Swoją drogą, fascynujące jest to, jak w epoce internetu, Gógla i Wikipedii, różni pisarze nadal potrafią nadal wkopać się swoją ignorancją dotyczącą tego co piszą.
Cóż, w tym przypadku akurat powodem była nie ignorancja (bo zmyślając z sempiterny imię autorka zdawała sobie sprawę z tego, że prawdopodobieństwo iż ono rzeczywiście istnieje jest minimalne i Polacy to dostrzegą), tylko bucostwo w podejściu "co mnie obchodzą głupie Pollacki".
No, chyba że nieświadomie założyła, iż polski system imienniczy jest tak bogaty jak anglosaski, gdzie pełno osób nosi imiona typu Kobe, Newton, Dallas czy Khaleesi, tak że przeciętny anglofon mając 50 lat może się pierwszy raz w życiu spotkać z jakimś i go to nie dziwi...