OK, tylko: 1) stawianie na sieć drogową okazało się ślepą uliczką w zasadzie już po kryzysie naftowym, 2) nie można powiedzieć, żeby kraje niemieckojęzyczne (które nb. w tej materii osobiście uważam za wzór, nie popadając przy tym w charakterystyczne dla współczesnej polskiej inteligencji germanofilstwo - wykonywali tylko rozkazy i antyrosyjskość - bolszewickie bestie) jakoś intensywnie rozbudowywały sieć szybkiej kolei, 3) kraje niemieckojęzyczne zbudowały sobie wystarczająco gęstą sieć w XIX wieku i skupiają się na jej wykorzystaniu dla zrównoważonego transportu. To, rzecz nietrudna, wychodzi sto razy lepiej niż u nas, choć różnie, lepiej tam, gdzie rządzi prawidło służby publicznej (kolej miejska i regionalna), gorzej, gdzie głównie zysk (ekspresy).
Dla porównania, większa część sieci kolejowej na Bałkanach powstała po II WŚ. Nawet gdyby nie zachłyśnięcie motoryzacją, to Europa Zachodnia (a przynajmniej jej centrum, bez iberyjskich peryferiów) po prostu była bliska optymalnego nasycenia koleją.