Zaraza: Różnice pomiędzy wersjami
Linia 292: | Linia 292: | ||
Rok 2017, Kwiecień, Homelska krowa skubie sobie trawę. Spokojny dzień jak co dzień. Dzień później, odnaleziono ciało martwej krowy nieopodal miejscowego gospodarstwa. Śmierć krowy była wielce niespodziewana. Nie wykryto przyczyny. 3 dni później, kolejne 3 krowy padły trupem. 6 dni później, odnotowano masowy pomór krów w Homelskim i Mohylewskim Obwodzie, zaczyna się podejrzewać, że zaraza przyszła z Rosji. Nastroje ludności zaczynają się podburzać, powstają napięcia polityczne. Tydzień później, choroba przenosi się na ludzi. Wedle doniesień przygraniczne tereny Rosji poczęły wymierać. Jasne było, że zaraza nadchodzi ze wschodu. Lekarstwa dalej nie było, rozsądek nakazywał jeno ucieczkę na zachód. Wschodnia Białoruś stała się wyludniona. Lekarstwa jednak dalej nie wynaleziono. Stolica jest bezsilna. Zaczynają pojawiać się głosy, że to kara za antybiałoruski reżym, kara za rusyfikację i brak walki o mowę, historię i kulturę. Łukaszenka traci jakiekolwiek poparcie niedługo po tym sam umierając od zarazy, popularność zyskują opinie antyrosyjskie. Wraca Pahonia i Bieł-Czyrwona-Bieły Ściah, budzi się dawno stłamszony patriotyzm. Ludność przypomina sobie o zapomnianej i odebranej ojczyźnie - Litwie. | Rok 2017, Kwiecień, Homelska krowa skubie sobie trawę. Spokojny dzień jak co dzień. Dzień później, odnaleziono ciało martwej krowy nieopodal miejscowego gospodarstwa. Śmierć krowy była wielce niespodziewana. Nie wykryto przyczyny. 3 dni później, kolejne 3 krowy padły trupem. 6 dni później, odnotowano masowy pomór krów w Homelskim i Mohylewskim Obwodzie, zaczyna się podejrzewać, że zaraza przyszła z Rosji. Nastroje ludności zaczynają się podburzać, powstają napięcia polityczne. Tydzień później, choroba przenosi się na ludzi. Wedle doniesień przygraniczne tereny Rosji poczęły wymierać. Jasne było, że zaraza nadchodzi ze wschodu. Lekarstwa dalej nie było, rozsądek nakazywał jeno ucieczkę na zachód. Wschodnia Białoruś stała się wyludniona. Lekarstwa jednak dalej nie wynaleziono. Stolica jest bezsilna. Zaczynają pojawiać się głosy, że to kara za antybiałoruski reżym, kara za rusyfikację i brak walki o mowę, historię i kulturę. Łukaszenka traci jakiekolwiek poparcie niedługo po tym sam umierając od zarazy, popularność zyskują opinie antyrosyjskie. Wraca Pahonia i Bieł-Czyrwona-Bieły Ściah, budzi się dawno stłamszony patriotyzm. Ludność przypomina sobie o zapomnianej i odebranej ojczyźnie - Litwie. | ||
Jest 28 września, prawie wszyscy Mińczanie i uciekinierzy ze wschodu idą na tradycyjny marsz ku Kuropatom świętując Dziady. W nocy z 28 na 29 września w Kuropatach zaczynają się dziać | Jest 28 września, prawie wszyscy Mińczanie i uciekinierzy ze wschodu idą na tradycyjny marsz ku Kuropatom świętując Dziady. W nocy z 28 na 29 września w Kuropatach zaczynają się dziać dziwne zjawiska. Ludzie, którzy nie umieli rozmawiać po białorusku jakby magicznie zaczynają sobie coś przypominać. Czuć było, że to ważna chwila. Po uroczystej modlitwie za przodków ludzie zaczęli zastanawiać się nad ich okropną sytuacją. Z uwagi na brak jakiejkolwiek nadziei na zatrzymanie choroby nauką pozostała tylko wiara. Ludzie zaczęli się zastanawiać w jaki sposób powinni zacząć się modlić o cud. Większość z nich do niedawna nie była zbyt religijna. Wtem ktoś słusznie zauważył, że dziś w przeciwieństwie do poprzednich dni nikt z ludzi obchodzących Dziady nie umarł. Większość ludzi doszła więc do wniosku, że trzeba modlić się w sposób jak najbardziej rodzimy - białoruski czy też jak co bardziej świadomi mówili - litewski. Słusznie zauważono, że Zaraza wybiła znaczną część Rosji, tak samo doszły suchy o wymierających ludziach w państwach bałtyckich czy na Ukrainie. W grupie ludzi modlącej się na Kuropatach była zresztą dość niemała grupa rodzimowierców. Po jakimś czasie jeden z nich wystąpił i zaczął głosić o wizji jaką dostał poprzedniej nocy mówiąc, że należy wrócić do wiary przodków i odnowić Litwę - zapomnianą i zniszczoną przez Rosję jak i Sowietów oraz zagarniętą przez ''Letuwisów'' ojczyznę, należy w końcu zacząć szanować rodzimą ziemię od nowa i żyć z nią w zgodzie. Ów człowiek twierdził, że jedną z przyczyn upadku dawnej Litwy było coraz to większe skupienie się na dobrach materialnych, zapomnienie rodzimych tradycji i skatoliczenie się jak i poddanie się później agresywnej rusyfikacji. Zaprzestanie litewskiej tolerancji religijnej przyczyniło się do początku niszczenia wiary rodzimej - tym samym poczęło niszczyć litewski duch jak i państwowość. Czarą goryczy było pozwolenie na zniszczenie Mińskiego Kapiszcza, ostatniej świątyni rodzimej. Powiedział on też, że Bogowie przepowiedzieli mu bezpieczne miejsce, z którego musi on wyprowadzić lud modlący się w Kuropatach do Puszczy Białowieskiej, ostatniego nieskażonego technologią miejsca w którym to wszyscy przeżyją zarazę i odnowią dawną ojczyznę - Litwę, tym razem poprawnie, w zgodzie z naturą. Wiele ludzi dało mu wiarę nie mając i tak nic do stracenia, wielu też wzruszyło się wizją odzyskania utraconej ojczyzny. | ||
Jednak były też słowa sprzeciwu. Miejscowy kapłan prawosławny uznał to za herezję i bałwochwalstwo, a rodzimowiercę nazwał językiem szatana. Stwierdził, że należy iść do Cerkwi Św. Marii Magdaleny i dać się w opiece Chrystusa. Wśród ludzi nastąpił rozłam. Skłócony kapłan prawosławny odszedł wraz z popierającym go ludem. Pozostali zaczęli zaś wędrówkę ku nowej ziemi obiecanej - Puszczy Białowieskiej. Jak się niedługo potem okazało modły cerkiewne na niewiele się zdały, a niewierny kapłan zmarł na zarazę nie rozumiejąc wyroków bożych. Marsz Kuropacki szedł zaś dalej na zachód informując wszystkich z zachodniej Białorusi i okolic. Wkrótce szło pareset tysięcy ludzi. Większość oczywiście uznała to za brednie co skończyło się dla nich jak się później okazało śmiercią. W końcu po długim i wyczerpującym marszu ludzie dotarli ku bramom Puszczy Białowieskiej - miejsca gdzie miało się zacząć ich nowe życie. | Jednak były też słowa sprzeciwu. Miejscowy kapłan prawosławny uznał to za herezję i bałwochwalstwo, a rodzimowiercę nazwał językiem szatana. Stwierdził, że należy iść do Cerkwi Św. Marii Magdaleny i dać się w opiece Chrystusa. Wśród ludzi nastąpił rozłam. Skłócony kapłan prawosławny odszedł wraz z popierającym go ludem. Pozostali zaczęli zaś wędrówkę ku nowej ziemi obiecanej - Puszczy Białowieskiej. Jak się niedługo potem okazało modły cerkiewne na niewiele się zdały, a niewierny kapłan zmarł na zarazę nie rozumiejąc wyroków bożych. Marsz Kuropacki szedł zaś dalej na zachód informując wszystkich z zachodniej Białorusi i okolic. Wkrótce szło pareset tysięcy ludzi. Większość oczywiście uznała to za brednie co skończyło się dla nich, jak się później okazało, śmiercią. W końcu po długim i wyczerpującym marszu ludzie dotarli ku bramom Puszczy Białowieskiej - miejsca gdzie miało się zacząć ich nowe życie. | ||
=====Islandia i Grenlandia===== | =====Islandia i Grenlandia===== |
Wersja z 21:02, 31 sie 2019
Zaraza - wspólna historia alternatywna Świata, w której większość ludzkości poniosła śmierć w wyniku tajemniczej Zarazy. W ostatniej chwili doszło jednak do wynalezienia lekarstwa, które uratowało resztę ludzkości, a ocaleńcy zamieszkują nieliczne refugia rozsiane po świecie. W rezultacie, doszło do powszechnego upadku cywilizacji na świecie, niektóre regiony cofnęły się do poziomu podobnego do wczesnego średniowiecza (z pewnymi jednak elementami współczesnymi, które nie uległy zatraceniu), w innych regionach zapaść poszła jeszcze dalej.
W wyniki Zarazy śmierć poniosła większość mieszkańców Afryki, Azji, obu Ameryk i Australii, a na całym globie liczba ocalałych wynosi około 31 790 500 osób. Ogromne obszary Ziemi zostały doszczętnie wyludnione, praktycznie wszystkie większe miasta świata stoją puste.
