskim, tzn. skupione głównie na sobie, ale podobnie jak Chiny, wystarczająco duże, żeby interesować i inspirować, czasem nawet mimowolnie, swoich bliższych i odleglejszych sąsiadów.
Ale właśnie, skoro miał byś świetnym i zmyślnym politykiem to dlaczego prowadził bezsensowną polityką zawierając nieprzydatne sojusze? Może jednak nie były takie nieprzydatne i przynosiły wymierną korzyść jemu samemu? Na przykład jakieś pokątne interesy i tworzenie prywatnej fortuny/siły kosztem tak Qin jak i (później) Ajdyniru?
Artykuł jest pisany z punktu widzenia politycznej sytuacji Taigongu. Nie wykluczam, że odległe sojusze miały na celu poszerzanie wpływów Erťipanûvira, czy odwrócenie uwagi od jego mętnych interesów gdzie indziej poprzez sprawianie wrażenia monarchy nieudolnego. Ty mi zresztą powiedz, kto to jest i dlaczego to zrobił, importuję go z wszak z twojego kręgu kulturowego

Zależało mi na tym, żeby wyraźny był pewien szok kulturowy wynikający z innego podejścia do władzy cesarskiej wśród Qin i w Ajdynirze - boskość, przyjmowana na Wschodzie Kyonu za atrybut władcy, zawsze była czymś bardzo abstrakcyjnym dla Qińczyków. Nawet przed bohenistyczną rewolucją kulturową bogów przedstawiano jako byty nieodgadnione i bardzo odległe. Dlatego Erťipanûvir / Wenfe, ze swoimi boskimi pretensjami i dziwnymi decyzjami, mógł mieć świetny kamuflaż wariata i politycznego idioty, który pozwolił mu zbić własny kapitał gdzie indziej.
Chyba że mógłbym zrobić tak: za Starego Państwa tak właśnie było, potem u kolejnych dynastii Nowego Państwa następuje wzmocnienie jedynowładztwa. W wyniku upadku Taigong w ramach zapobiegania sytuacji kryzysowej rozluźnia się polityke, co uspokaja nastroje i sytuacje lecz wkrótcewszystko wraca do normy. A wraz z Żydudrydami następuje powtórny powrót do bardziej swobodnej polityki narodowościowo-wewnętrznej.
Gdyby to było dla ciebie
feasible, to super. Zakładam, że Taigong i Ajdynir, mimo ewidentnych niedomagań tego pierwszego, przez większość czasu traktowały się jako jedynych słusznych partnerów do rozmowy, na resztę krajów znad Morza Słonego patrząc raczej jak na przystawki czy inne broszki do żakietu. Oba były (twoje nadal jest) krajami wielonarodowymi, Taigong się w dużej mierze przez to posypał, co mogłoby właśnie w Ajdynirze wywołać reakcję w postaci zluzowania zamordystycznej polityki wobec mniejszości etnicznych. Wiedzę o tym, że Taigong się posypał głównie z tego względu, historiografowie mogliby zaczerpnąć nawet ze źródeł pochodzących od ajdynirskich komisarzy, ślących listy do Djyazhoaru, w których przestrzegają przed błędami z północy.
1. Gdzie leży Hengdu?
Patrząc na tę mapę, nad morzem, na granicy regionów Ala i Qing.
2. W momencie spalenia Hengdu południowo-wschodni brzeg Morza Wewnętrznego powinien już być pod władzą pojcką, i to już od 3 pokoleń - pradziadek Tarolaugra był Poitem, który stracił władzę podczas jednoczenia plemion i państewek Poitów.
Ile to są trzy pokolenia na qińskie lata? Na pewno dam radę to jakoś sensownie przesunąć.
3. U mnie jest "Liktowie zniszczyli i splądrowali cesarską stolicę już 200 lat później, w 5703 roku". Chodzi tu oczywiście o pierwsze cesarstwo, pierwotnie w moim zamyśle pojckie. Ale możnaby zrobić tak, że było to było tylko jakieś królestwo Poitów, nominalnie zależne od Qin. Qińczycy wykorzystali barbarzyńskich Liktów do zniszczenia stolicy, i przywrócenia swojej władzy na tym terenie. Wtedy też mógłby się zacząć exodus Poitów na południe.
Brzmi dobrze. Przeformułujesz w artykule, tak, żebym nie namieszał?
4. Jądro Państwa Truskiego - tereny bezpośrednio na zachód od jeziora były podbite przez nich ok 6550 roku, wcześniej mieszkali tam Liktowie (którzy to zasymilowali się z najeźdźcami, a sami byli tam najeźdźcami sprzed 1000 lat). Spodziewam się, że tereny te musiałyby być wtedy jeszcze pod władzą qińską.
Czyli tak jak jest, może zostać?
5. "W 6830 nomadowie truscy splądrowali Ninxię, wówczas główny ośrodek filozofii bohenistycznej." Może lepiej Liktowie? Wtedy właśnie wg mojego kalendarium znalazła się ona na krótko pod władzą liktyjskiego cesarstwa (bardzo efemerycznego tworu).
Nie ma sprawy.
6.
Ok.
7. "Już w 6862 znaczne połacie prowincji Trugia i Poicja zostały utracone i opuszczone. Przy Qin pozostał jedynie wąski pas wybrzeża, który połączono w jedną prowincję administrowaną bezpośrednio ze stolicy" - wybrzeże na południe od ujścia Wielkiej Rzeki powinien już wtedy być raczej pod władzą pojcką, może zostałyby jakieś miasta na wybrzeżu - coś jak Italia bizantyjska za Longobardów.
Jasne, nawet możesz zaznaczyć na mapie gdzie te miasta mogłyby być, powymyślam jakieś nazwy dźwięczne

8. Co byś powiedział na rozdzielenie ról egzekutora (ta rola przypadłaby Tarolaugrowi I) i zdobywcy (jego wnuk, Tarolaugr II)? Pierwszy by tylko zniszczył i uniemożliwił jakąkolwiek interwencję, natomiast drugi by już podbił - a właściwie tylko uzależnił, bo późniejsze Siedmiomieście było trochę zbyt ludne, zbyt daleko, i zbyt obce kulturowo.
Może być - głównie chodzi o to, żeby Taro I zniszczył Hengdu, a więc symbolicznie tez władzę cesarską. Potem to, co zostało, rozsypałoby się na drobne państwa-miasta (coś jak ŚCR albo Włochy w średniowieczu), które Taro II łatwo by zmusił do płacenia trybutu.
Pozostaje kwestia ustalenia, dlaczego Poici roszczą sobie prawa do bycia sukcesorem starego cesarstwa Qin, i jakie to może mieć dla nich polityczne konsekwencje w obliczu powstawania qińskiej Konfederacji. Domyślam się, na pewno nie byli temu związkowi miast szczególnie przychylni.