Idea rzedecz szczytna (onomastyczny żart, który zrozumie tylko Dynozaur), ale z wykonaniem gorzej. Przedewszystkiem skupiają się (mojem zdaniem) na złych przykładach - po co odgrzebywać jakieś nazwy terenowe, nazwy jakichś maleńkich wiosek czy jeziórek, kiedy spieprzono (celowo lub nie) nazwy nawet niektórych miast. Za dużo piszą o jakichś rekonstrukcyjnych niuansach (jakby kwestja nazewnictwa ZO była tylko i wyłącznie kwestją rekonstrukcji, jak próbowali to przedstawiać językoznawcy okresu PRLu), a za mało o celowych chrztach, o tem jak celowo uciekano od (często mocno zakorzenionego) ludowego nazewnictwa polskiego (t.zn. piszą o tem, ale jedynie w kontekscie nazewnictwa "zarazpowojennego", które rzeczywiście potrafiło być tragikomiczne, pomijając zupełnie fakt, że w niektórych regjonach polskie nazewnictwo istniało już przed wojną), nie ma nic o propagandowym wymiarze nowego nazewnictwa, o "Kętrzynach" i "Dzierżoniowach" ani słowa it.p.
No ale jakiś przyczynek do dyskusji jest, szanuję.