- Grenlandia - 55 000 (niezarażona)
- Islandia - 300 000 (niezarażona)
- Hiszpania i Portugalia - 2 100 000
- Maroko i Sahara Zachodnia - 150 000
- Subkontynent Indyjski - 7 500 000
- Kanada i Alaska - 70 000
- USA - 950 000
- Ameryka Środkowa (bez Karaibów) - 2 500 000
- Brazylia - 150 000
- Argentyna, Czile i Urugwaj - 750 000
- Włochy - 450 000
- Półwysep Arabski (bez Lewantu i Iraku) - 75 000
- Persja - 205 000
- Filipiny - 2 500 000
- Nowa Gwinea - 5 500 500 (niezarażona)
- Nowa Zelandia - 200 000
- Polska - 700 000
- Finlandia - 250 000
- RPA - 75 000
- Madagaskar - 10 000
- Bałkany - 950 000
- Rosja i Kaukaz - 4 350 000
- Tajwan - 650 000
Uczestnicy
- Rosja i Kaukaz
- Mongolia i centralna Azja
- RPA
- Finlandia i Karelia
- Wschodnia Polska i obszar Litwy historycznej (Białoruś oraz Litwa bałtycka)
- Japonia, Sachalin, Kuryle
- Południowa część Kamczatki
- Bałkany
- Nowa Gwinea
- wyspy Indonezji
- Madagaskar i Afryka Wschodnia
- Bałkany
- Iran
- Półwysep Arabski
- Subkontynent Indyjski
- Azja Centralna
- Nowa Zelandia
- Wyspy Pacyfiku
- Grecja i wschodnie wybrzeża Morza Śródziemnego
- Zachodnia Polska
- USA i Kanada
- Zachodnie wybrzeża Morza Śródziemnego
- Maroko i Sahara Zachodnia
- Filipiny
- USA
- Kanada i Alaska
- Grenlandia
- Islandia
Strefy zainteresowań
Niezajęte tereny: USA, Kanada, Ameryka Południowa
Etapy
Historia Świata Zarazy dzielona jest na etapy:
- Etap 0 - świat tuż po Zarazie
- Etap I - pierwsze 50 lat po Zarazie
- Etap II - pierwsze 150 lat po Zarazie
- Etap III - ?
Etap 0
W etapie 0 opisywany jest przebieg śmiertelnej Zarazy, to jak i dlaczego ludzkość przetrwała na pewnych szczególnych obszarach, zwanych refugiami, oraz sam stan nowego post-apokaliptycznego świata tuż po Zarazie.
Refugia
Afryka
Madagaskar
Maroko
Makaronezja i Azory
Jako że wyspy Makaronezji i Azory były ulubionymi miejscami wypoczynku mieszkańców Europy, zaraza dotarła tam szybko, ale przetrzebiła głównie największe centra turystyczne. Największe straty ludności odnotowano na Azorach (pozostała populacja ok. 100 osób), a najmniejsze: na Lanzarote, gdzie ocalało blisko 50 000 mieszkańców.
RPA
Ameryki
COŚ TAM JEST
Azja
Subkontynent Indyjski
Bhutan
Przed wybuchem Zarazy, Bhutan był jednym z najbardziej odizolowanych od reszty krajów miejscem na świecie. Położony wysoko pośród niedostępnych górskich szczytów Himalajów kraj, z ograniczoną turystyką oraz jedynie jednym lotniskiem, zdołał długo pozostać na peryferiach chaosu ogarniającego Ziemię. Mieszkańcy Bhutanu zdołali dowiedzieć się o Zarazie jeszcze przed wystąpieniem pierwszych przypadków zachorowań na terenie kraju. Gdy upadały Chiny, decyzją króla Bhutanu, zamknięto granice państwa oraz ogłoszono ogólnokrajową kwarantannę. Trzy autostrady dochodzące do Bhutanu z Indii zamknięto i obstawiono wojskiem, które nie przepuszczało nikogo. Kwarantanna została utrzymana pomimo niezliczonej ilości ludzi chcących uciec z Indii po upadku rządu centralnego. Jakkolwiek krytykowane jako okrutne i nieludzkie, te środki ostrożności zapewniły Bhutanowi niemalże całkowite bezpieczeństwo od Zarazy.
Bhutański rząd na czele z Królem i Królową uporczywie starali się utrzymać kontakt radiowy z innymi rządami lub organizacjami para-rządowymi. W miarę upływu czasu milkły one jedna za drugą, gasnąc niczym zapalone świeczki. W pewnym momencie starano się utrzymać kontakt z kimkolwiek, choćby pojedynczymi skupiskami ludzi w ościennych krajach. Bez lekarstwa i one nikły jednak w zastraszającym tempie. Wtedy jednak nawiązano kontakt z naukowcami z Tajwanu, którzy ogłosili, że udało im się opracować lek na tajemniczą pandemię. Prosili oni o dostęp do lotniska oraz laboratoriów, a także pomoc w rozprowadzaniu leku po regionie.
Wywołało to gorącą debatę w tamtejszym Zgromadzeniu Narodowym. Część osób widziała w tej prośbie wielkie niebezpieczeństwo. Bhutan do tej pory uniknął zachorowań. Jeśli domniemany lek okazałby się wadliwy, otworzenie granicy okazałoby się ogromnym zagrożeniem dla narodu. Z drugiej strony, czy można było siedzieć i patrzeć jak świat dookoła płonie? Nie zrobić nic, nawet gdy nadarza się do tego sposobność? W końcu jednak, decyzją samego Króla, wpuszczono do kraju tajwańskich naukowców, udostępniono im dostępne materiały, laboratoria oraz sprzęt. Uzyskali oni całą możliwą pomoc i asystę.
Bhutan stał się więc jednym z tych miejsc, w których zaczęto produkować ograniczone ilości leku oraz jednym z miejsc, z którego owy lek rozprowadzano. Na samym początku pomocy udzielono sąsiedniemu Sikkimowi oraz Nepalowi, z którym udało się utrzymać stałą łączność radiową. Po części z Bhutanu pochodziły również leki, w które udało się ostatecznie zaopatrzyć indyjskiej armii.
Nepal
Zaraza uderzyła w Nepal niemal równie szybko jak w Indie. Z Nepalu rozniosła się również na resztę świata, przenosząc się wraz z turystami i himalaistami powracającymi spod stóp Mount Everest. W przeciągu kilku tygodni na ulicach Katmandu oraz innych miast kraju zginęły miliony. Szybko upadł również rząd centralny.
Część osób pouciekała w góry, a tysiące w akcie pobożnej desperacji udały się w ostatnią pielgrzymkę do położonej po drugiej stronie chińskiej granicy świętej góry Kajlas. W podróż tą udali się przedstawiciele wielu religii, Kajlas był powiem święty dla hindusów, buddystów, dżinistów a także wyznawców bön. Hindusi uznawali święty szczyt za siedzibę samego Śiwy - boga destrukcji i kreacji. W Zarazie wielu widziało właśnie działanie Siwy, straszliwy koniec starego świata, z którego miał się zrodzić nowy. U progu jego domu wierni błagali go natomiast o łaskę i wybawienie. I łaskę ową dostali, gdy z pobliskiego Bhutanu dotarły nad Kajlas samoloty z lekarstwem na Zarazę.
Indie
Do Indii Zaraza przyszła tak od wschodu, rozprzestrzeniając się od Bangladeszu i terenów z nim graniczących na zachód, jednak w tym samym czasie kilka zainfekowanych połączeń lotniczych przeniosło ją w samo serce kilku większych miast. Nikt nie przypuszczał, że choroba okaże się tak zaraźliwa. Początkowo odosobnione przypadki śmiertelne w ciągu kilku, kilkunastu dni przerodziły się w masowe zgony, dziesiątki tysięcy osób ginęły w rozległych slumsach indyjskich miast. Najpierw wprowadzono stan wyjątkowy oraz kwarantanne zarażonych dzielnic oraz miast, wkrótce potem stan wojenny na terenie całego kraju - gdy upadł rząd Bangladeszu, a tysiące ludzi próbowało wydostać się z ogarniętego chaosem Pakistanu. Zmobilizowano armię, zamknięto wszystkie granice a próbujących nielegalnie się przez nie przedostać rozstrzeliwano na miejscu.
To jednak nie powstrzymało Zarazy, w najlepszym wypadku nieznacznie ją spowolniło. Wzrosło niezadowolenie społeczne, podsycane strachem i paniką, zaczęły podnosić się głosy nawołujące do secesji prowincji, twierdzące że rządy regionalne lepiej poradzą sobie z powstrzymaniem postępu plagi niż rząd centralny. Sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli. Premier Narendra Modi, przewodzący do tej pory stanowczej oraz coraz bardziej radykalnej reakcji indyjskiego rządu, został w tajemniczych okolicznościach zamordowany, a władzę nad krajem po nim przejęła skłócona koalicja parlamentarna, która nie była w stanie przedstawić równie żelaznej odpowiedzi na kryzys. Wszystkie kolejne działania rządu w Nowym Delhi okazały się nieskuteczne - przypadki choroby zaczęły pojawiać się w kolejnych regionach, ginęły miliony.
Tydzień po morderstwie Premiera Modiego wojsko, pod wpływem nieudolnych starań powstrzymania Zarazy oraz przerażających doniesień z całego świata, przeprowadziło udany zamach stanu. W iście ekspresowym tempie, ciągu niespełna godziny, wszystkie siedziby ważniejszych mediów, budynki państwowe oraz indyjski parlament, zostały opanowane przez wojskowych. W desperackiej próbie powstrzymania choroby zarządzono eksterminacje całych zarażonych oraz obciętych kwarantanną miast. Taki los spotkał między innymi Bengaluru, Kalkutę, Ahmadabad, Hajdarabad oraz sporą część Delhi czy Bombaju. Nadzieja, że uda się zabić wszystkich chorych okazała się jednak złudna, miliony innych osób na terenie całego kraju zostały już zarażone.
W ciągu następnych dni rząd Tamilnadu ogłosił oderwanie prowincji od Republiki Indyjskiej, a za nim podążyły prowincje Kerala i Karnataka. Do tego czasu choroba zabrała też wielu kluczowych indyjskich polityków i generałów, wybiła również większość stolicy. Widząc beznadziejność sytuacji, reszta rządu wojskowego wycofała się Bombaju oraz Kaszmiru, pozostawiając mieszkańców na śmierć. Reszta kraju wkrótce pogrążyła się w całkowitym chaosie.
Kaszmir
Otoczony górami Kaszmir oraz część prowincji Himachal Pradesh okazały się bezpieczną przystanią dla wielu szukających ratunku przed chaosem ogarniającym świat. Około 2000 osób przedostało się z Tybetu, pod przywództwem kilku buddyjskich duchownych, opowiadając potworne historie o upadku Chin. Kierowali się oni w stronę Dharamshali, gdzie na wygnaniu przebywał XIV Dalajlama.
Okazało się, że duchowy przywódca buddyzmu nie tylko wciąż żył, lecz także udzielił schronienia tysiącom uchodźców różnych wyznań, którzy kierowali się do Dharamshali. Bowiem Szerzyła się plotka, że jedynie Dalajlama - powszechnie szanowany mędrzec i osoba ze wszech miar wybitna - może uchronić tych, którzy są godni przez śmiercią. Do miasta przybyli więc nie tylko buddyści, lecz również dżiniści, wyznawcy hinduizmu a nawet niektórzy chrześcijanie i muzułmanie.
