Na bergu łowca, kera ni mieła wyłny, łoboczyła kunie; pirszy ciengnoł cinżki wóz, drugi dźwigoł srogi załadunek, a trzyci lotoł gibko s człowikim. Łowca pedziała do nich: Syrce mni boli, kej widza, co człowik karze robić konium. Kunie pedziały: Suchej łowco, syrca nas bolum, kej widzimi, co człowik biere twa wyłno, co by płaszcz zrobieć dla sibjy. A łowca ni ma wyłny. Łowca uszłyszało to a poleciała bez równino.
Oto tekst. Uwaga, nie zachowałem ortografii. Jeśli ktoś by się czepiał o treść to sorry, ale nie kopiowałem tego z internetu,
jino tylko sam tłumaczyłem
Gdzie masz
Tylko jeszcze nigdy nie słyszałem śląskiego, który polega tylko na dodawaniu ł przed o.
skąd jesteś?
takie coś w
berg,
bez,
kej,
kera itp ;-)?
EDIT: A tak w ogóle to urodziłem się w Katowicach (na Ligocie) i mieszkałem tam przez pierwsze 4, 5 lat swojego życia. Potem przeprowadziłem się do Rudy Śląskiej (Kochłowic konkretnie) i mieszkam tam do dzisiaj.