Nie chodzi o Zachód, tylko o to, że nie rozumiem tutaj tęsknoty za tym, skoro mamy w polskim coś znaczeniowo identycznego, a jedyną różnicą jest pozycja w zdaniu. Nie widzę, w jaki sposób pozycja w zdaniu czyni angielską konstrukcję lepszą od polskiej. W przeciwieństwie do Arabów/Arabów, tutaj NIE MA "dziury". To równie sensowne, jak kłótnia o wyższość przedimków nad poimkami (lub odwrotnie).
Tacy Szwedzi czy Bułgarzy mają chwilę dłużej na zastanowienie, czy chcą postawić rodzajnik określony, niż na przykład Angole czy Francuzi. I co z tego? Niech się martwią ci, którzy rodzajników nie mają wcale...