Ja pierdolę
Nie wiem, co jest gorsze - fakt, że wprowadzono taki sztuczny neologizm czy to, w jaki sposób to uzasadniono...
I w ogóle, nie kupuję tej argumentacji, że nazwa polska wzięła się z angielskiego. Niby jak? Nie kupuję też, że "Guinea" to jakaś błędna transfonetyzacja nazwy z języków indjańskich (z których podane formy w ogóle nie brzmią podobnie - za to na pewno są pierwowzorem tej "kawji"). Jak dla mnie powodu takiego nazwania tego zwierzątka trzeba szukać gdzie indziej. A "morska" oznacza "zza morza (oceanu)" - pewne rodzaje małpiatek nazywano kiedyś
kotkami morskimi (stąd i "koczkodan", od czeskiej "koczki"), jeszcze głupiej, ale to tylko pokazuje, że nazwa ta wpisuje się w jakiś szerszy trend i taka znowu przypadkowa nie jest.
Ogólnie mówiąc, tak to jest kiedy ścisłowcy próbują się wymądrzać w kwestjach językowych - pewnie nawet bez żadnej konsultacji lingwistycznej czy zaglądania do źródeł historycznych - po prostu napisali tak, jak im się wydawało, jak to im tam w ich głowach brzmiało najsensowniej (być może ich krzywdzę - ale z doświadczenia wiem, że ścisłowcy [czy to biolodzy czy chemicy, lekarze czy inni] nie konsultują raczej zmian terminologicznych z "brudnymi chómanistami" - uważają, że to w ogóle nie ich sprawa). Niestety, coś takiego w naszej dziedzinie jest, że przedstawiciele innych działów wiedzy, a nierzadko i normiki bez żadnej wiedzy uzurpują sobie prawo do wymądrzania się na ten temat. I później jakiś domorosły podróżnik, który myśli, że jest poliglotą (zresztą, praktyk języka =/= znawca języka), bo zwiedził te tam paręnaście czy paredziesiąt krajów i wszędzie się umie "jako tako" dogadać jakąś improwizowaną "interlingwą", pisze w jakiejś swojej biedapublicystyce bzdety typu tysiąc pięćset sto dziewięćset nazw na śnieg w językach eskimoskich, informacja trafia do obiegu i zatacza coraz szersze kręgi, a głupi ludek to łyka. Bo z tego co zauważyłem, to głupi ludek szuka ciekawostek językowych WSZĘDZIE, tylko nie w źródłach o tematyce językoznawczej.
A najgorsze jest w tem wszystkiem to, że takie zarządzenia budują w ludziach jakieś poczucie poprawności językowej i merytorycznej, a ludzie takie rzeczy chętnie łykają (pewnie dlatego, że mogą wtedy błysnąć wiedzą w towarzystwie - jak n.p. ktoś powie "świnka morska", to można go poprawić "hehe kawja, ty niedouczony tępaku xDDDDDDdedede"). Ludzie nie rozumieją, że nazewnictwo systematyczne jest dla naukowców, a wszelkiego rodzaju "Myanmary" dla dyplomatów - a nie zwykłych ludzi. Sytuacja, w której nazwa używana od wieków nagle staje się "niepoprawna" jest podeźrzana ze wszech miar i powinna wywoływać opór, zapalać "czerwoną lampkę" w mózgu. Ale niestety, u nas dominuje mentalność
Hominis Sovietici - jak piszą, tak po prostu jest... i ch*j.