Szybko zaczęli się jednak pojawiać szabrownicy oraz grupy uzbrojonych bandytów, którzy napadali na uciekających do Dharamshali. Nad mniejszymi miastami i górskimi wioskami władzę przejęli bezwzględni watażkowie, widzący w zagładzie świata swoje pięć minut. Problemy te zostały jednak rozwiązane gdy do Kaszmiru i Himachal Pradesh wycofały się część byłej armii indyjskiej, tworząc namiastkę porządku i ładu w tym pozbawionym sensu świecie. Ich siedzibą została baza wojskowa, położona wysoko w górach. Wojsko utrzymywało ponadto stałe kontakty z pozostałą częścią dawnego rządu w Bombaju, Nepalem, Bhutanem oraz pracującymi tam nad lekiem naukowcami, i to za ich pośrednictwem leki zostały rozprowadzone po regionie.
Do Kotliny Kaszmirskiej dotarli również uciekający z Tadżykistanu Jagnobczycy, którym udało się opuścić kraj nim do ich górskich siedzib dotarła śmiertelna choroba. Prowadzeni przez charyzmatycznego przywódce plemiennego, który zjednoczył skłócone rody oraz obiecał swojemu narodowi nowy dom i bezpieczeństwo po drugiej stronie gór, ruszyli w niebezpieczną podróż. Przeprawa była niezwykle trudna, z około 25 tyś osób które opuściło Tadżykistan do Kotliny Kaszmirskiej dotarło około 10 tyś. Do celu dotarli w momencie, gdy Zaraza miała się ku końcowi - niewielu spośród nich złapało Zarazę, a tym i tak szczęście sprzyjało, gdyż leki były właśnie rozprowadzane, ratując mieszkańców Kaszmiru, którym udało się dożyć do tego momentu. Jagnobczycy osiedlili się więc na północnym skraju kotliny.
Radżastan
Po upadku zarówno centralnego rządu Indii jak i rządu regionalnego prowincji, sercem Radżastanu została Twierdza Mehrangarh oraz położone u jej stóp miasto Dźodhpur. To miejsce bowiem obrał za swoją siedzibę pewien indyjski biznesmen z klanu Rathore, który wykorzystując postępujący chaos, przybrał tytuł Maharadży. Powołując się na pochodzenie od Rathore, dawnych królów Mandore oraz mitycznej dynastii Suryavansha, ogłosił się prawowitym władcą Dźodhpuru oraz okolicznych ziem.
Było to jedynie czcze gadanie i próba legitymizacji swojej władzy, tak naprawdę bowiem sprawował rządy przy pomocy sprowadzonych przez siebie najemników, dobrze wyszkolonych i wyposażonych w sprzęt wojskowy. Za ich pomocą nowy Maharadża wprowadził swój żelazny reżim, za ich pomocą utrzymał się u władzy, to oni również starali się zachować porządek w okolicy. Stali się czymś pomiędzy mafią, policją a wojskiem. O ile bowiem na początku najemnicy, prawdopodobnie dezerterzy z niegdysiejszej indyjskiej armii, pozostawali lojalni jedynie z powodu wypłacanego żołdu, to wraz z postępem Zarazy oraz coraz mniejszą wartością złota w obliczu nadciągającej śmierci sam człowiek któremu służyli zdobył ich lojalność - Maharadża był bowiem osobą niezwykle charyzmatyczną.
Charyzmatycznym, lecz bezwzględnym. Członkowie Rady Miejskiej, oraz co ważniejsi obywatele miasta którzy nie okazali mu przychylności, zostali publicznie rozstrzelani, a członkowie ich rodzin wygnani bez jedzenia i wody na pobliską Pustynię Thar, na pewną śmierć. Pomimo bezwzględności oraz okrucieństwa, to właśnie dzięki Maharadży okolica uniknęła całkowitej anarchii panującej w innych częściach kraju. Mimo, że ludzie ginęli tysiącami w Dźodhpurze tak samo jak wszędzie indziej, ludzie Maharadży zaopatrywali miasto w zapasy zagrabione skądinąd. Również za sprawą Maharadży lek dotarł do Mehrangarh - samozwańczy władca przez cały czas utrzymywał bowiem kontakt radiowy z resztą indyjskiej armii w Bombaju. Dzięki temu człowiek ten stał się dla swojego nowego ludu zbawcą i bohaterem.
Gudżarat i Madhya Pradesh
Chaos szalał w Gudżaracie jeszcze przed upadkiem rządu centralnego. Zaraza pojawiła się po raz pierwszy w Ahmadabadzie, największym mieście prowincji, szybko rozprzestrzeniła się również do Vadodary i Radźkot, wzbudzając powszechną panikę. Miasta zostały szybko odcięte, spowalniając rozprzestrzenianie się choroby, jednak region pozbawiony już wtedy większości organów władzy, pogrążył się w walce ganów i watażków. Sytuacja pogorszyła się jeszcze bardziej po morderstwie Premiera Modiego. Podczas tych bezsensownych walk wysadzono miedzy innymi dwie ogromne rafinerie ropy naftowej, w tym największą na świecie położoną w okolicy Jamnagaru.
Po zamachu stanu, wojsko w desperackiej próbie powstrzymania Zarazy wprowadziło w życie plan eksterminacji ludności zarażonych miast. Do tego momentu z powodu choroby zginęło ponad 1.5 miliona z liczącego niegdyś ponad 6 milionów mieszkańców Ahmadabadu, oraz kilkaset tysięcy mieszkańców Vadodary i Radźkot. Reszta zginęła gdy wojsko zrzuciło napalm i zbombardowało miasta, używając niemal wszystkiego co było na stanie. Plan wojskowych był jednak spóźniony. Do czasu terminacji ognisk Zarazy, choroba zdołała przedostać się i rozprzestrzenić po okolicy, ogarniając cały Gudżarat.
Podczas gdy prowincja pogrążała się w anarchii, tysiące uciekinierów wypędzonych z domów przez gangi, watażków, wojsko, grabiących zapasy ludzi Maharadży lub ze strachu przed Zarazą, zebrało się pod przewodnictwem religijnych przywódców i duchowych liderów. Dwie największe grupy znalazły się po przeciwnych stronach półwyspu Kathijawar. Setki tysięcy udały się na zachodni kraniec półwyspu, do świętego miasta Dwaraka, założonego ponoć przez samego boga Krysznę. W jego świętych murach czekali ratunku. Na wschodni kraniec, do ruin starożytnego miasta Lothal, udali się prowadzeni przez wyznawców boga Śiwy - tego który jest zarówno twórcą jak i niszczycielem. Wierzyli bowiem że to w tych pradawnych ruinach wielki Śiwa dokona dzieła niszczenia starego świata i odbudowy nowego.
W położony nieco bardziej na wschód stan Madhya Pradesh Zaraza uderzyła jeszcze wcześniej. Miasta wyludniały się jedno po drugim, aż ostały się jedynie wioski i miasteczka położone na zachodzie prowincji. Pośród nich Jhiri - jedna z niewielu społeczności w Indiach, w których wciąż na co dzień posługiwano się sanskrytem, starożytnym językiem Indii. Pośród okolicznych mieszkańców szerzył się pogląd, że ich wierność dawnym tradycjom oraz przywiązanie do języka zapewni im przychylność bogów, ocali ich przed Zarazą. Z pobliskiej radiostacji zaczęli nadawać bezustanną transmisję, nawołując prawych by przybyli, nadając niekończące się sanskryckie mantry. Działania te przyniosły skutek, niemal wszyscy mieszkańcy okolicy, i nie tylko, udali się do Jhiri, wierząc że święty język bogów ma moc ochronić ich przed Zarazą. I tak przez wiele dni mieszkańcy wypowiadali gromadnie święte mantry i odprawiali pradawne rytuały.
Maharasztra
Zabawnym zrządzeniem losu, w chwili gdy Zaraza nawiedziła kraj a Bombaj został objęty kwarantanną, Bollywood było w trakcie kręcenia kolejnego kinowego hitu. Z tego powodu w mieście znajdowała się znaczna część najsławniejszych indyjskich aktorów i aktorek. Gdy ogłoszono wstrzymanie prac nad produkcją, utknęli w jednej z odciętych częściach miasta. W tym czasie Zaraza szalała już po rozległych slumsach i przedmieściach megamiasta, pojawiła się także w ścisłym centrum.
Do czasu śmierci Premiera Modiego atmosfera znajdowała się o jedną iskrę od wybuchu - w odciętych dzielnicach służby porządkowe utrzymywały jeszcze pozory kontroli nad sytuacją, jednak wszędzie poza panowała anarchia. Do tego dochodziły nasilające się konflikty religijne. Morderstwo Premiera było tą właśnie iskrą. Część co radykalniejszych hindusów oskarżyła muzułmanów o przeprowadzenie zamachu, muzułmanie zaś nie pozostali dłużni, wypowiadając posłuszeństwo Republice Indyjskiej. Na ulicach miasta rozpoczęła się regularna wojna, której pierwszą ofiarą stała się społeczność stroniących od przemocy dżinistów. Nie chcieli oni stanąć po żadnej z ogarniętych paranoją stron, stali się więc oczywistym wrogiem obu. Urządzono pogromy. Części dżinistów, prowadzonych przez dużą grupę niezaangażowanych hindusów udało przedostać się z miasta na pobliską wyspę, gdzie szukali schronienia w świętych Grotach Elefanty. W reakcji na szalejący konflikt religijny oraz pogrom dżinistów, licząca kilka/kilkanaście tysięcy społeczność Parsów w Bombaju zebrała się razem, skupiając się w dwóch świątyniach na południowym skraju miasta, przejmując następnie siłą kontrolę nad mumbajskim portem.
Sytuacji nijak nie polepszyły przeprowadzone przez wojsko bombardowania przedmieść i slumsów miasta. Ogromne obszary zostały zrównane z ziemią a ognie płonęły przez tygodnie, nie było ich bowiem komu gasić. Bombardowania te nie miały być jednak metodą powstrzymania Zarazy, a doraźnym sposobem utrzymania porządku na kontrolowanych przez wojsko terenach. Poświęceniem, które wojsko gotowe było zapłacić.
