Ale z drugiej strony, czy w takim razie istnieją w ogóle jakieś języki aprioryczne? Przecież głoski siłą rzeczy muszą być zapożyczone z innych języków! Mówiąc poważnie, dla mnie język aposterioryczny to język, który planowo i systematycznie wywodzi siebie z istniejącego, czyli slavlangi, romlangi, jakieś romańskawe auxlangi, konsekwentne wywody z indoeuropejszczyzny, itd.
No właśnie według Twojej klasyfikacji takie esperanto to język a priori. Zamenhof nie miał przecież jednej metody wyprowadzania nowych słów, tylko brał - powiedzmy - losowo, z francuskiego, niemieckiego, angielskiego, łaciny, włoskiego, polskiego (!). Co do niektórych końcówek brak nawet pewności, skąd pochodzą.
A posteriori zaczyna się wraz z zapożyczaniem
całych morfemów (nawet nie głosek, nie brzmienia), w stopniu wykluczającym przypadkową zbieżność.
A priori natomiast wymusza pewne oderwanie od istniejącej rzeczywistości językowej. W takim języku możliwe są pojedyncze zbieżności, jednak im więcej zbiegów okoliczności, tym język staje się mniej prawdopodobny, mniej wiarygodny.
Najtrafniejsza klasyfikacja konlangów, z jaką się spotkałem, dzieli języki artystyczne na 2x2 grupy:
· a posteriori
wywodzone - słownictwo i gramatyka wyprowadzane diachronicznie z języków naturalnych
· a posteriori
mieszane - słownictwo i gramatyka pochodzące z wielu źródeł
· a priori
ziemskie - słownictwo oderwane, gramatyka oparta na tych samych zasadach, co języki naturalne
· a priori
pozaziemskie - słownictwo oderwane, gramatyka narusza uniwersały językowe
Typowym przedstawicielem pierwszego jest brithenig lub wenedyk, drugiego - talossański, trzeciego - języki Tolkiena, czwartego - kelen.