Wbrew pozorom jest dość mocno przewidywalna, no i, jeżeli wszystkie diakrytyki są na miejscu, to nie trzeba prawie nigdy się bawić w zaglądanie do słowników z wymową (inną sprawą jest to, że takich słowników po prostu nie ma). Drugim plusem jest to, że w walijskim można opuścić praktycznie wszystkie diakrytyki, za wyjątkiem cyrkumfleksów (co i tak z powodzeniem się czyni).
A co do samym przypadków, gdy spodziewamy się krótkiej/długiej samogłoski, a jest inna, to to są zazwyczaj zapożyczenia angielskie etc, więc nie jest to pozbawione sensu.
Ale trzeba przyznać, że mieli finezję ją wymyślając. Ciekawe jaka jest geneza tego f i ff?