Tymczasem walki na ulicach Bombaju nie ustawały, lecz z konfliktu religijnego przerodziły się w walkę o zasoby i przetrwanie. Jedynie niewielka część miasta pozostała pod kontrolą poprzedniej administracji, włączając to laboratoria naukowe, gdzie desperacko i bezskutecznie próbowano wynaleźć lek na Zarazę, oraz resztkę infrastruktury potrzebnej do produkcji owego teoretycznego leku. Grupie indyjskich patriotów udało się jednak nawiązać kontakt z wojskiem, wycofującym się z centrum kraju, informując ich o sytuacji w mieście oraz próbach wynalezienia leku.
W ciągu kilku dni resztka armii indyjskiej przybyła do zdziesiątkowanego miasta, za kwaterę obierając sobie budynki Bollywoodu, w których wciąż znajdowali się aktorzy i ekipy filmowe. Stamtąd rozpoczęto operacje przywracania kontroli nad miastem. Wojujące grupy hindusów i muzułmanów, szabrowników i innych bandytów rozbrojono lub rozstrzelano. Parsowie kontrolujący południe miasta dobrowolnie poddali się wojsku. Dzięki skomplikowanym i rygorystycznym rytuałom czystości praktykowanym przez Parsów, jedynie niewielka część z nich zachorowała na Zarazę, stronili także od bezpośredniego kontaktu z nie-zaratusztrańską większością kontrolowanych przez nich obszarów miasta. Dzięki przejęciu kontroli nad laboratoriami przez wojsko nawiązano współpracę z naukowcami z innych części świata, co pozwoliło na opracowanie leku i jego produkcję w Bombaju.
Centralne i wschodnie Indie
W centralnych i wschodnich Indiach zginęli niemal wszyscy. Wielkie megamiasta, liczące dziesiątki milionów mieszkańców, stały zrujnowane i opuszczone. O ile resztki porządku udało się utrzymać aż do wycofania się wojskowych ze stolicy, to po tym wydarzeniu zapanował jednak kompletny chaos. Woląc umrzeć z własnego wyboru i na własnych zasadach, niż w długich męczarniach zapewnionych przez Zarazę, niezliczone rzesze hindusów zdecydowały się dokonać rytualnego samobójstwa w Waranasi, najświętszym i najstarszym mieście Indii. Stało się ono miejscem, gdzie każdego dnia przybywały tysiące chorych, aby odbyć ostatnią, oczyszczającą podróż przez ogień, oraz by ich prochy mogły zostać wrzucone do świętego Gangesu. Był to ostatni marsz śmierci.
Dłużej niż wielkie metropolie ostały się niewielkie wioski na prowincji oraz odosobnione pałace i wille, w których zamknęli się najbogatsi, po ucieczce z miast i odwrocie wojska. Większość z nich nie miało jednak dotrwać do wynalezienia leku lub nie zostało odnalezionych przez ludzi ten lek rozprowadzających.
Jedynym wyjątkiem był tutaj trudno dostępny, górzysty region Sikkim, do 1975 będący niepodległym królestwem. Zaraza dotarła tutaj bardzo późno, tuż przed wycofaniem się wojska. Idąc śladem sąsiedniego Bhutanu, lokalne władze bardzo wcześnie zawiesiły wszelkie połączenia lotnicze, a każdego, kogo złapano na próbie przekroczenia granicy rozstrzeliwano na miejsku. Gdy mimo to, Zaraza zaczęła zabierać pierwsze ofiary śmiertelne, doszło do zamachu stanu, w wyniku którego pełną władzę nad Sikkimem odzyskał Wangchuk Namgyal, syn obalonego w 1975 ostatniego czogjala (boskiego władcy) Sikkimu. Wyprowadził on znaczną część mieszkańców wysoko w góry, nawiązując jednocześnie kontakt radiowy z sąsiednim Bhutanem i Nepalem. Dzięki temu ocalała około połowa, z liczącej niegdyś 610 tysięcy, mieszkańców Sikkimu.
Południowe Indie
Regionalne rządy separatystycznych prowincji wbrew oczekiwaniom nie zdołały powstrzymać plagi. Choroba przetoczyła się przez półwysep, setki milionów zginęły, plując krwią, tak samo na północy jak i na południu. Udało się jednak zachować względny porządek, zapobiegnięto niekontrolowanej anarchii, dzięki czemu resztkom separatystycznych rządów udało się ocalić znaczne społeczności Tamilów na wybrzeżu Tamilnadu, użytkowników języka malajalam w Kerali oraz Kannadygów na południowych obszarach Wyżyny Dekańskiej.
Thiruvananthapuram, stolica Kerali, będąca jednocześnie jej "Doliną Krzemową" i centrum przemysłowym, stała się również miejscem gdzie masowo wytwarzano lek po jego odkryciu, i skąd rozprowadzono go na resztę Indii. Z tego powodu okolice Thiruvananthapuram stały się jednym z największych refugiów w Indiach, a jednocześnie na całym świecie.
Andamany
Jedynymi mieszkańcami archipelagu którzy przeżyli Zarazę, była rdzenna populacja - Andamanie. Dzięki temu iż, zamieszkiwali odizolowane rezerwaty oraz wyspy, mieli znikomy, a często wręcz zerowy, kontakt z zarażonymi. Po wymarciu reszty mieszkańców archipelagu, znaczna Andaman opuściła rezerwaty rozpierzchając się po wyspach. Niektórzy, spośród co bardziej "ucywilizowanych" plemion wysp, zaczęli twierdzić, że Zaraza była karą zesłaną przez bogów na obcych. W przy okazji niektórzy wodzowie i część kasty kapłanów przejęła zdobycze XXI wiecznej cywilizacji, pozostawione przez imigrantów z kontynentu, podczas gdy część była temu zdecydowanie przeciwna, twierdząc, że to owa nieczysta magia sprowadziła na nich zgubę.
Sri Lanka
Sri Lanka. Klejnot Oceanu Indyjskiego. Populacja tej pięknej wyspy została niemal całkowicie wytrzebiona w wyniku Zarazy.
Choroba przedostała się na nią relatywnie szybko, równie szybko zaczęła również zbierać swe żniwo pośród gęsto zaludnionej wyspy. Dawne podziały językowe i religijne nie miały wpływu na chorobę, która dotykała wszystkich tak samo. Wkrótce opustoszały główne miasta, jednak i na wsi nie było bezpiecznie. Prawdopodobnie gdyby nie bliskość Kerali i xxx, gdzie zaczęto wytwarzać w pewnym momencie leki, nikt nie przeżyłby na Sri Lance. Do momentu dostarczenia leków przetrwało bowiem jedynie ok 20.000 osób. W większości byli to użytkownicy syngaleskiego, rozsiani po wioskach południowej części wyspy. Jednak prócz nich przetrwało ok 1000 Weddów, zamieszkujących niedostępne góry środkowej Sri Lanki - wśród nich, co dziwne, wszystkich 300 użytkowników ich rodzinnego języka wedda.
Podsumowanie:
Zarazę na obszarze Subkontynentu Indyjskiego przeżyło łącznie 7 500 000 osób, z czego:
- ok 500.000 w Nepalu
- 700.000 w Bhutanie
- 305.000 w Sikkimie
- ok 650.000 w Kaszmirze
- ok 800.600 w Radżastanie
- 680.000 w Dwarace
- 400.600 w Lothal
- 150.000 w okolicach Jhiri
- ok 1.000.000 w Bombaju
- 650.000 w Karnatace
- ok 1.000.000 w Kerali
- 500.000 na Wyżynie Dekańskiej
- 144.000 na wybrzeżu Tamil Nadu
- 400 na Andamanach
- 20.000 na Sri Lance
Iran
Iran był jednym z pierwszych państw na Bliskim Wschodzie w które uderzyła Zaraza. Zaczęło się niewinnie, od spotkania z przedstawicielami Chin na temat rozwoju irańskiego programu rakietowego i atomowego. Następnego ranka jednego z chińskich delegatów znaleziono martwego w jego pokoju hotelowym, leżącego w zastygłej kałuży krwi, pozbawionego jednak żadnych widocznych ran. Natychmiast wszczęto śledztwo, a sprawę zatuszowano by nie wyciekła do opinii publicznej. W nocy tego samego dnia przedstawiciele Chin opuścili teren kraju.
Życie toczyło się dalej, aż kilka tygodni później chore osoby zaczęły masowo zgłaszać się do teherańskich szpitali, szybko pojawiły się również pierwsze ofiary śmiertelne. Diagnoza - ta sama tajemnicza choroba która pustoszyła już w tym momencie Chiny. Rząd natychmiast ogłosił kwarantannę w poszczególnych dzielnicach, a wkrótce potem w całej stolicy. Było już jednak za późno, doniesienia o pojawieniu się Zarazy zaczęto odbierać z sąsiednich ostanów - Qom, Alborz i Semnan. Wprowadzono stan wyjątkowy na terenie całego kraju.
Początkowo wysiłki mające powstrzymać rozprzestrzenianie się plagi przynosiły rezultaty, akcja była skoordynowana a główne ogniska Zarazy zostały odcięte. Szybko jednak przypadki zachorowań i zgonów pojawiły się również pośród najwyższych oficerów i urzędników państwowych, przebywających w odciętych dzielnicach stolicy. Kilka bogatych rodzin teherańskiej elity spanikowało i wbrew zakazom władzy spróbowało wydostać się z odciętego miasta, za pomocą łapówek i swoich koneksji. Wielu uciekło na północ, do położonych na wybrzeżu Morza Kaspijskiego i odciętych od reszty kraju Górami Elbruz ostanów Mazandaran oraz Gilan. Liczyli na przeczekanie tam najgorszego. Niestety, okazało się, że jedynie przywlekli Zarazę ze sobą. Wkrótce Zaraza opanowała już Raszt, stolicę Gilanu i ulubiony cel wakacyjnych podróży Irańczyków, rozprzestrzeniając się po kolejnych kurortach i nadmorskich miejscowościach.
Walka trwała, w akcie desperacji Iran nawiązał współpracę mającą na celu wynalezienie leku nie tylko z Rosją, czy UE lecz nawet z USA. Osoby próbujące wydostać się z odseparowanych stref były eliminowane, a uwięzionym zsyłano zapasy i zaopatrzenie. Było to jednak na nic, w ciągu kilku kolejnych dni ogłoszono śmierć Ajatollaha Alego Chamenejego. Wkrótce potem zmarł Prezydent Hasan Rouhani. Tamtego dnia upadła Islamska Republika Iranu. Struktury państwowe załamały się, a kraj pozbawiony przywództwa popadł w chaos. Wielu ludzi wydostało się z odciętych stref, uciekając przed Zarazą, rozprzestrzeniając ją po całym kraju.
