Ja wierzę, że "Brajanki", "Oliwerki" czy "Nikolki" (albo Nicole, to już najpodlejsza wersja) to zjawisko marginalne i domena nizin społecznych. Niestety, pewna część imion (np. Andżelika, fuuuj) zpowszedniała. Nie rozumiem podejścia "większość tradycyjnych imion jest zapożyczonych, więc w czym gorszy Brajan od takiego Edwarda [imię wybrałem pierwsze z brzegu, przepraszam wszystkich Edków]?" A to, że Edward, choć może nie istnieje w naszym języku jakoś szczególnie długo, to przynajmniej nie jest w żaden sposób pretensjonalny, uchodzi za "normalnego", można go ładnie zdrobnić. A taki Brajan (lub, co gorsza, Brian bez zmian)? Moim zdaniem nadawanie tego typu imion własnym dzieciom świadczy o niczym więcej, jak o zafascynowaniu popkulturą i Zachodem, a także jakąś chorą pseudopostępowością. Już nie wzpomnę, że nawet w dzisiejszych czasach jest to zadawanie dzieciom krzywdy. Jak już mówiłem, takie imiona to raczej specjalność dołów społecznych (pamiętacie słynnego Brajanka, który uratował rodzinę telefonem do straży pożarnej? Oczywiście rodzina była patologiczna, rodzice leżeli wtedy pijani), a większość społeczeństwa uważa takie imiona za zwyczajnie bezgustne. Trzeba mieć nadzieję, że takie imiona nigdy nie wyjdą poza obręby owych dołów społecznych (niestety, niektóre z nich powszednieją).
A już coś, czego zupełnie nie znoszę to usprawiedliwianie takich idjotycznych imion członkowstwem tego kraju w ÓE. Co ma, kurwa, piernik do tramwaju?
Już prędzej ochrzciłbym syna Grzybomir (nowotwór, ale przynajmniej słowiański) niż Brajan czy Oliw(j)er. Już nawet Alfons lepszy!
A tak trochę odbiegając od tematu, zawsze dziwiło mnie to, że jak spotykam nazwiska holenderskie, to widzę paletę imion z całego świata, nawet przy rdzennie holenderskich nazwiskach (zmyślony przykład: Alvaro van der Heide). Czy to wina imigrantów, czy w Holandji nie ma rdzennych, tradycyjnych imion?