Mogę coś skrobnąć, jeśli znajdę czas, ale za wiele z tego nie wyniknie. Problem w tym, że po roku wałkowania moja znajomość gramatyki arabskiej jest mniejsza, niż była moja znajomość japońskiej, gdy po trzech dniach nauki kan tknęliśmy pierwszą czytankę. W japońskim nie ma liczb (w sensie podwójnej i mnogiej), w arabskim liczby to mordęga, w japońskim nie ma rodzaju, w arabskim rodzaj jest wszędzie, w japońskim dla zbudowania konstrukcji dzierżawczej wystarczy głupie の, w arabskim dzieją się cuda na kiju a wyjątek goni wyjątek... Dlatego nauka arabskiego to jak drałowanie pieszo przez pustynię, gdy te inne języki to jak przejazd 新幹線em.