Mazandaran
W dzień po ogłoszeniu w państwowej telewizji śmierci Prezydenta, stary pasterz mieszkający w niewielkiej górskiej wiosce na terenie Mazandaranu oznajmił, iż przyśnił mu się Bóg i nakazał mu poprowadzić ludzi w góry, gdyż tylko w ten sposób zdołają się ocalić przed końcem świata. Był on członkiem oraz jednym z pirów sufickiego zakonu Naqshbandi, cieszącego się pewną popularnością w okolicy. Wraz z innymi pirami, oraz we współpracy z okolicznym duchownym szyickim, zebrał około 3 tysiące osób z okolicznych wiosek i poprowadził ich do trudno dostępnych jaskiń wysoko w górach. Zaraza szalała już w tym czasie w większości kurortów i miast na wybrzeżu, gdy jednak dotarła do wiosek u podnóża gór, wiele z nich okazało się pustych.
W tym czasie zebrana w rozległym kompleksie jaskiń grupa uciekinierów modliła się do Allaha o łaskę i wybawienie. Niezwykły kryzys wymusił także niezwykły synkretyzm religijny - w jaskiniach duchowny szyicki odprawiał modły tuż obok tańczących sufickich pirów, ludność recytowała wyuczone na pamięć fragmenty świętego Koranu i Hadisów - większość z nich była niepiśmienna, a w jaskini znajdowała się jedynie niewielka liczba egzemplarzy świętej księgi. Niektórzy również biczowali się w żalu za grzechy swoje i całej ludzkości. W końcu należało spróbować każdego możliwego sposobu. Jedynie kilka osób wychodziło z jaskini na polowanie, reszta miała pozostać w jaskiniach i to pomimo wiecznie kurczących się zapasów. Nikt nie zdradzał objawów choroby, nikt też nie zginął, modły musiały być więc skuteczne - Bóg im sprzyjał. Gdy po kilku miesiącach nie można było wytrzymać dłużej, pirowie i duchowny postanowili opuścić schronienie. 3 tysiące wygłodzonych mężczyzn, kobiet i dzieci wyszło na powierzchnię. Byli oni ostatnimi żywymi ludźmi w promieniu setek, może nawet tysięcy kilometrów.
Jazd i Kerman
O ile większość Iranu pogrążyła się w całkowitej anarchii po śmierci przedstawicieli rządu i wojskowych, miasta Jazd i Kerman były wyjątkami. Pomimo szalejącej paniki i pierwszych przypadków zgonów, regionalnej władzy udało się zachować zimną krew i utrzymać względny porządek i kwarantannę, co było po części spowodowane również położeniem miast w jednych z najbardziej niedostępnych, niegościnnych i odizolowanych regionów kraju. Oba miasta utrzymywały także łączność radiową z wieloma innymi ocalałymi, zarówno w Iranie jak i za granicą, jednak wraz z upływem czasu coraz więcej odbiorników milkło, aż do momentu gdy nie odbierał nikt prócz nich samych.
Sytuacja stawała się coraz bardziej beznadziejna. O wiele gorzej było jednak w Kermanie, gdzie wielu ludzi zachorowało i zmarło nie tylko przez samą Zarazę, lecz także z powodu skażenia źródeł wody oraz pożywienia. W Jazdzie wybuchł natomiast konflikt na tle religijnym, gdy w południowej części miasta kapłani zoroastryjskiej świątyni ognia zaczęli nie tylko zapraszać do siebie i udzielać schronienia mieszkańcom, w większości muzułmanom, lecz także zapalać wielkie ogniska na ulicach, co nie spodobało się szyickim duchownym oraz części co bardziej ortodoksyjnych obywateli. Zaratusztrianie od zawsze stanowili istotną mniejszość pośród mieszkańców Jazdu, który uważany był za ich historyczną stolicę, co w połączeniu z apokaliptycznym horrorem dziejącym się dookoła oraz upadkiem Islamskiej Republiki Iranu, sprawiło że spora część mieszkańców miasta zwróciła się w stronę religii Dawnego Iranu. Wkrótce pewien mag i mułła wdali się w publiczną dyskusję, która szybko przerodziła się w otwartą kłótnię. Mułła poprowadził część ludzi przez odcięte Stare Miasto, na drugą stronę, do wielkiego Meczetu Piątkowego, podczas gdy jeden z zoroastryjskich kapłanów podjął decyzję o wyprowadzeniu kilkuset osób z miasta i wyruszeniu samochodowym konwojem do oddalonego o ponad 70km Chak Chak. Było to sławne zoroastryjskie sanktuarium oraz centrum corocznych pielgrzymek wiernych z całego świata. Reszta pozostała w Świątyni Ognia oraz kilku okolicznych meczetach, utrzymując jednak łączność radiową.
Zgodnie z zaratusztriańską wykładnią, Chak Chak było miejscem gdzie Nikbanou, najmłodsza córka ostatniego szacha Dawnego Iranu, Jezdegerda III, została otoczona przez armię arabskich najeźdźców. Bojąc się pojmania i wzięcia w niewolę, Nikbanou modliła się do Ahura Mazdy by ochronił ją przed jej wrogami. Mądry Pan odpowiedział na modły Nikbanou i sama góra otworzyła się przed nią zapewniając schronienie. Gdy konwój dotarł na tyle blisko, by ujrzeć skarpy Chak Chak, zgodnie ze zwyczajem wysiedli i przeszli ostatnie kilometry piechotą. Na miejscu spotkali się nie tylko z mieszkającymi tam zaratusztrianami lecz także z grupami które uciekły tam z pobliskiego miasta Ardakan. Śpiewano hymny oraz recytowano fragmenty Awesty, licząc, że oczyszczający ogień płonący wiecznie w świątyni oraz uzdrawiające wody z bijącego tam źródła oczyszczą oraz uzdrowią ich samych. Rozpalono także ogromne ogniska na zewnątrz, oświetlające mroki nocy, oraz mroki pogrążające świat.
W tym samym czasie w Meczecie Piątkowym zebrały się tysiące. I wkrótce, tysiące poczęły umierać. Ci, którzy zostali w południowym Jeździe wciąż utrzymywali kontakt radiowy zarówno z Meczetem jak i z Chak Chak, szybko dotarła ich więc wieść, że w Meczecie Piątkowym pomarli już niemal wszyscy, podczas gdy grupa z Chak Chak, pomimo kilku zgonów, wciąż trwa. Podkopało to pozycję szyickich duchownych, wzmacniając tym samym pozycje zaratusztrian. Wieść o tym wydarzeniu dotarła przez radio także i do Kermanu, gdzie wielu ludzi w przypływie desperackiej nadziei również udało się do świątyń ognia, licząc że może to starożytna wiara przodków cali im życie. Zbiegiem okoliczności, w Jeździe utknęła liczna grupa Islandczyków, która nie zdążyła opuścić Iranu przez zerwaniem wszelkich połączeń lotniczych. Przez większość czasu starali się izolować w pokojach hotelowych, nie podążyli ani do Meczetu ani do Chak Chak, przez większość czasu unikali świątyń. Lecz gdy pierwsi z nich także zaczęli umierać, Islandczycy wyszli na ulicę i dołączyli do ludzi skupiających się wokół ognisk.
Pomoc nadeszła kilka dni potem. Operatorzy radia w Jazdzie odebrali komunikat od naukowców, twierdzących że udało się wynaleźć lek. Następnego wieczoru samoloty zrzuciły lekarstwa, najpierw do Chak Chak, następnie do Jazdu a kilkanaście minut później do Kermanu, wszędzie kierując się widokiem wielkich ognisk rozpalonych na ulicach.
Podsumowanie:
Zarazę na terytorium Iranu przeżyło łącznie 205 000 osób, z czego:
- ok 185.000 w Jeździe i Chak Chak
- 17.000 w Kermanie
- 3.000 Mazandaranie.
Półwysep Arabski
Na całym Półwyspie Arabskim Zarazę przeżyło zaledwie 75.000 osób. Znaczna większość z nich, bo aż 60.000, ostała się na najdalszym południu Jemenu, w odizolowanym od reszty świata archipelagu Sokotry. Do mieszkańców wyspy Zaraza w ogóle nie dotarła. Wielu z nich nie zauważyło w ogóle upadku zewnętrznego świata, lub zaczęła podejrzewać coś dopiero po całkowitym ustaniu dostaw żywności oraz innych surowców z kontynentu. W stolicy archipelagu, Hadibu, wiedziano o Zarazie dzięki kontaktowi utrzymywanemu z resztą Jemenu, jednak wieść ta rozniosła się ze znacznym opóźnieniem na resztę rozsianej po pustynnych wyspach populacji. Do czasu gdy niemal wszyscy na Sokorcie dowiedzieli się o tych straszliwych wydarzeniach, stary świat przestał już istnieć.
Około 2.000 amharskich Etiopczyków zdołało się uciec z ginącego kraju i przepłynąć Morze Czerwone, w nadziei odnalezienia pomocy po drugiej stronie wody. Sztorm zniósł ich jednak z kursu, przedłużając ich wędrówkę o kilka cennych dni. Gdy dobili do drugiego brzegu, odnaleźli jedynie pusty, martwy świat. Zaraza wytrzebiła bowiem Jemen (oraz Etiopię i większość świata) nim ci zdołali do niego dotrzeć. Amharowie zaszyli się więc w pewnej wiosce na południowym wybrzeżu, spalili ciała i zamknęli się w pobliskim meczecie, gdzie modlili się do swojego Boga o wybawienie. Nikt nie przyszedł im z pomocą. Burza piaskowa nadeszła i odeszła, porywając ze sobą niespalone ciała oraz szczątki tych spalonych. Gdy Amharom zaczął doskwierać głód, opuścili oni świątynię. Jak się im wydawało, byli oni jedynymi ocalałymi ludźmi.
W głębi Jemenu, w okolicach Ibb oraz Sany, ocalało jeszcze ok 5.000 osób, które za wczasu schowały się w tamtejszych jaskiniach oraz górskich wioskach.
Na całej reszcie Półwyspu Arabskiego przetrwało jedynie 8.000 beduinów, rozsianych po bezkresnych piaskach pustyni Ar-Rab al-Chali.
