Co do mnie:
Polski, bez komentarza.
Angielski, jakieś 13 lat nauki bez większego skutku, tak naprawdę zacząłem ogarniać dopiero na studiach, czytając i pijąc z zagramanicznymi ludziami. Rozumiem prawie wszystko, mówię płynnie, ale niepoprawnie. Przede wszystkim nieznośnie kaleczę wymowę.
Czeski, dwa lata nauki ledwie, ale bardzo łatwo mi wchodził. Od kilku lat nieużywany, więc trochę umarł. Mam dobrą wymowę.
Rosyjski, też dwa lata, ale znam nieco gorzej niż czeski. Też dobra wymowa, natomiast nigdy nie udało mi się nauczyć płynnie czytać w żadnym piśmie poza łacinką :-P.
Włoski, pięć lat nauki w podstawówce, jeden na studiach. Dogadam się w podstawowych sprawach, ale oracji nie wygłoszę.
Francuski, trzy lata w liceum, absolutna pomyłka. Że mapel duzy lapę, wule wu kusze awek mła i niewiele więcej. Fakt, że nie przepadam za tym językiem nie pomaga.
Hiszpański, drugi rok nauki trochę pod presją (niestety, nahuatl bez hiszpańskiego ani rusz), język jest niewiarygodnie prosty (w sumie to nooblang), ale myli mi się z włoskim.
Łacina, trzy lata nauki w liceum i dwa na studiach, jak na nie-filologa klasycznego nieźle. Od lat udzielam korków, ale na dość podstawowym poziomie.
Greka, raptem trzy semestry, umiemy czytać, ale pisać już nie (akcenty, srsly?), co do gramatyki to poległem na imperatywie aorystu.
Staro-cerkiewno-słowiański, rok nauki i sporo kontaktu z, ale wiadomo, nie uczyłem się go po to, żeby się nim posługiwać.
Nahuatl klasyczny czwarty rok nauki, gramatykę w zasadzie ogarniam, ale nawet proste słówka muszę czasami sprawdzać w słowniku. Współczesny drugi rok, jestem na etapie small-talków (trochę brak partnerów do ćwiczenia :-P).