Taa, powszechna znajomość angielskiego... Poza narodami germańskimi, wszyscy uczą się po 10, 12 lat i ledwie dukają. Francuzi dukają, Słowianie wszelkiej maści niesamowicie kaleczą, Włosi i Hiszpanie - tragedia. A to wszystko wśród Indoeuropejczyków. Azjaci męczą się niesamowicie z angielskim (fonetyka), Afrykanie mniej, ale też. Poza Skandynawią, Holandią i Danią nigdzie angielski nie jest opanowany dobrze przez przeciętnego człowieka. Bowiem uczyć się a NAuczyć się nie jest tożsamym.
Taka jednak jest naturalna kolej rzeczy. Męczyli się ludzie z łaciną, francem, teraz jest angielski, a później będzie chiński. Kto wie, jeśli świat przetrwa to może wielki boom dotrze do Afryki i ludzie będą płacili grubą kasę za swahili?
Dobra znajomość języków, powtarzam - dobra, zawsze była i będzie rzadkością. Nawet w czasach powszechnej edukacji większość ludzi nie ma ochoty/potrzeby/talentu. Gdyby chodziło faktycznie o skuteczną komunikację międzynarodową, już dawno jakiś conlang typu esperanta byłby językiem świata. Świat jednak rządzi się brutalnymi prawami. Tak już jest i tego nie zmienimy. Proszę jednak nie siać bzdur o powszechnej znajomości angielskiego. Liczenie do 10 i wymienienie pór roku to jeszcze nie jest znajomość języka. Jaki odsetek ludzi na świecie (nie licząc anglofonów) jest w stanie czytać (rozumiejąc) po angielsku artykuły, książki? 5%? 10%? Nie więcej. Marna więc to powszechność.