Tajwan
Rząd Republiki Chińskiej (Tajwanu) nie szczędził środków na badania, które w założeniu miały doprowadzić do wynalezienia lekarstwa, ale gdy rządzący prezydent sam został zainfekowany i zmarł kilka dni później, kraj pogrążył się w chaosie o niespotykanej skali. Rozprzestrzenianiu się choroby sprzyjała wysoka gęstość zaludnienia, sięgająca blisko 700 os./km² w przeddzień wybuchu epidemii, oraz typowa w krajach Azji skłonność do zatłaczania przestrzeni mieszkalnej poprzez budowę wysokich wież, w których w niewielkich mieszkaniach mieszkało sporo osób. Pierwsze przypadki choroby odnotowano w porcie w Tainanie, do którego zawijały uciekające z kontynentalnych Chin statki z ludźmi, którzy za wszelką cenę chcieli uciec sidłom zarazy. Po kilku dniach kolejne przypadki zachorowań rejestrowano już na całej wyspie. Zabiegi mające na celu utrzymanie społecznego spokoju były bardzo zaawansowane i aż do śmierci prezydenta skuteczne, o postępach prac nad lekiem szeroko informowały także media, stawiając w centrum zainteresowania wszystkich Tajwańczyków korporację farmaceutyczną Artemica. Artemice faktycznie udało się opracować lekarstwo, jednak zniszczenia sieci logistycznej kraju i ogólny chaos nie pozwoliły na jego skuteczne rozprowadzenie po całym Tajwanie. Po wygaszeniu ognisk zarazy Artemica ponownie znalazła się w centrum zainteresowania – okazało się, że wśród ocalałych są wszyscy jej pracownicy i ich rodziny, którzy odseparowali się – albo których odseparowano – od reszty niedobitków w trzech placówkach badawczych w wąwozie Taroko, pod górą Yushan, oraz na wyspach Kinmen. Spekuluje się, że Artemica i inne korporacje farmaceutyczne świata miały swój udział w rozprzestrzenieniu zarazy.
Sachalin
Na Sachalinie jak w prawie całej dalekiej Azji umarli prawie wszyscy. Ostały się ino 3 wioseczki Ajnuskie. U lokalnych Ajnów nadchodząca zaraza była już znana 100 lat wcześniej. Lokalna szamanka wywróżyła zbliżającą się zgubę od Kamui wieszcząc, że o to nadszedł nareszcie czas odwetu za Japonię. Paradoksalnie mimo wielkiej tragedii, ocalałych Ajnów zamiast rozpaczy ogarnęła radość rozmarzając się o powrocie na rodzinną Mosziri. Dzięki temu, że przepowiednia się sprawdziła umierający do niedawna język ajnuski zdołał się odrodzić będąc symbolem przyszłej złotej ery Ajnów.
Europa
Bałkany
Zaraza zastała Bałkany bardzo podzielone. Narody były do siebie wrogo nastawione, w każdej chwili mogła wybuchnąć nowa wojna. I w tych niepewnych czasach, pewnego dnia zaczęły docierać wiadomości o niegroźnej chorobie rozprzestrzeniającej się w Azji. Początkowo nikt się tym nie przejmował, w końcu ile w ostatnich latach było podobnych doniesień? Zwykle nie wynikało z tego nic złego, więc nic nie wskazywało na to, że tym razem będzie inaczej. Ludzie mieli dość własnych problemów. Wtedy się zaczęło. Z początku niegroźna choroba nagle zaczęła bezlitośnie zabijać. Azja wyludniała się bardzo szybko, w telewizji pokazywano reportaże z tamtejszych pustoszejących miast. Kiedy zaraza dotarła do Turcji ludzie wpadli w panikę, wybuchły zamieszki, na ulicach zrobiło się niebezpiecznie, ludzie masowo uciekali na zachód. Kiedy rząd Bułgarii zarządził całkowite zamknięcie granic, było już za późno, zaraza dotarła i tam. Ludzie zaczęli umierać na ulicach plując krwią. Wkrótce to samo zaczęło dziać się w innych bałkańskich państwach. Rządy ogłaszały kwarantannę zakażonych, jednak brak współpracy w tym względzie między państwami właściwie zniweczył ich wysiłki i umożliwił znaczne rozprzestrzenienie się zarazy. Choroba atakowała nagle i zabijała bardzo szybko, wkrótce umarła większość ludzi. Jedyną nadzieją było lekarstwo, nad którym pracowali naukowcy z całego świata, oraz modlitwa. W Czarnogórze setki ludzi przybyły do miasta Nikšić stanowiącego jedno z najświętszych miejsc dla prawosławia, natomiast katolicy przebywali do Międzygórza. Modlili się także Albańczycy, prosząc Allaha o ratunek. I wtedy stało się! Udało się wreszcie wspólnym wysiłkiem naukowców z całego świata uzyskać lekarstwo, które natychmiast zaczęło być rozprowadzane. Niedługo potem choroba została całkowicie zniszczona. Nie był to jednak koniec trudności, z jakimi musieli zmierzyć się mieszkańcy Bałkanów.
Białoruś
Rok 2017, Kwiecień, Homelska krowa skubie sobie trawę. Spokojny dzień jak co dzień. Dzień później, odnaleziono ciało martwej krowy nieopodal miejscowego gospodarstwa. Śmierć krowy była wielce niespodziewana. Nie wykryto przyczyny. 3 dni później, kolejne 3 krowy padły trupem. 6 dni później, odnotowano masowy pomór krów w Homelskim i Mohylewskim Obwodzie, zaczyna się podejrzewać, że zaraza przyszła z Rosji. Nastroje ludności zaczynają się podburzać, powstają napięcia polityczne. Tydzień później, choroba przenosi się na ludzi. Wedle doniesień przygraniczne tereny Rosji poczęły wymierać. Jasne było, że zaraza nadchodzi ze wschodu. Lekarstwa dalej nie było, rozsądek nakazywał jeno ucieczkę na zachód. Wschodnia Białoruś stała się wyludniona. Lekarstwa jednak dalej nie wynaleziono. Stolica jest bezsilna. Zaczynają pojawiać się głosy, że to kara za antybiałoruski reżym, kara za rusyfikację i brak walki o mowę, historię i kulturę. Łukaszenka traci jakiekolwiek poparcie niedługo po tym sam umierając od zarazy, popularność zyskują opinie antyrosyjskie. Wraca Pahonia i Bieł-Czyrwona-Bieły Ściah, budzi się dawno stłamszony patriotyzm. Ludność przypomina sobie o zapomnianej i odebranej ojczyźnie - Litwie.
Jest 28 września, prawie wszyscy Mińczanie i uciekinierzy ze wschodu idą na tradycyjny marsz ku Kuropatom świętując Dziady. W nocy z 28 na 29 września w Kuropatach zaczynają się dziać dziwne zjawiska. Ludzie, którzy nie umieli rozmawiać po białorusku jakby magicznie zaczynają sobie coś przypominać. Czuć było, że to ważna chwila. Po uroczystej modlitwie za przodków ludzie zaczęli zastanawiać się nad ich okropną sytuacją. Z uwagi na brak jakiejkolwiek nadziei na zatrzymanie choroby nauką pozostała tylko wiara. Ludzie zaczęli się zastanawiać w jaki sposób powinni zacząć się modlić o cud. Większość z nich do niedawna nie była zbyt religijna. Wtem ktoś słusznie zauważył, że dziś w przeciwieństwie do poprzednich dni nikt z ludzi obchodzących Dziady nie umarł. Większość ludzi doszła więc do wniosku, że trzeba modlić się w sposób jak najbardziej rodzimy - białoruski czy też jak co bardziej świadomi mówili - litewski. Słusznie zauważono, że Zaraza wybiła znaczną część Rosji, tak samo doszły suchy o wymierających ludziach w państwach bałtyckich czy na Ukrainie. W grupie ludzi modlącej się na Kuropatach była zresztą dość niemała grupa rodzimowierców. Po jakimś czasie jeden z nich wystąpił i zaczął głosić o wizji jaką dostał poprzedniej nocy mówiąc, że należy wrócić do wiary przodków i odnowić Litwę - zapomnianą i zniszczoną przez Rosję jak i Sowietów oraz zagarniętą przez Letuwisów ojczyznę, należy w końcu zacząć szanować rodzimą ziemię od nowa i żyć z nią w zgodzie. Ów człowiek twierdził, że jedną z przyczyn upadku dawnej Litwy było coraz to większe skupienie się na dobrach materialnych, zapomnienie rodzimych tradycji i skatoliczenie się jak i poddanie się później agresywnej rusyfikacji. Zaprzestanie litewskiej tolerancji religijnej przyczyniło się do początku niszczenia wiary rodzimej - tym samym poczęło niszczyć litewski duch jak i państwowość. Czarą goryczy było pozwolenie na zniszczenie Mińskiego Kapiszcza, ostatniej świątyni rodzimej. Powiedział on też, że Bogowie przepowiedzieli mu bezpieczne miejsce, z którego musi on wyprowadzić lud modlący się w Kuropatach do Puszczy Białowieskiej, ostatniego nieskażonego technologią miejsca w którym to wszyscy przeżyją zarazę i odnowią dawną ojczyznę - Litwę, tym razem poprawnie, w zgodzie z naturą. Wiele ludzi dało mu wiarę nie mając i tak nic do stracenia, wielu też wzruszyło się wizją odzyskania utraconej ojczyzny.
Jednak były też słowa sprzeciwu. Miejscowy kapłan prawosławny uznał to za herezję i bałwochwalstwo, a rodzimowiercę nazwał językiem szatana. Stwierdził, że należy iść do Cerkwi Św. Marii Magdaleny i dać się w opiece Chrystusa. Wśród ludzi nastąpił rozłam. Skłócony kapłan prawosławny odszedł wraz z popierającym go ludem. Pozostali zaczęli zaś wędrówkę ku nowej ziemi obiecanej - Puszczy Białowieskiej. Jak się niedługo potem okazało modły cerkiewne na niewiele się zdały, a niewierny kapłan zmarł na zarazę nie rozumiejąc wyroków bożych. Marsz Kuropacki szedł zaś dalej na zachód informując wszystkich z zachodniej Białorusi i okolic. Wkrótce szło pareset tysięcy ludzi. Większość oczywiście uznała to za brednie co skończyło się dla nich, jak się później okazało, śmiercią. W końcu po długim i wyczerpującym marszu ludzie dotarli ku bramom Puszczy Białowieskiej - miejsca gdzie miało się zacząć ich nowe życie.
