Hmmm... Nosówki rzeczywiście są umieszczone w tabeli jako fonemy, ale opis ich wymowy jest dość zgodny z panującym obecnie poglądem na nosówki. Bzdurą jest tylko to, że wg nich istnieje jakaś "rosnąca tendencja" do wymawiania "dyftongonosówek" nienosowo (że niby ą, ę = ou, eu). Moim zdaniem to bzdura, bo nawet jeżeli wymowa jest asynchroniczna, to ta nosowość jest zachowana.
Bzdurą też jest to, że niby wymowa alofonu [ŋ] przed k/g jest ograniczona do pozycyj niealternujących. Czyli np. że bank to [baŋk], a szminka to już [šm'inka], ponieważ w formie szminek jest [n]. To już totalna bzdura. Gdyby faktycznie używanie [ŋ] było uwarunkowane morfologicznie, trzeba byłoby mówić o fonemie. A tak przecież nie jest. [ŋ] to w języku polskim alofon, artykułowany całkowicie nieświadomie. I pojawia się zarówno w banku, jak i w szmince.
Co śmieszniejsze, wymowę [šm'iŋka] klasyfikują oni jako "krakowską". No cóż... niestety częstym mankamentem obcojęzycznych prac naukowych nt. języka polskiego jest to, że naiwnie wierzą one w istnienie djalekt języka polskiego.
Podobnie za izoglosę warszawsko-krakowską uważają oni wymowę /choćmy/ vs. /chodźmy/. Znowu naiwna wiara w djalektologję. Chociaż ja osobiście mówię /chodźmy/ (a jestem pół-Prusem, pół-Mazowszaninem).
Widziałem jeszcze parę bujd, ale nie wydawały mi się one wynikiem jakiejś przestarzałości danych. Po prostu, dziwne podejście do pewnych spraw.
I tak nic nie przebija Sussexa i Cubberleya, twierdzących, że w języku polskim nie ma odmiany nt-tematowej, a "prosię" odmienia się "prosia", "prosiu" it.d.