Macie jakieś w swoich językach? Niekoniecznie muszą być one śmieszne, starczy, żeby były mylące.
No to w rodzkim, po pierwsze, brev to nie jest brew, tylko list. Brew zaś to bråv.
Diva nie ma nic wspólnego ze śpiewaczką, gdyż to po prostu dziewczyna. Pekärika też z pieczeniem wiele wspólnego nie ma, bo to pielęgniarka, a pervödenik nie przewodzi wycieczkom, tylko tłumaczy teksty.
Misec to fakt, czasem „miesiąc”… ale często też ma znaczenie, jakie miał „miesiąc” kiedyś w polskim, czyli „księżyc”. Nasz Księżyc, ten co obiega Ziemię, to po prostu Misecet. Podwójne, nomen omen, znaczenie ma też słowo znäcene, które oznaczać może także „zdanie”.
Lybit to nie „lubić”, to całkiem mocniejsze uczucie – „kochać”. Jeżeli kogoś tylko lubimy, to tylko go omyslim, nie lybim. Słowo pertegät nie ma nic wspólnego z przeciąganiem, bo tu chodzi o „wolenie”, „preferowanie” czegoś, zaś prodavät nie jest związane z transakcjami finansowymi, bo to „odpuszczać [grzechy]”.
Należy też uważać na słowo pisät. Jeżeli odmienimy to pišo, pišeš, etc. to faktycznie, będzie chodzić nam o pisanie, ale jeżeli się pomylimy i odmienimy to pisajo, pisäješ, etc., wyjdzie nam wulgarne słowo oznaczające oddawanie moczu… oczywiście, zapożyczone jest to ze szwedzkiego pissa.
Ślązaków pewnie zainteresuje, że jo to nie jest śląskie „jo”, tylko śląskie „ja”. Czyli po polsku, „tak”.
Co do kognatów… jögo to wcale nie jest przekształcone „jajko”, tylko zapożyczenie ze staronordyckiego… bardzo dawne zapożyczenie.