Islandia i Grenlandia
Islandia i Grenlandia są miejscami szczególnymi: Zaraza całkowicie ominęła te obszary. Niestety, w wyniku problemów z infrastrukturą (przede wszystkim brakiem paliwa dla kutrów rybackich) i ten obszar spotkał się z wielkimi wyzwaniami cywilizacyjnymi, znanymi z innych regionów świata.
Finlandia
W Finlandii większość ludzi przetrwała w Karelii. Byli to głównie prawosławni Karelowie oraz Finowie i Rosjanie, którzy przez owych Karelów zostaną zasymilowani, choć wpłyną też trochę na przyszły język karelski.
W trakcie zarazy Karelowie modlili się w cerkwiach o przeżycie wiedząc, że pogrążony w chaosie rząd rosyjski dawno już ich opuścił. Prawie cały naród karelski jak i ocalali Rosjanie z okolicy zebrali się w cerkwi w Kiży za radą pewnego samozwańczego proroka. Większość Finów modliła się za to w kościołach luterańskich. Na nic to jednak się zdało i praktycznie wszyscy Finowie umarli. Ocalali słysząc o cudzie w Kiży szybko tam pośpieszyli konwertując się na prawosławie. Cała społeczność Finlandii i Karelii skupiła się w Kiży i przetrwała zarazę aż do dotarcia leków.
W przyszłości to właśnie Kiży stanie się centrum nowego państwa, świętym miastem i stolicą. Przyszłe społeczeństwo będzie opierać się głównie na wierze prawosławnej, zabobonnie wręcz wierząc, że jeśli przestaną się modlić i być przykładnymi chrześcijanami zaraza powróci. Wytworzy to w przyszłości silnie uzależnione od religii państwo.
Polska
Podlasie Potem.
Półwysep Apeniński
Zaraza dotarła do Włoch od północy i szybko przetrzebiła większość populacji gęsto zaludnionej północy. Dzięki polityce zamykania weneckiej laguny celem odpierania najazdów hord turystów udało się ochronić przed zagładą gminy weneckie położone na wyspach: stare miasto i Lido. Lekarstwo dotarło do kraju stosunkowo późno i było dystrubuowane drogą lądową, a nie lotniczą – z tego powodu do wielu społeczności po prostu nie dotarło. Uratowali się przede wszystkim mieszkańcy wsi na obszarach nadmorskich, rozciągających się od Rzymu na północy do Reggio di Calabria na południu, a także część populacji wysp: Sycylii (tam w dużym rozproszeniu), Sardynii i Korsyki. Ciekawy przypadek stanowi wyspa Elba, z której w obawie przed chorobą zbiegli wszyscy mieszkańcy poza lokalną społecznością rumuńskich imigrantów, którzy szybko zaczęli zawracać łodzie płynące w kierunku archipelagu, unikając tym samym całkowicie zarażenia i organizując tam ostatni na świecie przyczółek swojego narodu.
Półwysep Iberyjski
Zaraza dotknęła Hiszpanię i Portugalię, kiedy oba te kraje były pogrążone w poważnym kryzysie politycznym. Paradoksalnie, to właśnie chaotyczna, nieskoordynowana odpowiedź władz centralnych pozwoliła na uratowanie ok. 2,1 mln. z blisko 57 milionów mieszkańców regionu – relatywnie do łącznej populacji najwięcej na świecie. Największe skupiska ludności koncentrują się wzdłuż wybrzeża Oceanu Atlantyckiego, od Galicji na północy do Cieśniny Gibraltarskiej na południu. Udało się także odratować część populacji nadbrzeżnej Katalonii, doliny Ebro, Vall d'Aran, Andory i północnej Aragonii. Wszystkie te obszary utrzymują ze sobą łączność radiową – przynajmniej na tyle długo, na ile pozwoli stan infrastruktury, której na obszarach opuszczonych nie ma komu utrzymywać ani naprawiać. Kataklizm na obszarze Iberii nie doprowadził do masowego solidaryzowania się ludności w obliczu zagrożenia dla jej istnienia; przeciwnie, gdy rozprzestrzenianie się plagi udało się zahamować, do głosu doszły ruchy irredentystyczne, gotowe utworzyć nowe struktury na gruzach kolosa na glinianych nogach, jakim okazała się obecnie w zasadzie wyludniona i pustynniejąca Hiszpania.
Rosja
Wiadomości o tajemniczej chorobie w Chinach początkowo nie spowodowały żadnych niepokojów w Moskwie. Z Chin miała przecież pochodzić ptasia grypa - pic na wodę fotomontaż - i inne dziwne choroby, które co rusz wybuchają i co rusz zanikają zabierając ze sobą garstkę osób. Włodarze Kremla szybko zaczęli rozumieć, że tym razem jest trochę inaczej. Choć pierwsze stadia choroby mijały bezobjawowo, to choroba zaczęła bezlitośnie zabijać. Atakowała nagle, i człowiek plując krwią umierał. Rząd Chińskiej Republiki Ludowej zdecydował się początkowo na wprowadzenie kwarantanny prowincji Hebej, okazało się jednak, że względu na długi okres bezobjawowego rozwoju choroby, wiele osób chorych jest nie tylko już w większości chińskich miast, ale także we Francji i nawet Meksyku. Ludzie zaczęli uciekać na wieś. Rząd ChRL zdecydował się zawiesić ruch wszystkich pociągów i samolotów, aby móc zatrzymać chorobę. Okazało się jednak, że było już za późno.
W tym czasie w Rosji pojawiły się pierwsze doniesienia o zakażonych. Rząd zdecydował się na kwarantannę zakażonych. Jednocześnie zaczęły się pilne wspólne prace nad lekarstwem w współpracy z Ameryką i UE. Niestety, przez granicę z ChRL zaczęli przenikać zarażeni Chińczycy, w związku z tym doszło do mobilizacji sił i przerzucenie je na granicę i siłowe odsyłanie (a nawet strzelanie i spalanie na miejscu zwłok). Rząd Chin wyraził sprzeciw, ale zajęty był chowaniem zmarłych, walką z Zarazą, a także z falą grabieży, przestępstw i buntów przerażonych ludzi.
Zaraza zaczęła w dalszym ciągu obejmować coraz większe obszary. Zdecydowano, że tam, gdzie można, kobiety i najmłodsi mają być podzieleni na mniejsze podgrupy, poddani kwarantannie, a potem wysyłani do schronu. Choć naraziło to na zakażenie wielu ludzi, pozwoliło też całkiem sporej grupie osób przetrwać to, co miało się wydarzyć. Wprowadzono też zakaz ruchu pomiędzy obszarami, które były oparte o okręgi federalne. Zaraza jednak dalej zbierała swoje żniwo. Dochodziły wiadomości o śmierci milionów ludzi na całym świecie. Pokazywane były zdjęcia wykonywane przez śmiałków z pustych płonących chińskich miast.
Duże odległości w Rosji dawały szansę na przetrwanie, ale zdecydowana większość ludzi żyła w miastach. Ludzie też zaczęli uciekać na wieś. Zdecydowano się zawiesić ruch kolejowy, i wszystko przeznaczyć na wojsko. W współpracy z Ameryką (z UE już nie, bo w większych miastach doszło do zamieszek, niektóre kraje jednostronnie ogłosiły opuszczenie wspólnoty ze względu na nieudolne odgórne próby opanowania sytuacji w kraj członkowskich) zaczęto budować potężnie zautomatyzowane hale, które miałyby posłużyć za wytwórnie lekarstwa, którego wciąż nie było...
Moskwa, Sankt-Petersburg, Wołgograd, Ufa, Perm, Irkuck, Władywostok, Ochock - wszystkie te miasta opustoszały. Część mieszkańców skryła się pod ziemią, ale nie wszędzie to przyniosło dobre efekty... Sytuację pogarszał napływ uchodźców, głównie z Ukrainy i Białorusi. Od strony Chin już dawno nikt nie nadchodził.
Gdy sytuacja stała się beznadziejna, i zmarł także ukochany przez lud Wołodia, nastała radosna wiadomość! Stało się! Rosyjsko-Amerykańsko-Fracnuska grupa uczonych wynalazła działający lek, dodatkowo bardzo łatwy w produkcji. Ruszyła produkcja na masową skalę, niestety, z lekarstwem nie udało się dotrzeć wszędzie na czas... W państwie, rządzonym teraz przez Dymitra Miedwiediewa, Zaraza zaczęła się cofać. Niestety, nie można było o tym powiedzieć o reszcie świata - ludzie umiera dalej. I zmarł też, niestety Miedwiediew. Władzę po nim przejął Wiaczesław Wołodin - nie został on mianowany jako samodzielny polityk, ale zaczął szybko się uniezależniać. Najbardziej Rosjanom zapadło zdanie z przemówienia transmitowanego przez radio w czasie inauguracji na stanowiska Naczelnika Państwa: "Przejdziemy przez te piekło w zwartym szeregu!"
Wzrosły też wpływy Cerkwi, która w ostatnich latach i tak się umacniała. W niektórych ośrodkach, do których zbiegła okoliczna ludność, doszło do pogromów.
Zarazę w Rosji przetrwało 3 950 000 ludzi. Są to przede wszystkim mieszkańcy rosyjskiej глубинки, także wiele osób, które przetrwało zarazę w miejskich bunkrach i kwarantannach. Przetrwała też część osób mieszkająca daleko od cywilizacji. Podsumowując, Zarazę w jakoś przetrwali
- mieszkańcy Europejskie części Rosji, w tym części rosyjskich miast
- Czeczeni i Osteńczycy
- Jakuci
- trochę Udmurtów, Tatarów, okolicznych Rosjan
- Buriaci i okoliczni Rosjanie
- mieszkańcy Syberii
- mieszkańcy rosyjskiego Dalekiego Wschodu
- parę Ajnuskich wsi
- część mieszkańców Kamczatki i Aleutów
- Nieńcy
- mniejsze grupki, które nie mają większego znaczenia
Oceania
Papua-Nowa Gwinea
Papua-Nowa Gwinea jako jedna z niewielu miejsc została przez Zarazę oszczędzona.
