Muzyki nie znam zbyt dużo, jedynie właśnie folk, i to taki raczej szerzej znany, czyli Karel Kryl (protest songi z czasów komuny), Jaromír Nohavica (ot, najróżniejsza poezja, sporo erotyków, czasem jakieś prześmiewcze albo i bezsensowne piosenki), Čechomor (choć to zespół czesko-morawski, zatem też często po morawsku śpiewają –
Mezi horami,
Proměny)… XIII. století znasz. Jeszcze kojarzę taką zabawną „piosnkę” kilku czeskich pozytywnie pierdolniętych kolesi:
Partizán – Traband, podoba mi się z tegoż cytat, że „nejhorší útok bývá obrana” (najgorszym atakiem bywa obrona…).
Z książek, kojarzę fantastykę, różną, ale też nie bardzo dużo. Jeśli jesteś w stanie dorwać, polecam opowiadania (szczególnie, że są dość krótkie, więc raczej łatwe do przeczytania) Stanislava Švachoučka. Jest to takie starszej daty science fiction, ale zawsze odkrywcze, jakoś zmuszające do zastanowienia, niby niewinne, a ostatecznie nieraz okrutne. Trochę o jego twórczości powie choćby tytuł jednego z nich: „Vnitřní život otvíráku na konzervy” (Żywot wewnętrzny otwieracza do konserw). Albo miłe opowiadanie o sympatycznych przyjacielskich stworzonkach w kosmosie, które mogłoby być prologiem do Ósmego pasażera Nostromo.
Z typowej fantasy, typu zajebiście-walczący-bohater-który-musi-dopłacać-kurwom-bo-tyle-ma-blizn i wielkie napierdalanie, to jest wydawany w Polsce Žamboch. Swoją drogą zapowiedział sie, że będzie w tym roku na Pyrkonie.
Juraj (Ďuro) Červenák jest Słowakiem, piszącym po czesku. Ogólnie fantasy w klimatach słowiańskich (w Polsce wyszedł jakiś czas temu „Bohatyr: Żelazny kostur” – „Ocelové žezlo” – fantasy z kniaziem Światosławem i jego wyprawą na wschód od Rusi Kijowskiej w tle).
„Stín modrého býka” (Cień niebieskiego byka) Leonarda Medka i Františki Vrbenskiej jest z kolei historyczną fantasy w Czechach w czasach Celtów. Nie jest może jakoś bardzo mocno rozwinięta psychologicznie (nijak ma się do Gry Endera), ale jednak postaci są jakoś zbudowane, a w całej książce pełno jest takiej niepewnej magii. Jakieś rytuały, które, zdaje się, przynoszą później efekt, ale w tak naturalny sposób, że do końca nie wiadomo, czy to dzięki rytuałom, czy to zbieg okoliczności. IMO bardzo fajnie zbudowana książka właśnie na granicy powieści historycznej a fantastyki przepełnionej magią, bo taka magia niby tam jest, i wszyscy bohaterowie w nią wierzą, ale czytelnik zdaje sobie sprawę, że jednak może jej tam wcale nie być.
To tyle mi teraz przychodzi do głowy.
A, z muzyki… Trochę mniej ambitne, acz ja dzięki temu właśnie się zacząłem uczyć czeskiego, tolkienowskie piosenki Lindatiriona i Falešnego společenstva:
http://ps.ulmus.cz/down.htmSzczególnie piosnka
Minas Tirith przekonała mnie do češtiny.
EDIT: Jeszcze jedno opowiadanie. Niecenzuralna,
potoczna czeszczyzna w wykonaniu Ondřeja Neffa, czyli dostępne online opowiadanie
Houstone, mám problém.