Ja osobiście jestem zwolennikiem teorji, że stolicami administracyjnymi powinny być mniejsze miejscowości, w takiej Hameryce to się sprawdza.
Ja z kolei lubię wzór niemiecki, gdzie landy niby mają swoje stolice, ale instytucje o zasięgu ogólnozwiązkokrajowym (wybaczcie kalekie słowotwórstwo) są rozrzucone w zasadzie po całym regionie.
To, że z Nowogródka był Mickiewicz, albo fakt, że województwo nowogródeckie (nowogródzkie brzmi conlangowo) było w I RP, raczej nie są dobrymi argumentami. Takie województwo po prostu w dzisiejszych realiach nie obroniłoby się ekonomicznie, łączyło obszary słabo ze sobą powiązane gospodarczo i transportowo, a stolicą była dziura, której atutem byłoby centralne połączenie, gdyby nie to, że sieć osadnicza i transportowa wcale nie ciążyła do centrum. Samo województwo wygląda, jakby powstało z braku lepszych opcji. Coś jak lubuskie, tylko jeszcze ze stolicą w metaforycznym Świebodzinie.
Podział II RP, zwłaszcza przed reformą, miał więcej takich kuriozów, np. to, że powiaty wokół wojewódzko stołecznego Torunia należały do wszystkich możliwych województw, podwarszawski Garwolin wylądował w lubelskim, kieleckie dostało ten durny ogon z Sosnowcem i Częstochową, GOP, już wtedy wyraźnie uformowany, przedzieliła nie tylko granica państwowa, ale i trzy wojewódzkie... Źle, źle, źle.