Ludy
Większość ludów wyginęła w wyniku Zarazy. Nieliczne, które przetrwały, w przyszłości skolonizują całą planetę. Obszary, na których przetrwała ludzkość zaznaczone są na mapie:
Lista języków, używanych w tym strasznie świecie w czasach tuż po Zarazie:
J. afroazjatyckie
- J. semickie
- J. południowosemickie
- J. etiopskie
- J. amharski
- J. południowoarabskie
- J. sokotryjski
- J. mehri
- J. etiopskie
- J. północnosemickie
- J. arabski klasyczny
- dialekt jemeński
- dialekt omański
- J. arabski klasyczny
- J. południowosemickie
J. albański
- J. albański
J. drawidyjskie
- J. tamilski
- J. kannada
- J. malajalam
J. germańskie
- J. afrykanerski
- J. angielski (na pograniczu Kanady i USA)
- J. islandzki
- J. wilamowski
J. indoirańskie
- J. indyjskie
- Sanskryt
- Grupa centralna
- J. hindi
- J. gudźarati
- J. radżastani
- Grupa północna
- J. nepalski
- J. maithili
- Grupa południowa
- J. marathi
- Grupa syngalesko-malediwska
- J. synagelski
- J. wedda
- Grupa centralna
- Sanskryt
- J. irańskie
- J. wschodnio-irańskie
- J. awestyjski † (używany jako język liturgiczny zoroastryzmu)
- J. alański (osetyjski)
- J. jagnobijski
- J. zachodnio-irańskie
- J. mazanderański
- J. farsi
- dari zoroastryjskie
- J. wschodnio-irańskie
- J. dardyjskie
- J. kaszmirski
J. kuszyckie
- J.somalijski
J. mongolskie
- J. buriacki
J. romańskie
- języki ibero-romańskie
- język aragoński
- język galisyjski
- język kastylijski
- dialekt andaluzyjski
- język portugalski
- języki italo-dalmackie
- język włoski
- dialekt rzymski
- dialekt wenecki
- język włoski
- języki oksytano-romańskie
- język kataloński
- język oksytański
- dialekt aranejski
- języki wschodnioromańskie
- język rumuński
J. samojedzie
- J. nieniecki
J. słowiańskie
- J. południowosłowiańskie
- J. bułgarski
- J. macedoński
- J. serbsko-chorwacki
- J. wschodniosłowiańskie
- J. rosyjski
- J. białoruski
- Języki zachodniosłowiańskie
- J. polski
- Etnolekt śląski
- J. polski
J. tureckie
- J. jakucki
- J. tatarski
J. tybeto-birmańskie
- J. tybetański
- J. dzongkha
- J. dandzongka
- J. tshangla
J. ugrofińskie
- J. fiński
- J. karelski
- J. maryjski
- J. udmurcki
Izolaty
- J. ajnuski
Etap I
W Etapie I opisywany jest świat 50 lat po Zarazie. Większość ludzi nie pamięta już Świata sprzed Zarazy, choć przypominają im o tym ruiny spalonych miast...
Historia
Choć większa część ludzkości zmarła w wyniku Zarazy, życie toczy się dalej. Na ruinach starego świata tworzą się nowe byty, które starają się oswoić ten nowy świat. Jednocześnie, na obszarze
Historia Rosji
Tu przykładowo będzie opisana historia Rosji. ble ble ble.
Etap II
W Etapie II jest opisywany świat 1050 lat po Zarazie. Świat uległ potężnych przeobrażeniom, większość śladów starego świata uległo już zatarciu. Ludzie zaczęli zasiedlać olbrzymie połacie nowych lądów.
Lista Państw
Tu dajemy krótką listę państw wraz z mapą. Można je też jakoś opisać :)
Języki i Ludy
Tu wstawiamy opisy ludów i języków. A także ich ogólną historię. Też takowa mapa.
Historia
Tu opisujemy historię Świata przez ten długi czas. Podzieli się na rejony, zapewne :)
Urywki ze Świata Zarazy
Tu publikowane są komunikaty wydane w czasie Zarazy, a także notatki, bądź relacja świadków tych trudnych czasów.
Polska
Naoczna relacja podlaskiego ocaleńca:
Chto wy? Nowiście, ze Mazoŭsza pryjechali? U was toże ŭsi ljudzie pamarli jak i ŭsiudy poza naszym Padliaszszam? Panie, żebyście wy wiedali szto tut działacca! Ŭsi ljudzie pamierali, my ŭsi dumali, szto ŭżo nasz kaniec i ino da mohiłek nam iści treba! Alie tady pryjszli jani radziemawiery jak jani siabie nazywajucca. Hawaryli nam szto kożny chto chaczu prażyć musi bieham uciekać da Bieławieskaj Puszczy! Bolsz ljudzi im nie dała wiery alje jani tylko pamirali i pamirali, Panie szto tut wyprawiałacca, aż strach razmaŭljać! Alje ja im daŭ wieru i pajszoŭ z majaj żonkaj i dziatkami k puszczy. Ku zdziwieńniu bolszaści ljudziej ŭ puszczy nichto nie pamiraŭ! Pasłyszeli my szto ŭsi ŭ carkwie ci kaściole padli trupam! Tedy radzimawiery pawiedzieli nam szto heta kara za wycinańnie puszczy! I szto jak my chaczemy preżyć musimy praprosić maci pryrodu i poczać żyć z niaj ŭ harmonii, szto heta aposzniaja szansa dlja nas by naprawicca! Ja jużem ŭżo daŭno dumaŭ szto hetaj szyszku ŭżo daŭno pawinien piaron boski trafić i taho maciarewicza i kaczora toże za to szto jani z naszym krajem wyprawiali! Panie! I akazałusia, szto nie Boh jakiś czuży z pustyni pra nas dumaje ino Bohi naszyje rodnyje zabytyje prez nas! I niadoŭha my dawiedzielicca szto szyszku sapraŭdna piaron trafiŭ! Była pra hetym ŭ radyju, ŭsi z puszczy światawali, szto sprawiedliwaść bożaja stałasia! Ciapier mamy szansu adnawicca i żyć pa sapraŭdnamu! No zachodźcie wy, jużem my wam jakujś rabotu zare znajdziemy. Nie mażecie bycca pra suchym pysku, treba sztoś rabić kali chaczecie prażyć!
Hienadź z pod Narewki
Z dziennika ocalałego z okolic Nysy:
_29 dnia Zarazy
Biała Nyska.
Od momentu pierwszych masowych pogrzebów naszych rodzin, znajomych i przyjaciół, zwykliśmy tą straszliwą katastrofę pisać wielką literą. Zaraza, bo tak na nią mówią wszyscy, zabijała każdego, kto choćby próbował spojrzeć jej w oczy. Mówi się, że przyszła z Chin, albo Francji, prawdę mówiąc nikogo to już dzisiaj nie obchodzi, ważne jest tylko jutro. Od pięciu dni stosujemy leki, które zaczęto zrzucać nam z helikopeterów i samolotów. Pomaga. Od czterech dni nikt nie umarł. Tutaj, w byłym powiecie nyskim jesteśmy już bezpieczni, nawet nasyceni. Zbliża się jednak zima. Mimo nadchodzących mrozów jesteśmy pełni optymizmu. Skończyło się najgorsze, jednak jedzenia wyraźnie zaczyna brakować. Mamy stałą łączność radiową z ocalałymi skrawkami Rzeczpospolitej: północą Opolszczyzną, resztką obszaru GOPu, pojedyńczymi, odciętymi miastami Dolnego Śląska, czasami uda się nam nawet nawiązać kontakt z Kotliną Kłodzką i dalszymi nadajnikami w: Kaliszu, Świebodzinie, czy Zakopanem. Wiemy też (głównie przez radiostacje górnośląskie, które dzięki propagacji fal średnich i próbach nadawania falami długimi) o istnieniu skupisk ludności na Podlasiu, Karelii, części Rosji, prawdopodobnie na Bałkanach, Włochach i Hiszpanii – tylko te tereny przetrwały w Europie. Poza Europą? Wiemy, że Amerykanie, którzy pracowali nad lekiem żyją, nie wiemy za bardzo gdzie.
Gdyby nie lek, zapewne nie pisałbym teraz, jednak poza lekiem był jeszcze jeden czynnik, który uratował nas od najgorszego. Codziennie rzesze ludzi uczestniczyło w mszach odprawianych wedle porządku przedsoborowego. Po mszy (nierzadko requiem) szliśmy procesjami okolicznymi lasami. Dzięki Opatrzności, która dała nam naturę i jej owoce, przetrwaliśmy Zarazę. Wszyscy zastanawiają się co dalej?
Marek
Wycinki kaliskich gazet codziennych:
Kalisz i okolice wracają do zdrowia!
Parę dni minęło, kiedy Amerykanie i Rosjanie zrzucili nam cudowne lekarstwa! Od trzech dni nikt nie umarł. W Katedrze św. Mikołaja (Biskupa) biskup JE Stanisław Napierała odprawił uroczystą Mszę Świętą w dziękczynieniu za koniec zarazy. W homilii JE mówił o potrzebie wspólnoty, nawiązując do swego motta Ut vitam habeant – Aby mieli życie. We Mszy Świetej uczestniczył prezydent miasta, wraz z partnerem. To wielka radość dla Kalisza i ocalałej Polski powiedział po mszy prezydent JE Robert Biedroń. Według wstępnych szacunków władz miasta i kościoła na obszarach dawnych powiatów: wrzesieńskiego, jarocińskiego, gostyńskiego, krotoszyńskiego, pleszewskiego, ostrowskiego, tureckiego, ostrzeszowskiego, kępińskiego oraz kaliskiego, wraz z miastem przeżyło około 80.000 ludzi.
Prezydent Miasta Kalisza zachęca do zasiewu zbóż ozimych!
JE Robert Biedroń zachęca mieszkańców do wysiewu zbóż ozimych poza strefami zamkniętymi. Część mieszkańców Kalisza wyruszyło na południe i wschód w celu znalezienia odpowiednich pól na zasiew. Czeka nas trudny okres. Ponownie musimy wziąć sprawy w swoje ręce. Nie możemy dopuścić, by głód dyktował nam warunki. - powiedział prezydent Kalisza.
Radio Kalisz odbiera sygnały pozostałych polskich radiostacji:
Dzięki współpracy techników, mechaników, dziennikarzy i elektryków Kalisz odebrał sygnały wszystkich obecnych stacji polskich w: Świebodzinie, Nowej Soli Lubuskiej, Bełchatowie, Zakopanem, Żywcu, Mikołowie-Katowicach, Janowie (Śląskim), Lublińcu, Nysie, Kluczborku, Kotlinie Kłodzkie, Legnicy, Wałbrzychu, Głogowie, Bolesławcu oraz Wrocławiu.