Może i wkraczam tutaj z jakimiś własnymi pomysłami odnośnie modyfikacji IPA'y, ale czy to rozróżnienie jest w takim razie potrzebne, jeśli "aspiracja dźwięcznej" jest tak czy tak niemożliwa?
Abstrahując od nie/możliwości istnienia dźwięcznych aspirowanych (tak czy owak 99% rzeczy w ten sposób opisywanych to
breathy voiced), głoski bezdźwięczne, dysząco-dźwięczne i dźwięczne różnią się sposobem artykulacji. W przypadku bezdźwięcznych struny głosowe są rozsunięte najszerzej, a w przypadku dźwięcznych tworzą wąską szczelinę i wibrują. W przypadku dysząco dźwięcznych albo rozsunięcie jest pośrednie, albo może być nawet takie jak w przypadku bezdźwięcznych, ale stosunkowo silniejszy strumień powietrza wzbudza je do wibracji (i na słuch efekt jest b. podobny). Trzecią metodą jest zsunięcie strun głosowych, ale rozwarcie chrząstek nalewkowatych, przez co powstaje niewielki, trójkątny otwór, przez który przechodzi powietrze (wydaje mi się, że jest to to samo, co niekiedy opisuje się jako fonację szeptu, np. na
tej stronie). Warto mimochodem zauważyć, że z punktu widzenia artykulacji samogłoski są bardziej „szczelinowe” niż [h].
Niektóre języki mają dysząco dźwięczne samogłoski, a inne znów bezdźwięczne samogłoski (np. alofonicznie w japońskim). Można sobie wyobrazić sytuację, w której wszystkie trzy typy wystąpiłyby obok siebie.
W zasadzie prawdziwie bezdźwięczna samogłoska to [h̩] (żeby oddać, akustycznie b. nikłe, różnice barwy, trzeba by się raczej posłużyć symbolem samogłoski i kółeczkiem). Z drugiej strony, nie zdziwiłbym się, gdyby w niektórych przynajmniej językach te bezdźwięczne samogłoski miały element
breathy voice czy fonacji szeptanej, co czyni je dużo wyraźniejszymi.