Ściema.
Powinna być zećma.
A także szwiec, cka, bczek...
Jak już przy angielskim, irytujące jest uparte wpieranie uczniom, że angielski nie ma podwójnej negacji, bo nie ma jej tylko w wysokich rejestrach języka. Nawet gwiazdy współczesnego popu nie mogą się powstrzymać przed podwójną negacją, no ale przecież jej NIE MA.
Jeśli chodzi o "podwójne przeczenie" (b. wieloznaczny termin) w angielskim, to głównie spotykam się ze wzmacnianiem negacji czasownika przez użycie determinera
no na rzeczowniku-dopełnieniu (jak w zalinkowanej piosence Floydów), a nie ze związkiem zgody zaimka przeczącego i orzeczenia pw. polarności gramatycznej (
Nobody ain't/isn't guilty.). Może po prostu nie zwróciłem uwagi/nie mam dość kontaktu z ang. bazylektem.
Podoba mi się, że w polskim negacja czasownika jest wzmacniana przez użycie dopełnienia w dopełniaczu - bardzo ułatwia to zrozumienie, gdy mowa jest niewyraźna albo słabo słychać - wtedy negator
nie- często jest trudny do wychwycenia albo łatwy do pomylenia z rzeczami w rodzaju
ja, mnie. W każdym razie ja często miewam takie sytuacje.
W amerykańskim angielskim zaś jest prawie-homofonia
can i
can't, tu by im się przydało jakieś dodatkowe
no.
Ain't jest fajne, choć moim zdaniem nacechowane.
Uczyli mię w szkole, że w pytaniach rozłącznych (tak to się nazywa po polsku?) używa się
aren't I. Zastanawiam się, jaki jest związek tego dziwactwa z
ain't.
Poza tym nie cierpię gdy ludzie wkurzają się o używanie "ain't", tak jakby to było zakazane słowo...
W polskim też mamy parę podobnych casusów...