W nocy naszło mnie jakieś olśnienie:
A może wendzka nazwa Salzwedel - Lôsdît, Loosdjt, Lósdy to w rzeczywistości Liåstuw /ľåstüv/ < *Lьstovъ, od imienia Lest, będącego skróceniem od *Lścisław, *Lścimir it.p., znanego u nas jako zdrobnienie Lstek - Lestka (późniejszy Lestek)?
-sd- mogło oznaczać -st-, por. Wlasdeiska = Vlåstaiskă (Arendsee), -i często w zapisach oznaczało -üv, por. Lgauchí = Ľauxüv. Tylko mi spędza sen z powiek to końcowe -t w oryginalnym zapisie - czy można zrzucić to na karb przesłyszenia/błędu przepisywania?
Co o tym sądzicie? Siemek, Mauzer? A może nauka wpadła na jakiś "lepszy" wywód? Polański udawał, że toponimy nie istnieją (chyba był bezradny), a w starszej literaturze widywałem tylko jakieś tam luźne pomysły, że a to od "lasu", a to od "laski", a to od "łażenia", które jednak rozbijały się o całkowity brak koncepcji, co do rekonstrukcji budowy słowotwórczej tego toponimu.
Jeśli zignorować to -t (a może to źle przepisane -f, oddające końcowy dźwięk /v/?), to wiele wzkazywałoby, że mamy tutaj do czynienia z nazwą zakończoną na -ów (-üv), a to sugerowałoby nazwę odosobową dzierżawczą.
PS: Ale ten Weidars... wciąż mnie przeraża.